może po krótce opisze jeszcze historie mojej 2 ciąży... ostatnia miesiączkę miałam 31 maja cykle regularne 30 dniowe... dzień przed przyjsciem @ i dzień po terminie wyszły mi grube czerwone krechy na teście... nie opisana radość, szczęscie... Udało się będziemy po raz 2 rodzicami... czwartek 17 lipca pierwsza wizyta u gin, który prowadził mi pierwszą ciąże, w której było wszystko w porządku, usg/jest pecherzyk, jest zarodek tylko za male jak na ten etap ciązy wiec albo ciaza mlodsza albo cos z ciążą nie tak....
tysiac mysli, nie przecież to nie mozliwe, testy by nie wyszly, nie moze byc mlodsza...
kolejna wizyta miała być 23 lipca w moje urodziny... ale zaczełam plamić na brązowo, więc szybko pobiegłam do gin, powiedział, że na tym etapie ciąży to normalne, niektore kobiety mają krawienia takie jak @ wszystko jest ok... spytałam czy możliwe że progesteron mam za niski, dlatego... uslyszalam, ze nie takie plamienie moze się zdarzyć, mam sie nie przeciazac i być spokojna, zero seksu albo mamy bardzo uwazac... zrobil mi bete, inne badania krwi... wszystko w porządku... dlaczego mialabym nie wierzyc lekarzowi?ktory tu w okolicy uchodzi za jednego z najlepszych ... zrobil mi wtedy usg byl zarodek, urosl...
23 lipca krawie... jade więc do gin... popatrzyl no tak krawienie... pytam o duphaston, luteine a on mówi, że przy krawieniu dopochwowe leki ze mnie wylecą, a doustne nie dzialaja tak dobrze, poza tym do 12 tyg wystepuje naturalna selekcja, wiec wszystko sie moze zdarzyć, nawet gdybym nie krawila... zrobil mi usg, bija serduszka, a nawet widać dwa bijace punkty, uspokoilam się... bo sama znam przypadki, ze kobiety krawily nawet 2 tyg a potem bylo wszystko ok... chcialam isc do innego specjalisty przyjmujacego w tej samej przychodni, ale powiedziano mi, ze nie ma takiej potrzeby, ze raczej to niemozliwe, jak cos to lekarze sie skonsultuja... na odchodne uslyszalam, ze nie mam sie co martwic krawieniem, dopoki nie mam skurczy macicy, bolow podbrzusza takich jak na @ badz przedporodowych jak w 1 ciazy, to nic sie zlego nie dzieje...
ale sie dzialo...
24 lipca poszlam do wc najpierw wyleciala ze mnie przepraszam za opis dziwna zbita masa komorek... spanikowalam nie wiedzialam co robic, zadzownilam do szwagierki ktora jest po poronieniu, nie bylo jej... chwile pozniej wiedzialam juz co sie dzieje... bo po chwili znow cos ze mnie wylecialo w moich majtkach zobaczylam okragly, ukrwiony zarodek

i nagle poczulam dziwna pustke w brzuchu, juz wiedzialam co się stalo... krawienie ustepuje... a ja nie wiem jak sobie z tym poradzic, nie mialam sily nawet jechac nigdzie, dzis mialam isc na 2 bete... pojde by potwierdzic strate...

wczoraj nie mialam sily nawet stac, plakalam, nadal placze, brak mi sil... trzymam sie tylko dla Nadziejki ....
przepraszam, dziewczyny ze ja nowa, obarczam was swoim nieszczesciem, ale szukam ukojenia w pismie, kto mnie zrozumie, kto pojmuje co czuje, kto zna taka pustke w brzuchu i sercu jak nie wy...
mimo, ze was jeszcze nie znam, dziekuje ze jestescie, bo wierze, ze mi pomozecie przez to przejsc... ze was poznam lepiej... ze jakos razem damy rade i znajdziemy sile, wiare i nadzieje....