Karola, ja póki co nie mam pojęcia, jak dam radę... Jestem tu, gdzie jestem, sama w zasadzie, moja rodzina daleko... Mam dwie przyjaciółki, ale one kompletnie nie rozumieją, co czuję. A ja się panicznie boję... Mieszkam sama, on w weekendy usiłuje stwarzać pozory, że wrócił do tamtej rodziny (czy diabli go wiedzą co), bo nagle zrozumiał, że on bez tych dzieci i mamusi nie może... Nawet nie jestem pewna, czy w razie problemów odbierze telefon, jełop jeden. A jeszcze termin na grudzień, zima... Święta pewnie samiutka z dzieckiem maleńkim... Do tego nie mam żadnych oszczędności. Póki co jeszcze pracuję ale mnie to wykańcza...
"Tatuś" oczywiście twierdzi, że kocha nad życie, tylko nie wie, co ma zrobić... Miota się, jest targany różnymi emocjami... A ja kurrr mam być spokojna i wyluzowana, fuck...
Oczywiście twierdzi, że nas zabezpieczy finansowo itp., ale jakoś coraz mniej wierzę w jego słowa... Dziś mówi co innego, jutro co innego... Do tego jak na złość żadnej kuzynki z dzieckiem małym, ale na tyle dużym, żeby przejąć od niej najpotrzebniejsze rzeczy i wszystko będę musiała kupić:/
A co do facetów, znasz jakiegoś normalnego?? Bo ja póki co najwyraźniej samych kretynów. Szczególnie w naszym mieście, bo my chyba z tego samego.
_________________ 
|