Witajcie kochane

po kilkudniowej nieobecnosci postanowilam napisac

gratuluje z calego serca nowo zafasolkowanym, u mnie ze zdrowkiem juz dobrze, w sumie od poczatku sie czulam dobrze - tylko wczoraj jak bylam na noc w pracy dosc mocno bolalo mnie podbrzusze (bol podobny jak do bolu okoloowulacyjnego) z tym, ze nie wiem czy to mozliwe, aby tak szybko plodnosc po łyżeczkowaniu wrocila. Za okolo poltora tygodnia ide na pierwsza wizyte po poronieniu i zobaczymy czy cos mi lekarz powie (nie wiem tylko dlaczego nie oddali mi wszystkich usg jak mnie wyposcili ze szpitala)

hmmm. W ciagu ostatnich 4 dni przezyam tragedie w rodzinie mojego ukochanego

((( moja przyszla szwagierka zaszla w ciaze po pierwszym poronieniu (18 tydz ciazy jak poronila), po ponad roku zaszla w kolejna ciaze, wszystko bylo pieknie, badania idealne, piekny chlopczyk rosl w jej brzuszku, poltora tygodnia temu poszla na wizyte miala usg- wszystko super, dostala zwolnienie z powodu podwyzszonego cisnienia, ktore bylo zmienne. W ten poniedzialek trafila z bulem do lekarz prowadzacego, ktory skierowal ja do szpitala, okazalo sie, ze dziecko zaczelo juz "wypadac" nozka maluszka byla widoczna w szyjce macicy, kazali jej lezec przez dobe z nogami do gory, aby dziecko sie cofnelo do macicy i mieli w srode o 8:00 podszywac. W srode okolo 7:30 dostala krwotoku i zaczal sie porod, trafila na sale i dostala naarkoze, Oskarek sie urodzil. Gdy sie obudzila ordynator oddzialu jej o niczym nie poinformowal nie wiedziala przez ponad godzine co z dzidziusiem, w koncu przyszla lekarka z oddzialu noworodkow i wczesniakow i powiedziala, ze chlopczyk zyje i bedzie przewieziony do szpitala specjalistycznego na oddzial intensywnej terapii noworodkow i wczesniakow z tym ze musza czekac na karetke, karetka przyjechala dopiero o 17:30. Na drugi dzien ona zostala wypisana ze szpitala, ja w ten dzien bylam w pracy, pod wieczor zadzwonila do mnie i prosila, abym przyjechala do szpitala, gdzie maluszek lezy, tak wiec zrobilam, zwolnilam sie pol godz wczesniej z pracy, zabralam tesciowa i pojechalysmy szybciutko, okazalo sie, ze Oskarek ma sie raz lepiej raz gozej, Pani doktor za prosba rodzicow pozwolila mi go zobaczyc (chlopiec urodzil sie w 6 miesiacu okolo 26 tc wazyl 600g i mierzyl 25 cm), myslalam ze nie odwaze sie go zobaczyc, ale poszlam ze lzami w oczach, jak zobaczylam jak Oskarek trzyma mame tak malymi raczkami za paluszek to sie calkowicie rozplakalam i wyszlam, nie moglam po prostu, tak mnie serce zabolalo ( nie rozumiem jednego do sali tej wposcili nas bez fartuchow i masek, praktycznie jestem obca temu maluszkowi ) czy to tak zawsze jest czy te sale sa jakos inaczej odkazane lub dezynfekowane? Pozniej odwiozlam ich do domu i umowilam sie, ze przyjade okolo poludnia po nich i pojedziemy do szpitala do maluszka. W srode przed wyjazdem z domu okolo 11:15 zadzwonilam, aby poinformawac ich ze wyjezdzam z domu, telefon odebral zaplakany szwagier , i powiedzial, ze dostali telefon ze szpitala przed 11, ze malutki Oskarek zmarl, poprosili, abym przyjechala. Gdy dojechalam razem z tesciowa do nich zobaczyla dwoje rozpaczonych ludzi, i uwiezcie mi, ze nie wiedzialm co mam im powiedziec... po kilku godzinach szwagier powiedzial mi, ze wieczorem we wtorek przed ich przybyciem do szpitala maluszek mial wylew IV stopnia, a jak sie pytalam co bylo przyczyna, ze zmarl to nie uslyszalam odpowiedzi, ale najprawdopodobniej serduszko przestalo bic... w przyszlym tygodniu bedzie pogrzeb Oskarka. Ja od wczoraj mam jego przed oczami... nie wiem jak ja bym sobie dala rade z taka tragedia

((((((( powiem szczerze, ze moje poronienie to jest najmniejsza czastka tego co oni przezywaja

(( trzymajcie sie cieplo
_________________
ANIOŁEK 6 tc [*] 04.07.2008r.
ANIOŁEK 11 tc [*] serduszko przestało bić w 8 tc 02.02.2009r.