Witam
Jestem tutaj nowa, ale że ze Stalowej Woli to się dołaczam
Przeczytałam wasze wypowiedzi na temat porodu w Stalowej i ja niestety nie mam tak dobrych wspomnien...

Urodziłam synka 4marca 2005r. Do szpitala przyjechałam 1 marca (to był moj termin porodu) nie miałam jeszcze bóli, ale lekarka prowadząca uczuliła mnie żeby sprawdzac ruchy dziecka i jezeli w ciągu godziny nie bede czuła ruchów to biegusiem na porodówke. I tak tez się stało. Okolo godziny 22 przyjechałam na porodówke i juz kolo 23 dostałam pierwszych bóli. Pielęgniarka która mnie badała pocieszyła mnie mówiąc "jutro o tej porze będzie pani trzymać maleństwo w ramionach" Ale niestety to "jutro" nadeszło dopiero trzy dni później... Pielęgniarka która mnie mierzyła stwierdziła, że mogę nie urodzić naturalnie, gdyż bobas wydaje się duży a ja jestem niska i mam wąskie biodra... Lekarze niestety nie byli tak spostrzegawczy... gdy mineła
doba a ja dalej miałam dzidzia w brzuchu zrobili mi USG i stwierdzili ze dziecko jest faktycznie za duze dla mnie zebym mogla urodzic normalnie. No ale dalej NIC !!! Dali mi jakis zastrzyk który miał przyspieszyć akcje porodową , skórcze miałam coraz silniejsze i coraz częstsze ale niestety rozwarcie nie postępowało i mały nie schodził wogółe w dół... i tak czekałam sobie do piątku... kiedy to juz jak mąż mnie zobaczył to się przestraszył... ledwo kontaktowałam...tak więc jak bóle zaczeły mi się we wtorek o 23 tak cesarke zrobiono mi dopiero w piątek o godzinie 11:20... Kiedy byłam juz na noworodkach też nie było rewelacji. Na drugi dzien po cesarce wpadła jakaś położna i do mnie z tekstem : dziecko pani sie drze, może by pani wstała i nakarmiła! takze nie całą dobe po cesarce musiałam sama wstac z łózka ( a że jestem niska to musiałam z niego zeskoczyć bo było wysokie... wyobraźcie sobie ze świeżą raną skakać z łóżka... szybciej sie wczołgałam na to łózko spowrotem niż zeskoczyłam ból nie do opisania )

dopiero na nocną zmiane przyszła bardzo miła położna i zabrała maluszka do siebie i przynosiła mi tylko do karmienia żebym mogła spokojnie spac i odpocząć... widziała ze jestem bardzo zmeczona.
Poza tym gdyby nie moja pani doktor prowadząca ( Urszula Drabik-Wojnarowska - polecam z całego serducha) pewnie nie doszłabym do siebie... Ona jak przyszła na drugi dzien po porodzie, przyniosła mi taborecik zebym nie musiała zeskakiwac z łozka, pomogla mi z niego zejsc i zaprowadziła mnie pod prysznic ( a położne patrzyły na nią jak na głupią) stała przy mnie przy prysznicu i w pewnym momencie zrobiło mi się biało przed oczami (byłam osłabiona, w jednym miejscu przy cięciu czułam ogromny ból od momentu kiedy pierwszy raz zeskoczyłam z łóżka i potem nie mogłam chodzić na jedną noge) zemdlałabym ale pani doktor mnie złapała i pomogła wyjść i ubrać się... płakać mi się chciało jak myslałam o tych ..... położnych... nie chcę uzywac brzydkich słow... jednym słowem dla mnie to była tragedia.... pobyt miałam przedłuzony bo małemu nie przechodziła żółtaczka i przez ten cały czas czułam sie fatalnie...a wystarczyło przyjechac do domu....odpoczełam jeden dzien i na wieczor juz sama chodziłam i zajmowałam sie maluchem... wystarczyła pomoc... której w szpitalu (oprocz pani doktor) niestety nie otrzymałam... Takze jak będe kiedys rodzic to napewno nie w Stalowej... mam ogromny uraz.. jest jeszcze wiele szczególów o ktorych nie wspomniałam, bo chyba musiałabym napisac nowele ;p a i tak się rozpisałam wiec jesli zanudziłam to z góry przepraszam

Mam nadzieje, ze żadna z Was nie bedzie musiała przechodzic tego co ja, bo naprawda odechciewa się drugiego bobaska...
Także pozdrawiam i życzę szczęśliwego rozwiązania wszystkim, którym zbliza się czas spotkania z dzidziusiami
a tak z drugiej strony to zazdroszcze, bo moj synek ma juz 2 i pół roku a jak wspomne jak był małeńki to odrazu mi się chce takiego maleństwa... są przecudowneeeee!!!! kocham takie dzidzie

)))
No.... to koniec mojej historii.... POWODZENIA!!!