Olusia zazdroszczę CI, że masz mamę.
Moja zmarła . . . jutro minie 3 lata.
Dziewczyny przekopiuję Wam mój wpis na 28 dni, to co pisałam do moich przyjaciółek.
oto jest:
MOJA HISTORIA tamtych dni . . .
Ostatnie usg u ginki to był koszmar.
usłyszeliśmy to, czego żadna para spodziewająca się dziecka nie chce usłyszeć.
„przykro mi, Wasze dziecko nie ma akcji serca, nie wykazuje żadnej aktywności, ciąża obumarła”.
Widziałam nasze dziecko na usg. . .
zerknęłam raz . . .
było taki bezbronne, ale takie kochane, tak pragnęłam, aby się poruszyło….
Łzy napłynęły do oczu, Paweł mocno ściskał mnie za rękę.
a ona nam tłumaczyła, a samej jej ręce się trzęsły, głos drżał. Mówiła, że dla Niej to też jest trudne.
Powoli nam tłumaczyła, co dalej, jakby bała się, że w tym szoku, jakim byliśmy, nie zrozumiemy co mówi, nie zapamiętamy.
Mówiła, że zmierzyła dzieciaczka, tą przezierność i wyszła bardzo dobra, był zdrowy!!!
to jest duży plus, bo wiemy, że nie było obciążeń genetycznych.
Mówiła spokojnie, powoli, że niewiadomo dlaczego dochodzi do obumarcia ciąży. że przyczyny możemy nie poznać.
ale mówiła, że to mógł być jakis wirus, których teraz tak wiele w powietrzu.
Powtarzała jak mantrę, żebym nie czuła się winna, że wszystko zrobiłam jak powinnam, że wyniki moje były dobre.
Mówiła, że ona też robiła co mogła, od razu wprowadzony był acard, luteina.
Mówiła, że być może następną ciążę od razu położy mnie do szpitala, wprowadzi inne leki.
Widać było, że sama w głowie szukała przyczyny.
Naprawdę przeżywała to z nami.
Paweł zadawał dużo pytań, tak naprawdę to On z Nią rozmawiał, mi łzy płynęły po policzkach…
Zapytał się DLACZEGO?
Nie potrafiła odpowiedzieć, ale powiedziała,ze czasem tak się zdarza, że Ona wie, że dla nas to ogromna tragedia, ale musimy Jej uwierzyć, że nie jesteśmy jedyni, że ona ma wiele pacjentek, które ronią pierwszą ciążę, ale później zachodzą w ciążę i rodzą zdrowe i silne dzieci. Powiedziała to, co jedna z Was napisała mi na priv, że organizm jest już przygotowany do ciąży, macica przygotowana, ze teraz tak się stało, aby drugiemu dziecku było łatwiej. że nie możemy czuć się winni, że będziemy w ciąży! mamy w uwierzyć…
i tu spojrzała na mnie. . . .
powiedziała, że mam się nie załamać, że to nie koniec świata, choć teraz tak mi się wydaje.
ale to nie tędy droga…
muszę się wziąć w garść, uwierzyć, że będę w ciąży, bo ona wierzy w nas i jest pewna, że będę w ciąży.
Powiedziała, że jutro muszę się zjawić w szpitalu( czyli 08.01). Trzeba podać leki (tu dokładnie tłumaczyła co i jak, co założą, jakie leki, ale nie pamiętam), następnie, zrobi zabieg.
zadrżałam….
ale wiedziałam, że tak trzeba.
dla mojego zdrowia.
W międzyczasie zadzwoniła do swojego kolegi, też ginekologa, po wizycie u niej podjechaliśmy do Niego.
jeszcze jedno usg.
diagnoza ta sama.
ale z Nim już nie chciałam o niczym rozmawiać. Po prostu wyszliśmy z gabinetu.
Droga do domu była straszna.
Całą przepłakałam.
W domu od razu Paweł poszedł do salonu i zakrył zdjęcie naszego dziecka.
Przyszedł tatus.
Wtuliłam się w Niego i rozpłakałam jak Mała dziewczynka. Płakałam, a On nie wypuszczał mnie z objęć…
Nie wiem, ile to trwało.
Opowiadał, że jak do niego dzwoniłam to był u mojego brata. Adaś nie mógł uwierzyć, tatuś też.
Mówił, że Adaś zaczął do taty krzyczeć: „i gdzie jest ten Twój Bóg???? gdzie?” ze złości uderzył pieścią w drzwi, szyba się pobiła, poranil sobie rękę…
tato mówił ,ze jemu wtedy serce pękło znów na pół. mówi, że nie wie, ile razy jeszcze serce można składać na nowo.
odpowiedziałam, że ja też nie wiem.
Tatuś się rozpłakał.
Mówił, że nie wie gdzie jest ten Bóg! że nie wie dlaczego nam to zrobił… że on jeszcze dziś był na mszy i modlił się za nas, że nie rozumie dlaczego nas ta tragedia dotknęła. że gdyby mógł całe nasze cierpnie wziąłby na siebie.
Płakał bardzo, a mnie serce znów pękało.
dotarło do mnie, że nie tylko ja przeżywam tragedię, że ONI też.
Tatuś mówił, że teraz najważniejsze, żeby mi nic nie było, żeby moje zdrowie nie było zagrożone.
Opowiedziałam mu o wszystkim, o szpitalu itp.
Chciał jechać z nami. Adaś też.
ale nie zgodzilismy się, obiecałam, że będziemy w stałym kontakcie.
Tamtej nocy nie spałam ani minuty…
Połozyłam ręce na brzuchu i żegnałam się . . .
Wiedziałam, że w szpitalu nie będzie na to szansy . . . bo chciałam być sama. Ja i moja Iskierka. tylko MY!
O 5:15 wstałam z łózka.
prysznic, spakowałam torbę i w drogę.
na IP byliśy o 7:00
Przy przyjęciu rozpłakalam się pierwszy raz.
Później przyjęcie na oddział.
Była moja ulubiona pielęgniarka, którą poznałam w lipcu, podczas laparoskopii.
Powiedziała „oo ja Panią pamiętam, pani strażniczka. pani znów u nas?”
odpowiedziałam, że tak, ale w o wiele smutniejszych okolicznościach.
spojrzała na skierowanie i już wiedziała, a ja znów się rozpłakałam.
Odsunęła papiery, chwyciła mnie za rękę i zaczęła mówić . . .
mówiła to co ginka ( że takie rzeczy się zdarzają, że wie, że teraz to ja nie wyobrażam sobie dalej życia, że to tragedia, ale ona mi obiecuje, że ja tu wrócę na oddział, ale jako rodząca i będzie to szybciej niż myślę itp).
Uspokoiłam się, przestałam płakać.
Najpierw wywiad, póżniej papiery do podpisu.
Dostałam papier, gdzie miałam się podpisać czy „wyrażam lub nie wyrażam zgody na pochówek dziecka”. Jednym słowem czy chcę zabrać dziecko i urządzić pogrzeb.
zatkało mnie . . .
Odpowiedziała, że takie są procedury.
Ja powiedzialam, że sama nie podejmę tej decyzji, zawołałam Pawła.
Zgodnie stwierdziliśmy, że nie wyrażamy zgody na pochówek.
Nie chcielismy przedłużać tej tragedii.
Nasze dziecko umarło, a my je pochowaliśmy w naszych sercach. Nie wyobrażam sobie załatwiania formalności pogrzebowych, uroczystości itp. Nie! nie, to nie dla nas.
Poprosiłam o osobną salę, nie chciałam z nikim leżeć.
Dostałam pustą salę, byliśmy sami.
Najpier wenflon założyła – ta sama pielęgniarka. tłumaczyła mi co się mogło stać, mówiła, że to nie koniec świata.
wspaniała babka, nie dała szans mi się rozkleić, wlewała w moje serce nową Nadzieję.
po pół godziny znów badanie.
Dwóch innych lekarzy mnie badało, w tym ordynator oddziału, najlepszy fachowiec.
ale już na usg nie patrzyłam.
diagnoza się potwierdziła.
po godzinie podali pierwsze leki, tu podczas aplikacji leków, łza spłynęła po policzku…
wiedziałam, że zaczyna się.
Lekarz – ten ordynator – zbadał mnie ginekologicznie, zanim podał lek. słyszałam jak mówi, szyjka wysoko, zamknięta, ładnie uformowana. Później ucisnął delikatne brzuch, powiedział macica nad spojeniem łonowym.
Po kolejnej godzine, bóle brzucha, krwawienie.
następna dawka leków.
i znów czekanie.
to czekanie było najgorsze . . . czas się tak dłużył . . .
Paweł był przy mnie, trzymał za rękę.
Kochany mój!
dostałam lek na uspokojenie, pielęgniarka powiedziała, że w kazdej chwili mogą mnie zawołać.
wyszła.
Paweł przysunął się do łóżka, położył rękę i głowę na moim brzuchu.
Pożegnał się z naszym dzieckiem . . . .
Powiedział, żeby od razu biegło do babci, że babcia się nim zaopiekuje. rozpłakał się!
ale na chwilę, zaraz się pozbierał i pocałował mnie w czoło i powiedział „będzie dobrze, poradzimy sobie!”.
Przyszła pielegniarka.
Zaczyna się.
Weszłam do sali.
Anestezjolog był ten sam, co przy laparoskopii. Dobry człowiek.
Połozyłam sie na fotelu.
Kątem oka dojrzałam moją ginkę, tego ordynatora. Wiedziałam, że jestem w dobrych rękach.
Anestezjolog połozył mi maskę na twarzy, czułam jak ktoś chwycił mnie za rękę. nie wiem kto to był, moja ginka, ten anestezjolog, ta pielęgniarka? nie wiem.
zasnęłam.
Obudziłam się.
Pierwsze co, to zapytałam się czy to już. Usłyszałam, że tak. Zapytałam sie jak długo trwał zabieg, odpowiedziano mi że 25 minut.
Pielęgniarka nakryła mnie kocem, dostałam jakiś drgawek, trzęsło mną na tym fotelu.
ale zaraz przeszło. po 10 minutach wstałam, poszłam do pokoju, położyłam się.
Po pół godzinie przyszła moja ginka.
Powiedziała, że wszystko poszło dobrze, że pobrali materiał do badań histopatologicznych. wyniki za dwa tygodnie i wtedy mam się stawić na kontrolę u niej. że moze boleć mnie brzuch, że mogę brać coś przeciwbólowego, rozkurczowego. że bedę krwawić. złapała mnie za rękę i spytała jak się czuję.
i wiecie co?
nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale czułam WIELKI SPOKÓJ.
powiedziałam jej, że jestem jakaś taka spokojna, że aż dziwne, bo pewnie powinnam teraz płakać, krzyczeć itp.
Była godzina ok 13:30.
Powiedziała, że 17-18:00 będę mogła wyjść do domu.
ale ok 14 przyszła pielęgniarka przyniosła wypis ze szpitala i zwolnienie.
Poleżałam do 15 i Paweł poszedł do pieleęgniarki, że ja chcę już wyjść do domu. Pielęgniarka zadzwoniła do lekarza. Nie miałam dużych bóli brzucha, krwawienie nie było mocne, nie było skrzepów, zgodził się.
ubrałam się i wyszliśmy stamtąd.
Droga była spokojna.
W domu położyłam się, brzuch trochę bolał, takie skurcze miałam . . .
jak się położyłam przeszło.
przyszedł tatuś, przyniósł rosołek.
zjadłam troszkę.
Już był spokojniejszy jak widział, że ja spokojniejsza jestem.
a ja się chyba pogodziłam z tym.
Trafilismy na mądrą ginkę, super lekarzy i pielęgniarki na oddziale.
Wszystko nam zostało dobrze wytłumaczone, nie byliśmy osamotnieni.
.
Dziewczyny ja wierzę, że będę w ciąży!
Czy płaczę?
no jasneeeeeeeeeee!
to silniejsze, łzy lecą, na myśl, że dziecka w brzuchu nie ma, będą lecieć jak rzeczy wyprawkowe przyjdą.
ale w środku jestem spokojna. Pozwoliłam Iskierce odejść, nie trzymałam Jej na siłę.
Ja wiem, że w tym roku będę w ciąży.
Po 3 miesiącach mamy zacząć się starać. Wtedy będzie zielone światło dla nas.
Skorzystamy z tego.
Nie boję się!
Wiem!
Naprawdę wiem, że druga ciąża będzie zdrowa, donoszona. Nie boję się w ciążę zachodzić.
Mam cudowną rodzinę.
Pozwolili mi na opłakanie naszego dziecka, płakali ze mną.
Jesteśmy razem, tak jak wtedy po śmierci mamy . . .
Pisałam to do jednej z Was już, że jedno jest pewne, nasze drugie dzieciątko nie dostanie na imię ani Emilka ani Wojtuś. To imię jest i zawsze będzie naszej pierwszej Iskierki.
Iskierka zgasła . . . ale w nas NADZIEJA jest, nie zgasła! zarówno Paweł jak i ja wiemy, że będziemy w ciąży.
Bałam się, że się poddam, że nie będę chciała już dziecka.
ale tak nie jest.
Pragnę GO jeszcze bardziej i wiem, że ono zagości w naszym życiu.
Pewnie, jeszcze nie raz wybuchnę płaczem, przyjdzie dzień, że cały przepłaczę.
Wychodząc ze szpitala, bała się, że wezmą mnie za jakąś idiotkę, która nie płacze, nie krzyczy, nie złości się, że własnie straciło dziecko, że wyjdę na kobietę, która nie chciała tego dziecka…
Boję się, że Wy o mnie tak pomyślicie, po tym co przeczytałyście, o tym, że ja w srodku jestem spokojna, nie załamałam się, nie rozpaczam, „nie uderzam głową w ścianę” krzycząc „Boże dlaczego?”
Nie myślcie tak o mnie.
Widać jestem silniejsza niż sama przypuszczałam.
Wchodziłam, czytałam, co piszecie i martwiłam się o Was. . .
zwłaszcza o te ciężarne, że taki stres dla nich przyniosłam.
Dziewczyny nie denerwujcie się, nie płaczcie. . .
Nasze dziecko umarło, ale zostało opłakane, pożegnaliśmy się z NIM, pozwoliliśmy mu odejść. Jest w dobrych rękach, z moją mamusią.
Mamusia tak pragnęła wnuka. Kupowała ciuszki dziecięce wtedy, kiedy ani ja ani mój brat o dzieciach nie myśleliśmy.
Nie doczekała do wnuczka, teraz wnuczek/wnuczka sama do Niej pobiegła.
Są razem i na zawsze będą w naszych sercach.
Paweł kupił ładne pudełko, postanowiliśmy wszystko do niego schować, testy ciążowe, wynik bety, zdjęcia usg . . .
Jeszcze nie wiemy co dalej… czy zakopiemy gdzieś głęboko je, czy schowamy w szafie… czas pokaże . . .
Dziękuję, że jesteście!
Zawsze byłyście, a słowa spod poprzedniego wykresu były do Ani.
Bałam się, że zostanę odebrana jako wariatka, która teraz szuka winnych, ale tak nie jest, zresztą wiele z Was miało takie same odczucia, pisząc mi to na priv.
Ja nie szukam winnych.
Ciekawe jaki wynik będzie badań histopatologicznych…
Ciekawe jak długi bedzie ten cykl…
Ciekawe czy będę miała naturalną owulację…
Dużo jest niewiadomych, ale jest jedna pewność: BĘDĘ W CIĄŻY! jeszcze w tym roku. zobaczycie!
Wiecie?
Kiedyś się zastanawiałam co jest lepsze: zajść w ciążę i ją stracić czy nigdy w ciąży nie być?
teraz już wiem.
Gdybym mogła cofnąć czas i coś zmienić . . . NIC bym nie zmieniła.
zaszłabym w tą ciążę, wiedząc jaki będzie koniec.
ten czas był cudowny. te emocje 02.11.2012 niezapomniane. . .
piękny czas. . .
Dziękuję Bogu, mojej gince, Pawłowi, że było mi dane to poczuć!
Już wiem jak to jest być w ciąży, to cudowny czas . . . najpiękniejszy!
. . . i nic nie przekreśli tych wspomnień.