hej. jestem tutaj tajże, Nowa.
Szukałam coś o poronieniu..na google..bo poronienie nie jest mi już obce,odległe,bo mnie to spotkało.
Wcześniej tylko czytałam o tym w ksiażkach przypadkowo,jak natrafiłam na ten temat i po prostu mówiłam sobie, że mnie to nie może spotkać, bo nie zasługiwałabym na to.A dlaczego?Wcześniej czułam się dobra,wierząca katoliczka i co najważniejsze,szczerze praktykująca.Miałam krwawienia dość obfite - aż zabrała mnie karetka z domu do szpitala - to była moja pierwsza ciąża,byłam w 10tygodniu.Okazało się w szpitalu, że szyjka zamnieta,wszytsko ok,rozwarcia zadnego,wody plodowe są,tętno dziecka jest,no i co to była za radość,jak ujrzałam na usg mojego syneczka,jak do mnie machał

. Tak wyglądał.I tak jest do dziś, nasz synek nam ładnie macha,rozwija się i rośnie ok, jest cudownym dzieciaczkiem. Za 2 miesiące będzie miał 1rok

Pierwsze urodzinki.
No....a teraz coś o drugiej mojej ciąży.Niestety - nie donoszonej

.Dlatego tutaj się znalazłam. Powiem szczerze - że BYŁA NIEPLANOWANA. Wpadliśmy z mężem, ok 1,5 miesiąca temu...Pierwszy raz nie skontrolowałam mojego kalendarzyka małżeńskiego,miesiączkowego. tak jakoś po Nowym Roku zahulaliśmy. No i że mam b.regularny cykl,to jak okresu nie dostałam to już czułam, że mogę być w ciąży. Byłam zaskoczona nową sytuacja, ale wręcz rozradowana! Chcieliśmy ogólnie,by nasz synek miał niedługo rodzeńswto, a że los tak chciał,Bóg tak chciał...i na początku zmartwienie nową sytuacją zamieniliśmy w szczęśliwe oczekiwanie. Tia... Powiem Wam szczerze, że byliśmy wcześniej,przed zrobieniem przeze mmnie testu pokłoceni i obrazeni na siebie.Nie odzywaliśmy sie ze sobą tydzień.Ja oprocz tego w niewiedzy przed nim, odczuwałam symptomy ciąży. Wiadomość o ciąży nas zjednała szybciej ku sobie.choć i tak chcieliśmy sie pogodzic.... No ale POWIEM SZCZERZE - kłóciliśmy się, był stres wcześniej przez zaplodnieniem i po zapłodnieniu, kłóciiliśmy się, godziliśmy się (mówiliśmy często o rozwodzie - choć tak naprawdę tego nie chcieliśmy); ja również nie szczędziłam swoich nerwów mojemu 10miesięcznemu synkowi,jak nie chciał usnąć i się kręcił, to krzyczałam na niego,wyrzycałam na niego nerwy, wkladałam nerwowo smoczek. W ogóle byłam zła. Czuje, że Bóg odebrał nam to szczeście, to dziecko, które zaledwie 5tygodni rozwijało się w moim łonie. Jak przyszliśmy z mężem na 1 wizyte w sprawie oceny ciąży (był to 9 tydzień ciąży), to lekarz robiąc usg dopochwowe, powiedział nagle: ciąża martwa...nie widać bijącego serca...wielkość płodu oceniona na 5-6 tydzień .
Ja mialam jakieś dziwne przeczucie,że niby jestem w ciąży,to tego duchowo nie czuję... widziałam,obserwowałam moje oznaki ciążowe,jednak w środku czułam się jakaś taka pusta ....??
Już opłakałam to dzieciątko,miałam w ten piątek łyżeczkowanie (krwawiłam tak bardzo,że musiałam do szpitala pojechać).
Straszne....ja wiem, że nie zasłużyliśmy na to drugie dziecko.
Czuje także, że mogła rosnąć dziewczynka,miałam ochote na słodkie rzeczy,przez zapłodnieniem jadłam tylko słodkie, na twarzy miałam lekki tradzik.... Straszne... a tak bardzo chcę i mąż również, miec dziewczynkę, siostrzyczkę dla naszego synka. Nasz syn ma obecnie 10,5 miesiąca,na imię Dominik.
Powiem Wam, jest mi dziwnie...Jak mogłam tak lekceważyć tą drugą ciążę, wiedząc , że w pierwszej ciąży miałam krwawienia, i poronienie zagrażające. Lekarz powiedzial, że co druga kobieta ma poronienie. Zwłaszcza we wczesnej ciąży. Powiedział,że takie wczesne poronienia występują głównie z powodów genetycznych.Zbyt słaby zarodek...