no i znowu sie poryczalam jak to przeczytalam...
zeby zycie takie proste bylo...
co do zazdrosci i zaborczosci - czasem wolalabym to niz taka totalna obojetnosc, wylewam hektolitry lez, probuje tlumaczyc, probuje krzyczec, probuje ranic, probuje odsunac sie, probuje kazdego mozliwego sposobu i jedyna odpowiedz to obojetnosc, milczenie, wielka zlewa... to chyba boli mnie najbardziej
co do socjalu tu w uk to sprawa jest skomplikowana bo pracowalam tylko 1,5 miesiaca po czym gosciu jak dowiedzial sie ze jestem w ciazy to zmiast zalatwic mi lzejsza prace ~(pracowalam w szklarni - gorac i chemikalia wiec w ciazy odpada) po prostu mnie zwolnil. Nie liczac tego jak w balona robil ale to dluuuuuuuuuuuga historia... Potem bylam miesiac w polsce a potem przez kolejne 3 usilowalam cos znalezc - niestety bez powodzenia. Wiec finansowo jestem zdana jedynie na faceta.
Rozmawialam juz z rodzicami ze mysle o powrocie. Nie powiedzialam prawdy - powodem jest niby moj slaby angielski i ze nie rozumiem poloznej. Wstyd mi sie przyznac do porazki, do tego ze postawilam wszystko na jedna karte - studia, szkolenia, wolontariat cale moje zycie i pomimo ostrzezen wyjechalam zostawiajac to . Teraz jak o tym mysle to widze ze to byla najwieksza glupota jaka moglam zrobic - wszystko tylko dlatego ze chcialam byc kochana i chcialam zeby moje malenstwo mialo normalna rodzine. Znalismy sie zaledwie 3 miesiace jak dowiedzialam sie o ciazy. I cieszylismy sie oboje. Wiem, sama jestem sobie winna i wiem ze musze poniesc konsekwencje. Ale dlaczego on nie musi? Dlaczego on moze zyc jakby nic sie nie stalo? Serce mi peka po prostu...
Wkleje pare tych postow co mowilam zebyscie mniej wiecej wiedzialy o co chodzi...
A ogolnie chodzi o to ze ma prace taka nieregularna i wraca sobie do domu o 3 w nocy i nie napisze mi nawet o ktorej bedzie i ja siedze i sie schizuje. A najgorsze zaczelo sie dzien przed przeprowadzka(na ktora tak czekalam!!) po prostu nie wrocil na noc nie dal znaku zycia nie odpisywal nie odbieral telefonow. Nie wyobrazasz sobie co ja przezywalam. Wrocil nastepnego dnia wieczorem. Wszyscy go szukali nawet szef z pracy. Okazalo sie ze wojtus byl sobie na imprezie a telefon rzucil w kat bo jak powiedzial chcial poczuc sie jak dawniej. Straszne to dla mnie bylo ale tlumaczylam sobie ze jeden taki wyskok to nic nie znaczy w koncu jemu tez jest ciezko i na pewno boi sie jak to bedzie jak urodzi sie dziecko. To bylo 28 lutego i od tamtej pory przynajmniej raz w tygodniu znikal i znowu zero znaku zycia. Raz bylam juz nawet na policji bo nie wiedzialam co zrobic. Co gorsza okazalo sie ze byl u fiony swojej menadzerki (w ciagu pol miesiaca spal u niej 3 razy...) Raz mi sie wytlumaczyl ze "po prostu zasnal na kanapie" - choc nawet nie mowil ze do niej idzie mial po pracy do domu wrocic - a konczy w nocy. I ze nie odbieral i nie odpisywal bo mial dzwiek wylaczony. I poszedl do niej tylko pralke zamontowac i po prostu zasnal . Nie wspomne ze my od 3 tygodni pralki nie mamy bo nie potrafil sie zebrac zeby isc do agencji ich pogonic. Wczoraj mial zalatwiac benefity bo ja z cholernym angielskim gowno zrobie. Ankiete ja zdobylam, ja ja wypelnialam ze slownikiem, gromadzilam wszystkie papiery potrzebne do tego, on mial tylko ze swojego banku zdobyc wyciag(bo mi by nie dali) i zaniesc to bo on sie dogada. Ale wojtek wzial rote za fione bo ona musiala swoje mieszkanie zalatwiac. I mial na 7 rano... Wszystko jest wazniejsze niz jego wlasna rodzina. A wymiguje sie tym ze tyle godzin musi pracowac i ze dla nas to robi. Ale cholera jak ma zalatwic cos dzieki czemu mielibysmy dodatkowa kase i nie musialby tyle robic to juz za ciezko... Dzis jest ostatni dzien kiedy mielismy to doniesc. Bylam w tym calym councilu i zrobilam z siebie idiotke bo nic nie rozumialam... Trzeba doniesc jeszcze umowe o mieszkanie wiec nie wiem czy jeszcze nam przyznaja ten benefit skoro do dzisiaj mielismy to zrobic... Jutro planowo ma na 17 ciekawa jestem czy znowu wezmie sobie dodatkowy dyzur chociaz wie co ma zrobic. A zreszta nawet jak ma wolne to spi nie wiadomo do ktorej albo wybiera godzinami liste mp3... Nie musze chyba mowic jak sie zremy przez to... Ja co noc zarycznana bo srodek nocy a on milczy i nie wiem czy zamierza wrocic na noc czy znowu u fiony bedzie. I on jeszcze do mnie ze czuje sie jak na smyczy. A to ze ja siedze caly dzien sama w domu i czekam na niego sie nie liczy. On po prostu sobie pojdzie gdzies i wylaczy dzwiek w telefonie a ja brzucha nie utne. Juz taka dobita jestem ... Nie chce wracac do domu i zyc do konca zycia na kubeczku u mamusi. Nie chce dac jej tej satysfakcji bo odkad skonczylam 13 lat to mi przepowiadala ze wpadne i ona bedzie dziecko bawic, poza tym wiesz jaka ona jest. Mojego bratanka karmi do tej pory chociaz ma 5 lat tuczy go batonikami a jego jedyna rozrywka jest tv. Nie chce zeby tak wygladalo zycie mojego dziecka a ona nawet jakby nie zauwaza ze to ja bede jego matka i mam cos do gadania. Wiem ze pewnie rozsadniej byloby wrocic ale ja wciaz mam nadzieje ze cos sie zmieni. Szczegolnie teraz jak wszystko zaczelo sie powoli ukladac - mamy sami mieszkanie i to calkiem calkiem, chodze na ten caly angielski, wojtek ma stala prace (ktorej nienawidze!!!!!!!!) i podobno mu zaproponowali zeby zostal menadzerem. Tylko zebym miala pewnosc ze on w tej pracy jest a nie u fiony... Oczywiscie twierdzi ze nic miedzy nimi nie ma, ze jest tylko przyjaciolka, ze tylko z nia rozmawia, ale jak ja mam w to wierzyc... Teraz przez te dwa dni rzeczywiscie troche sie stara - sprzatnal lazienke i wyrzucil smieci (pierwszy raz odkad mieszkamy na nowym mieszkaniu), przygotowal mi kapiel. Nawet napisal o ktorej bedzie i jak sie spoznial to napisal ze bedzie pozniej. Choc wczoraj znowu napisal ze bedzie o 1 a wrocil o 3 i jeszcze sie wkurzal ze mam pretensje jak sie spozni 15 minut (15 minut a 2 godziny!!) potem przeprosil ze nie wiedzial ktora jest. Dostali jakies piwko i sobie wypili. Nie wiem czemu mu tak strasznie odwalilo. I nie wiem czy to jakis przejsciowy kryzys czy po prostu juz zawsze tak bedzie? Wczesniej tez musialam gadac mu 200 razy zeby wykonal glupi telefon a zeby samemu cos zrobic od siebie to nie wpadl ale przynajmniej bylo widac ze sie stara, ze jest dobry dla mnie, ze czeka na to dziecko, ze z checia wraca do domu. A teraz mam wrazenie ze robi wszystko zeby tylko byc poza domem. A szantaz ze wroce do polski go nie rusza, stwierdzil ze moze tak bedzie lepiej bo nie chce mnie ranic. Jak raz byl u fiony (wtedy przynajmniej mi o tym powiedzial) to tak sie wkurzylam ze sama wyszlam z domu i do rana lazilam po ulicach. Wyslal tylko jednego smsa o 4 czy 5 jak wrocil do domu: gdzie jestes po czym poszedl spac jakby nigdy nic. Nawet nie zadzwonil zeby sie zapytac czy wszystko w porzadku czy gdzie wogole jestem. Najgorzej ze nie mam nawet z kim tutaj pogadac. Ze martwie sie o wszystko, ze zaczal mi sie 9 miesiac a dalej wojtek nie zalatwil szkoly rodzenia pomimo tego ze prosze go o to dzien w dzien. Wiem ze duzo od niego wymagam ale to nie jest moje widzimisie tylko sytuacja do tego zmusza. Chcialabym miec gwarancje ze to przejdzie ze to chwilowe i ze wszystko sie ulozy. Ale sama coraz mniej w to wierze... To by bylo tak w skrocie...
Jeszcze dodam ze po benefity na mieszkanie w koncu nie poszedl i przepadly bo czas minal (2 tyg na to mial), szkoly rodzenia nie zalatwil ani niczego innego bo wzial sobie rote za fione bo ona mieszkanie zalatwia (jej wazniejsze...) Dzis wrocil do domu o 5.30 oczywiscie wczesniej nie dal znaku ze bedzie pozniej, a wlasciwie rano i ja kolejna noc ryczalam jak glupia bo nie jestem w stanie zasnac... Twierdzi ze byl w pracy ale jak mam w to wierzyc?
|