W nocy z 12 na 13 marca dostalam okropne bole brzucha. Przeszly po okolo 2-3 godzinach. Rano poszlam normalnie do pracy na 8.00, pracuje w anglii jako care assistant. Jednak zaraz po zapisaniu sie poczulam kolejne bole. Musialam czekac na menagera bo byla zajeta. Powiedzialam jej ze musze isc do lekarza bo mnie strasznie brzuch boli. Nie pozwolila mi powiedziala ze najpierw praca. Nie patrzac na nic, powiedzialam ze moje dziecko jest wazniejsze niz praca, trzasnelam drzwiami i wyszlam. O 10.00 lekarz mnie przyjal i zbadal. Powiedzial ze to jakas infekcja czy cos w tym stylu i dal mi lekarstwo. Poszlam do apteki by je kupic, jeszcze po drodze kupilam paczki do kawy. No i wracajac do domu zaczelam krwawic. Wrocilam do lekarza, ktory napisal mi list i kazal jechac do szpitala... tylko jak. Musialam czekac na taxi, ktora przyjechala 10 min pozniej i szybko do szpitala. Tam juz sie mna normalnie zajeli. O 13.00 slyszalam bicie serduszka mojego malenstwa, dostalam kroplowek mnostwo kroplowek, jakies zastrzyki i nic nie pomoglo. O godz. 13.39 urodzilam sliczna dziewczynke. Bylam w 22 tyg. ciazy. Do wieczora lezalam zaryczana, moi przyjaciele odebrali mnie ze szpitala, nie chcialam tam zostac, bo za plecami jakas kobieta rodzila, moj maz przylecial w nocy bo byl w polsce, trzymal mnie w objeciach przez calusienki czas, czuwajac nade mna. Dzis mija 86 dni a ja pamietam krzyk, placz i rozpacz jakby o bylo wczoraj. 17 marca mialam dowiedziec sie jaka jest plec dziecka, byla to corunia Kingusia, 410 gram i 22 cm. Rozpaczalam, krzyczalam dlugi czas, Nie planowalam nic, jednak sie stalo. Zaszlam w ciaze poraz drugi no i tym razem dostalam plamien i 25 maja stracilam moja druga kruszynke. Teraz jestem z mezem, Nie chce jak narazie zachodzic w ciaze, nie bede planowac nic, bo boje sie ze za kazdym razem tak a nie inaczej zakonczy sie ta wspaniala przygoda, najpierw radosc a minute pozniej strach ktory nie opuszcza cie ani na moment, co bedzie, jak bedzie czy wszystko bedzie dobrze...
Stracilam dwoje dzieci, stracilam rodzine, przez ich samych, ale mam meza ktory mnie wspiera na kazdym kroku, ociera lzy i stawia do pionu, mam jego wsparcie, stara sie byc silny choc widze ze nie ma sil na nic. Ale to wszystko uczy nas, szkola zycia bezduszna i podla ale szkola zycia. Moze kiedys w moim domu rozbrzmiewac bedzie smiech dziecka... moze kiedys.......
To jest odcisk jej nozek i raczek, moja kochana kruszynka