Zdarza mi się, ale wiem, że nie powinnam... Staram się raczej zabijać wzrokiem

tak żeby dzieci nie widziały, albo szeptem (jak dzieci wrzeszczą, to i tak nie słyszą). Ale czasem się nie da.
U mnie też jest ten problem jak u Marty. Usiłuję stawać w obronie, kiedy tatuś jest zbyt surowy. I jak u malgory - nie umiem oduczyć go dyskutowania, kiedy dzieci ewidentnie się nakręcają. Raz kazałam zrobić coś, żeby obniżyć karę, która była makabrycznie nieadekwatna. Jak już tatuś tę karę nałożył, poszłam porozmawiać na boku, żeby poszedł z dzieckiem na jakiś układ, cokolwiek, byle tę karę obniżyć bez podkładania się.
Wiecie, nie jest tak, że nie można w ogóle pokazywać, że ma się różne zdania... Oczywiście, jak klamka zapadnie, drugi rodzic np. nałożył karę, nie można jej tak po prostu zdjąć. Trzeba to jakoś obejść razem, jeśli razem dojdzie się do wniosku, że to było złe. Podczas jakichś zachowań, które ewidentnie nie służą dziecku, np. gdy drugi rodzic nakręca dziecko zamiast uspokajać, lepiej kopnąć go w kostkę, zamknąć drzwi czy coś... ale nie zwracać jawnie uwagi. Natomiast jeśli pojawia się dyskusja "czy idziemy dziś na lody mimo że dzień słodyczowy jest dopiero jutro", można ją śmiało toczyć przy dziecku. Dziecko uczy się, że można dojść do porozumienia, mając inne zdania, używając argumentów. Trzeba dojść przy dziecku do konsensusu. Gdy zdarzy się sprzeczka, trzeba umieć przy dziecku ją zakończyć - przyznać się do błędu, przeprosić itd...