Zbieram się od jakiegoś czasu, by napisać jak przebiegał mój poród

Zacznę od początku..
Termin miałam na 21.11.2012, ciąża przebiegała bez większych problemów, dokuczał mi tylko ból krocza podczas chodzenia/leżenia, zgaga zwłaszcza wieczorem i pod koniec wiadomo, wielki brzuch i problemy ze spaniem.
Do szpitala trafiłam 15 listopada, po fałszywym alarmie jaki sama sobie zgotowałam. Poszłam do miejskiego szpitala tak po prostu żeby mnie jakiś ginekolog zbadał i zrobił ktg. Na miejscu lekarka stwierdziła, że nie mam już szyjki, że jest zgładzona i zaleciła żebym już została u nich. Na własną odpowiedzialność nie skorzystałam (nie chciałam tam rodzić). Zadzwoniłam do mojego gina, który kazał mi natychmiast przyjeżdżać, torbę już miałam spakowaną od dłuższego czasu. Więc udałam się do wybranego szpitala, lekarz czekał na mnie, zbadał zaraz po przyjęciu na oddział a tam się okazało, że szyjka jeszcze jest, mała bo mała, ale była, rozwarcia brak. Już mnie nie chcieli wypisać, bo byłam w 39tc i poród na dobrą sprawę mógł się zacząć w każde chwili. Mijały dni, w sumie na oddziale spędziłam 2 tygodnie

każda dziewczyna rodziła, tylko ja tak długo zajmowałam łóżko. Miałam dwukrotnie robiony masaż szyjki, który zaowocował tylko delikatnym odchodzeniem czopa. 27.11. ordynator zarządził- cewnik folleya

zakładali mi go przy studentach

obciach straszny, ale miałam to w nosie, byleby tylko coś pomógł. Łaziłam z nim cały dzień, pod wieczór mieli mi go zdjąć, jeżeli sam by nie wyleciał. Niestety sam nie wypadł i lekarki, które były na nocnej zmianie podjęły decyzję, abym z tym dziadostwem spędziła całą noc. Ja w nerwach, zapłakana, zmęczona, błagałam aby ktoś się zlitował i go usunął, była możliwość że poród może się nawet w nocy zacząć, bo czułam jakieś skurcze podczas noszenia cewnika. Mój gin zainterweniował, zadzwoniłam do niego z płaczem

W końcu jedna babka mi go wyjęła i co się okazało? Że miałam 5cm rozwarcia

także cewnik się spisał, tylko sam nie wypadł nie wiedzieć czemu. Przetrwałam całą noc, nie chciałam rodzić w nocy, wolałam za dnia

ok. 7. rano 28.11. zaczęły się delikatnie sączyć wody, o 8. zabrano mnie na porodówkę. Dostałam 2 kroplówki z oxy, bolało jak diabli, na szczęście rozwarcie ładnie postępowało. W końcu nie wytrzymałam, miałam ochotę gryźć ściany

poprosiłam o znieczulenie, jaką ulgę poczułam jak zaczęło od razu działać!

Mój mąż cały czas był ze mną, zestresowany, ale pocieszał mnie jak umiał. A przed pierwszą kroplówką z oxy mój gin przebił mi pęcherz, wody odchodziły przez kilka godzin jeszcze, nie wiedziałam, że aż tyle ich mam

Ok. godz. 15. przyszła położna, zbadała mnie i mówi "zaraz będzie po wszystkim jest 10cm". Bardzo się ucieszyłam! Już za chwilę miałam poznać synka

Zbiegło się mnóstwo ludzi, neonatolodzy, położna jeszcze jedna, dwój ginekologów i ktoś tam jeszcze, już nie pamiętam, ale cały pokój był zapełniony

Kazała mi przeć najmocniej jak umiem. Dostałam z godzinę wcześniej jeszcze małą dawkę znieczulenia, ale czułam skurcze, postępowałam zgodnie z instrukcją, przeć jak będę je czuła. Położna nacięła mnie i po kilku minutach Kuba był na świecie, mąż przeciął pępowinę

była to godzina 15:30

wytarli Kubusia, położyli mi na brzuchu i tak przez 2h leżał na mnie, złapał cyca. Byłam szyta przez lekarza i ten ból był okropny, ale szybko minął. Nie zapomnę momentu gdy dziecko było już na świecie, jak mi go 1. raz pokazali

warto było znosić zgagę, ból krocza w ciąży, wszystko dla mojego dziecka

Później dwie doby spędziliśmy w szpitalu i nas puścili do domu

zaczęło się inne życie. I za niedługo Kubuś kończy rok! A czuję się jakby to wszystko działo się z miesiąc temu
