ja tylko miło wspominam cesarkę,anestezjologa,chirurga i kilka innych osób,bo położną to mogłam...

wredna,chamska i jak tu rodzić
masakra,dobrze że mój był przy mnie bo bym jej chyba w morde dała
wredne babsko badało mnie tylko i wyłącznie na skurczu do tego czułam jak paluchami mi poszerza rozwarcie co było tak wspaniałym doznaniem,że myślałam że reszta lewatywy mi wyleci
teraz się z tego śmieję,ale wtedy była pełna powaga,uciekłam od niej i siedziałam na wc

bo rozwarcie szybciej postępowało,a piłki nie chciałam
pochwaliła mnie raz wtedy,a ja jej powiedziałam,że czym prędzej urodzę tym szybciej wyjde i nie będę jej widzieć
a co należało się jej za to,że przez korytarz kazała mi iść bez majtek z podpaską wciśniętą w krocze,bo wody leciały,nie pozwoliła mi założyć majtek. A gdy dałam sobie je pod poduszkę bo moj poszedł po torbę i mi wypadły na podłogę-nie widziałam,zapytała czy w domu też rzucam "majty" gdzie popadnie
no to przejdźmy dalej,bo już zapoznałam Was z początkiem mojej niechęci do położnej.
Przyjechałam do szpitala z rozwarciem na 2cm

wody nadal się sączyły,leżałam,obserwowałam i słuchałam jak serduszko bije,ona czasami wpadła,wepchała łapy w moje podwozie jak krowie weterynarz
Na 5 cm rozwarcia już mnie bardzo bolało,grzecznie zapytałam czy dostanę coś na ból-usłyszałam "niech Pani nie przesadza" no cóż trzeba było sobie radzić,nie wiem dlaczego aż tak bolało...zapytałam czy odpłatnie.Wiadomo,że w każdym szpitalu można zapłacić za znieczulenie czy coś,a ona myślała,że chcemy dać w łapę i cytuję "bo zrobi się niemiło" to mój jej odpowiedział,że jej nie chcemy dać pieniedzy tylko szpitalowi za znieczulenie...eh poszła sobie.
No dobra,dam radę pomyślałam.
Rozwarcie na 7cm...bolało,jeszcze wcisła mi jakieś tabletki do środka mówiąc,że to na ból.WOW okazała serce...po 20 min przyszła inna połozna i mnie przebadała i zapytałam o te tabletki-powiedziała,że to na szybszą akcję

no to mnie wkurzyła totalnie.
Przy jeszcze większym rozwarciu myślałam,że po scianie zacznę chodzić
Bolało coraz mocniej,a partych zero...
max rozwarcie,nadal brak partych,a ból silny,chciałam rozmawiać z lekarzem i nie wezwała na moją prośbę,kazała przeć-czułam że dziecka w kanale nie ma,tylko w lewym boku mi siedział i ciągle się cofał,wiedziałam że to nie ma sensu...ale cóż,chyba wie lepiej,przy skórczu kazała przeć,po skurczu,postępu zero,a syn był wysoko.
Powiedziałam jej,że nie dam się już przebadać jak nie zobaczę lekarza-poszła i ni było jej dość długo.Przyszła w końcu i zaczęła zakładac rękawiczki,powiedziałam jej że nie musi bo nie dam się przebadać,to mi zaczęła mówić jaką ja jestem matką...to ja jej powiedziałam że ona położną też nie jest dobrą,bo nawet tętna dziecku nie sprawdzi.
Usłyszała moją rozmowę z chłopakiem,mówiłam mu jak ma dojść na patologię ciąży,chciałam by sam poszedł po lekarza.Usłyszała i zadzwoniła-chyba po koleżankę jakąś,po przebadaniu zadzwoniła po kolejnego,no i na sali zebrała się grupka 6-7 osób
"Pani i tak nie urodzi sama tego dziecka,duże,źle ułożone,nawet główka się nie wstawia w kanał rodny" "po co Pani parła"

cieszę się,że instynkt mnie nie zawiódł wtedy.
No i cesarka,z podaniem znieczulenia był problem,bo miałam skurcz za skurczem,a podczas wbijania igły nie mogłam się ruszać,no i w końcu trochę dłuższa przerwa i anestezjolog się wbił.
Wyciągli mojego kochanego okruszka,najlepszy był jego krzyk-jeden krzyk no i mamusia się popłakała razem z tym krzykiem,a ktoś tam zapytał,co się dzieje,anestezjolog "mamusia się wzruszyła" zaczął mi ocierać oczy

zaczeli mnie szyć,a małego ważyli i mierzyli.Padło pytanie "kto pokaże mamusi synka" anestezjolog leciał po niego jak po swojego

dałam buziaka,posmyrałam po małej czuprynce i go wzieli.Gdy wieźli mnie na salę to dumny tatuś stałprzed salą z małym w tym szpitalnym wózku i wtedy mogłam mieć przez chwilę małego przy sobie.
Biedaczek nie spał całą noc,mamuśka jego zawiozła nas do szpitala a wracając z pracy akurat trafiła na koniec cesarki i też zobaczyła malucha.
No i po 2 godz dowieźli mi na salę kobietę,która trafiła na tą samą położną,kazała jej rodzić bliźniaki z 35tygodnia,jeden był ułożony pośladkowo...
masakra,ale finish wspaniały

nie pamiętam jak było źle,wspominam wszystko (prawie) dobrze