Dziękuję wszystkim za gratulacje.
Poród miałam bardzo szybki, wody mi odeszły ok 6.30, gdy ściągałam piżamę z zamiarem wejścia pod prysznic. Wykapałam się i zawołała mnie położna na ktg, powiedziałam jej o wodach i od razu mnie zbadała, miałam już rozwarcie na 4 palce. Zadzwoniłam do tatusia, że zaczynamy rodzić. Leżałam na porodówce, podłączona do ktg, za pół godziny miałam już rozwarcie na 8. O 8.10 przyjechał tatuś i dopiero zaczęła się akcja, bo do tej pory nic mnie nie bolało. Bóle przyszły nagle i bardzo silne, położne mówiły mi jak mam oddychać i kiedy, żeby dotleniać małą. Bóle parte zaczęły się też od razu silne i bardzo długie. Zaczęłam mocno przeć około 8.30, miałam wrażenie, że te bóle wcale się nie kończą i zaraz rozpieprzę tą całą porodówkę. W końcu poczułam, że to chyba już i położna powiedziała, że teraz mam przeć z całej siły, więc się zaparłam, prawie wyłamałam tatusiowi palce i pojawiła się główka, następny ból party, też z całej siły i mała się wyślizgnęła... co to była za ulga!! I to była godzina 8.50. Od razu zaczęła głośno krzyczeć! Odessali ją, co już widziałam i położyli mi ją na brzuchu... Łzy szczęścia popłynęły strumieniami... Za chwilę zabrali do pomiarów i badań i musiałam jeszcze urodzić łożysko, ale to już była pestka. Kiedy rodziła się główka, położna zrobiła mi nacięcie, które potem było szyte pod znieczuleniem. Nie bolało, ale czułam nieprzyjemne takie jakby poszarpywanie.
Teraz jestem już w domu z Alicją. Jest kochana, nie mogę się na nią napatrzeć... Jak tylko doczytam jak się umieszcza zdjęcia to powklejam.
Jeszcze raz dziękuję za gratulacje
