Ciąża, objawy ciąży, macierzyństwo, dzieci
http://www.forum.e-mama.pl/

Nie tak przecież miało być...
http://www.forum.e-mama.pl/viewtopic.php?f=67&t=55840
Strona 1 z 2

Autor:  Kariola [ wt cze 26, 2012 7:43 pm ]
Tytuł:  Nie tak przecież miało być...

Mija 10 lat odkąd jesteśmy razem. Ponad 7 lat po ślubie.
Kiedy sobie wmawiałam, że z czasem będzie lepiej, że nie zawsze miłość przychodzi w chwili poznania i że potrafi rodzić się każdego dnia.
Dzisiaj potrafię powiedzieć sama sobie, że bardzo się pomyliłam.
Zawsze bardzo różniliśmy się od siebie ale dzisiaj nie mamy o czym ze sobą już rozmawiać. O dzieciach i wiecznie o problemach. Mój mąż nie potrafi dostrzec kompletnie niczego pozytywnego na świecie. Wszystko widzi w czarnych kolorach. Wiecznie tylko narzeka, że jest zmęczony i na nic nie ma siły. Pracuje po 8 godzin za biurkiem. I naprawdę nie mam możliwości aby każdego dnia był zmęczony. Mnie traktuje coraz gorzej. Na każdym kroku pokazuje mi, że we wszystkim jestem beznadzieja, że kompletnie do niczego się nie nadaje. Odzywa się niegrzecznie a czasami wulgarnie. Najbardziej boli mnie to, że mówi tak przy dzieciach. Kiedyś nazwał mnie "głupią" a potem dzieci chodziły i mówiły, że mama jest "głupia" bo tak tato do niej mówi. Było mi bardzo przykro. Prosiłam aby nie mówił tak do mnie i o mnie przy dzieciach ale mam wrażenie, że on robi to w pełni świadomie i na złość mnie. Za każde swoje niepowodzenie wini mnie, ale za wszystko. Na to, że pada deszcz i nie może pojechać do pracy rowerem, za to, że nasza córka zbyt wolno idzie do przedszkola, za to że dzieci krzyczą podczas zabawy. Za wszystko.
Z każdym dniem czuje się coraz gorzej. I z każdym dniem uświadamiam sobie jaki popełniłam błąd. Staram się robić wszystko aby tylko było lepiej ale nie daje to żadnego skutku. Właściwie mogłabym tu pisać i pisać i opisać większość naszego życia.
Czuje się tak gdzieś w sercu oszukana. Że zaufała, że wierzyłam i dałam szanse. Tak mi jakoś pusto w sercu. Coraz częściej wydaje mi się, że i ja wypaliłam się już po tym wszystkim.
Jest mi po prostu cholernie przykro i smutno...

Autor:  Lola21 [ wt cze 26, 2012 7:57 pm ]
Tytuł: 

Kariola od kiedy taka sytuacja w domu się u Was utrzymuje ?? czy było tak od samego początku czy zaczeło się z jakiegoś powodu, np. pojawienie się kolejnego dziecka ?? wychodzicie gdzieś razem ? spędzacie czas sam na sam ?? jak jest wtedy ?

Autor:  Xezbeth [ wt cze 26, 2012 8:11 pm ]
Tytuł: 

Powiedziałabym "kopnij go w doopę", ale zapewne nie możesz tak po prostu...

Autor:  _Lilith_ [ wt cze 26, 2012 8:19 pm ]
Tytuł: 

kopanie w doope to proces któy się już u dziewczyny rozpoczał. Na razie jest bolesne i trudne uświadamianie sobie rzeczywistości, potem będzie bunt, a dalej jeżeli nie będzie zmian to już z górki :|

Autor:  Kariola [ wt cze 26, 2012 9:19 pm ]
Tytuł: 

Przychodziło stopniowo. Kiedy pierwszy raz nazwał mnie głupią czy pasożytem to znalazłam setki powodów aby go usprawiedliwić. Ale kiedy robił to kolejny raz to uświadomiłam sobie wtedy, że tak być nie może.
Tysiące razy prosiłam abyśmy porozmawiali, mówiłam co chciałabym zmienić i jakie mam pomysły. Kompletnie nie przynosiło to skutku. Płakałam, krzyczałam i błagałam i dalej nic.
Tak "kopnięcie go w doopę" nie jest takie łatwe bo przecież zmówił mi, że jestem niesamodzielna i bez niego nie dam sobie razy. A ja robię wszystko i to sama. Od rana do wieczora biegam jak nakręcona. Wstaję o 6:30 a kładę się o 24. Teraz jestem chora, dzisiaj po 6-stej obudził mnie krzykiem, gdzie są nożyczki??? Jest mi przykro, bardzo przykro. Kiedy nikt nie widzi to po prostu siadam i płacę z bezsilności.
Ja wiem, że nie jestem ideałem, mam swoje wady i zalety ale wydaje mi się, że nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie.
Chciałabym odejść, coraz bardziej się w tym utwierdzam tylko jeszcze brak mi odwagi...

Autor:  _Lilith_ [ wt cze 26, 2012 9:30 pm ]
Tytuł: 

Oczywiście, że nie zasłużyłaś i tego się trzymaj. nigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś do niczego, bo to nieprawda. Słuchaj siebie i bądź lojalna wobec siebie. Nie pozwól aby jego krzywdzące słowa wplywały na twoją samoocenę. Poczucie bezsilności poprzedza przypływ sił, zaobserwuj siebie. :wink:

Nie śpiesz się, nikt cię nie goni. Masz ten komfort, że wszystko możesz przemyśleć.
Osobiście uważam, że taki facet nie zasługuje żeby z kimkolwiek być więc nie masz zbyt wiele do zastanawiania. Sama sobie cały czas odpowiadasz na pytanie, czy odejść i siebie tylko posłuchaj.

Dasz sobie radę, bo tak na prawdę cały czas musisz radzić sobie sama.
Dojrzej do tej decyzji spokojnie. :D

Autor:  malgora83 [ wt cze 26, 2012 9:35 pm ]
Tytuł: 

Kariola pisze:
Tak "kopnięcie go w doopę" nie jest takie łatwe bo przecież zmówił mi, że jestem niesamodzielna i bez niego nie dam sobie razy.


to już zakrawa o przemoc psychiczną.

Wmawianie komuś, ze jest do niczego, to pierwszy krok do przemocy.
Nie możesz dać sie tłamsić i nie możesz dać sobie wmówić, ze jesteś nikim, bo tak nie jest. Napewno jesteś wartościowym człowiekiem i atrakcyjną kobietą i za każdym razem kiedy w to wątpisz stan przed lustrem i powtarzaj to sobie.

Skup sie na dzieciach, nie krzycz, nie błagaj, bo w jego czach zrobisz sie bardziej malutka.
Nic tak nie wkurza jak obojętność.
Może kiedy zobaczy, ze masz go w nosie to sie zastanowi?

Tak czy owak strasznie ci współczuje.
Nie bede cie namawiała do tego, zebys odeszła, bo wiem, ze sama bym tego nie zrobiła, nie na takim etapie?
A na jakim etapie bym to zrobiła? Nie mam zielonego pojęcia :/

Autor:  _Lilith_ [ wt cze 26, 2012 9:45 pm ]
Tytuł: 

Cytuj:
Nie bede cie namawiała do tego, zebys odeszła, bo wiem, ze sama bym tego nie zrobiła, nie na takim etapie?
A na jakim etapie bym to zrobiła? Nie mam zielonego pojęcia :/
Nie rozumiem o jaki etap ci chodzi, o swoją sytuację czy jej? :)

To co stosuje ten facet to jest przemoc psychiczna i do tego pasożytuje na jej wrażliwości, ma ją po prostu w doopie. Jej uczucia, jej potrzeby, jej osoba go kompletnie nie interesuje, bo gdyby tak było to już dawno zareagowałby na próby dojścia do porozumienia, a tam ściana, a o ścianę to sobie mozna łeb rozwalić jak się będzie nim w nią waliło z nadzieją, że sie ją rozbije. :roll:

Na pewno do decyzji o odejściu trzeba dojrzeć, byćm oże jeszcze trochę dostać po głowie, ale dziewczyna już myśli, już dojrzewa i uważam, że jego tak na prawdę uratowałby teraz jedynie cud, wspaniała, nagła przemiana, w co wątpię. :)

Autor:  Xezbeth [ wt cze 26, 2012 10:18 pm ]
Tytuł: 

Kariola bardzo dobrze Cię rozumiem :) Nawet nie wiesz, jak dobrze.
Trudno mi powiedzieć po paru postach, jak bardzo jesteś zdeterminowana, jak bardzo masz dość czy jak bardzo pragniesz, by było inaczej. Ale... tak naprawdę trzyma Cię przy nim to, że wmówił Ci, że jesteś beznadziejna. Jego jedyną siłą jest... Twoja wiara w jego słowa. Nie pozwól, by miał taką władzę nad Twoim umysłem.
Bardzo wiele kobiet doznaje przemocy psychicznej i nie są w stanie się wyrwać właśnie w wyniku jej działania.

I nie namawiam do niczego ;) Bo Ty sama wiesz, jak jest, czego Ci trzeba, czy działania, czy po prostu wygadać się.

Autor:  Kariola [ śr cze 27, 2012 10:00 am ]
Tytuł: 

Wiecie co może Wam się to wyda śmieszne ale po raz pierwszy mówię o tym komukolwiek a właściwie piszę. Mój mąż w oczach innych jest spokojnym, porządnym facetem. Doskonale opanował to swoje zachowanie. Gdybym komukolwiek powiedziała jak zachowuje się wobec mnie zapewne nikt by nie uwierzył. Może z wyjątkiem moich rodziców. Oni chyba widzę, że moje życie wcale nie jest tak kolorowe jak być powinno. Ale nie potrafię nikomu o tym powiedzieć.

Kiedyś zawsze to jego zachowanie usprawiedliwiałam. Że jest zmęczony po pracy, że ma zły nastrój, że ktoś go zdenerwował. Ale potem zdałam sobie sprawę, że cokolwiek bym nie zrobiła to i tak będzie źle.
Obiad nie taki, koszulka nie uprasowana itp. Kiedy pytam czy mu wyprasować ubranie do pracy t odpowiada, że nie. Po czym rano robi awanturę i wmawia mi, że jestem marną gospodynią.
Z jednej strony to nic takiego. Że jestem głupia, kiepska gospodyni czy kucharka czy nawet matka. Ale z czasem kiedy słyszę to coraz częściej to po prostu boli.

Mnie wini za każde swoje niepowodzenie. Za pracę, za kolegów, za jego rodzinę. Kiedy go poznałam to wydawał mi się całkiem inny. I te pierwsze lata były całkiem dobre. Nie krzyczał, nie ubliżał. Jednak on pochodzi z rodziny gdzie ojciec alkoholik stosował przemoc fizyczną i psychiczną. On powiedział kiedyś, że nigdy nie zachowa się tak wobec kobiety. I potem jakby o tym zapomniał. Bo mam wrażenie, że zachowuje się dokładnie tak samo. I co mam czekać kiedy zacznie mnie bić? Kiedy wyzwiska nie będą już dla niego wystarczającym atakiem?

Jest mi przykro, że dzieci to widzą. A kiedy córka powiedziała mi kiedyś " mamo, tato ciebie nie kocha prawda? To uwierzcie mi, myślałam że serce mi pęknie. Dzieci widzą jak ich ojciec zachowuje się wobec mnie, jak wyzywa, krzyczy i ubliża. Widzą, że nie przytula, nie idzie za rękę i nie mówi ot po prostu kocham Cię. Córka ma ponad 6 lat i rozumie już chyba co się dzieje.

Jest mi ciężko. Bardzo się zmieniłam ostatnimi czasy. Boje się kontaktów z ludźmi. Kontakt z koleżankami mam znikomy. Zamknęłam się w sobie.
Nie wiem jak sobie z tym poradzić i co robić dalej.

Autor:  pasia251 [ śr cze 27, 2012 10:07 am ]
Tytuł: 

Kariola przykro mi.
Spróbuj mu może powiedzieć, że kiedyś obiecał sam sobie, że nie będzie taki jak jego ojciec i że mu nie wyszło.
Jak dla mnie to jest już za późno na ratowanie związku, bo zwyczajnie nie widze w nim miłości...
Kochałaś ko w ogóle kiedykolwiek? czy uważałaś, że jakoś to będzie?

Musisz wyplątać się z tego wszystkiego - jak nie dla siebie to dla dzieci. Sama piszesz, że serce ci pęka, jak widzisz, że one na to wszystko patrzą...
Pamiętaj, że one potem wzorce zaczęrpnięte z domu przeniosą na swoje związki... tak jak to zrobił twój mąż.

Autor:  Kariola [ śr cze 27, 2012 10:25 am ]
Tytuł: 

pasia251 próbowałam rozmawiać, przypominałam mu przez jakie piekło sam przeszedł kiedy jego ojciec pił i wyzywał wszystkich w domu.
Fakt, mój mąż nie pije ale jaką mam pewność, że za kilka lat nie zacznie?
Zawsze chciałam aby moje dzieci wychowywały się w domu pełnym miłości. I teraz wiem, że tak nie jest. Że tej miłości bardzo im brakuje.
Właściwie nie wiem co zrobić aby to zmienić.
Mój mąż bardzo chciał mieć dzieci. Nawet bardziej niż ja na początku. Myślałam, że kiedy zostanie ojcem to oszaleje z radości. A ta jego chęć prysła niczym bańka mydlana. Pomoc w stopniu minimalnym. Jeszcze przy pierwszej córce czasami pomagał ale przy synku nic. Kompletnie nic.
Teraz teraz kompletnie się dzieciakami nie zajmuje. Od czasu do czasu kiedy go poproszę to zabierze ich na spacer czy na boisko. A tak tylko ciągle narzeka, że nie może odpocząć.
Spieprzyłam sobie swoje życie. Mam 29 lat a mam wrażenie jakbym miała dwa razy tyle. Jestem zmęczona życiem.

Autor:  pasia251 [ śr cze 27, 2012 10:40 am ]
Tytuł: 

Kariola zawsze można zacząć od nowa :)
jednak musisz podjąć jakąś decyzję i się jej trzymać, choćby na początku było ciężko...
zaczynać od zera można w każdym wieku - pisałam kiedyś o mojej mamie, która odeszła od ojca po 25 latach małżeństwa- - miała 45 lat i zaczynała dosłownie od zera, bo z domu zabrała tylko ubrania i trochę książek... na początku nie było łatwo, ale za to teraz żyje pełnią życia :D
i jest szczęśliwa :)

Autor:  Xezbeth [ śr cze 27, 2012 11:49 am ]
Tytuł: 

Kariola niczego sobie nie spieprzyłaś. Nie umierasz. Życie przed Tobą. I Twoja w tym głowa, żeby było spokojne i dobre. Twoje życie i Twoich dzieci. Masz mądrą córę. Widzi, że tato nie kocha mamy, ale nie rozumie, dlaczego mama jest z tatą, mimo że tata tak ją traktuje. Zakorzeni sobie, że tak może być, że to jest ok, że to norma, że tak być musi.
Wyobraź sobie, jak by wyglądało Twoje życie, gdyby on teraz wyparował :)

Nie dziwi mnie wcale, że nikomu o tym nie mówiłaś. I że się odcinasz od ludzi. To wszystko jego zasługa. On kształtuje całe Twoje życie...

Autor:  malgora83 [ śr cze 27, 2012 6:20 pm ]
Tytuł: 

_Lilith_ pisze:
Cytuj:
Nie bede cie namawiała do tego, zebys odeszła, bo wiem, ze sama bym tego nie zrobiła, nie na takim etapie?
A na jakim etapie bym to zrobiła? Nie mam zielonego pojęcia :/
Nie rozumiem o jaki etap ci chodzi, o swoją sytuację czy jej? :)



wogole patrze co napisałam i oczom nie wierzę.
Powinno to trafić do wątku na naszym forum pt. "błedy stylistyczne" :lol: :lol:

Szczerze, to sama nie wiem o co mi chodziło :oops: :lol: :oops: :lol:

Autor:  Marzena Markowska [ pt cze 29, 2012 11:15 pm ]
Tytuł: 

Kariola nie daj sobie wmówić, że jesteś bezwartościowym człowiekiem (nawet jeśli przesolisz zupę czy źle uprasujesz koszulkę...). Twój m. to DDA i żadna w tym jego wina, ale jeśli nie pójdzie na terapię, to marne szanse na to, by ułożył sobie i najbliższym spokojne i szczęśliwe życie. Myślał kiedykolwiek o terapii? To jedna sprawa. Druga to to, że stosuje przemoc psychiczną. Wiesz, że w prawie każdym mieście są grupy nie tylko dla sprawców ale i ofiar przemocy? Może warto byłoby skorzystać? I nie nie spieprzyłaś sobie zycia. Masz 29 lat, dwójkę dzieci, ktore musisz chronić, by kiedyś potrafiły ułożyć sobie szczęśliwe życie. Wiem, co piszę. Mam 33l., mając 30 ur. jedynego syna i odeszłam od m, kt. nadużywał przemocy i ogólnie jest człowiekiem uzależnionym. Nieraz myślę tak jak ty, ale potem przypominam sobie piekło, przez które przechodziłam i patrzę na synka, który pewnie o wiele rzadziej by się śmiał, gdyby mój m. był z nami. Teraz P. ma kontakt z dzieckiem, nawet czasem się nim zaopiekuje, mnie traktuje różnie, ale jego sztuczki, manipulacje, obelgi już b. rzadko nam mnie działają. A jeśli próbuje mnie obrażać, stanowczo mu mówię, że nie chcę, by mnie tak traktował(jasny, krótki komunikat). Nie wiem, co Ci doradzić, ale myślę, że warto przestać kryć problem(podobny ma wiele os, a mówienie oczyszcza, a czasem i przynosi rozwiązanie problemu)

Autor:  Kariola [ sob cze 30, 2012 5:52 pm ]
Tytuł: 

Dziękuję za Wasze słowa.

Próbuję sobie przypomnieć kiedy straciłam nad tym kontrolę. Zapierdzielam od rana do wieczora, pracuję w domu, sprzątam, gotuje, i wiadomo robię wszystko to co każ da kobieta robi w domu. Mój mąż nie robi nic. Nawet nie kosi trawy w ogrodzie bo robię to ja!
Kiedy proszę o pomoc to krzyczy na mnie, że on wraca z pracy i jest zmęczony. Odpoczywa, śpi albo idzie sobie pobiegać. Zrobił się z niego straszny egoista bo myśli tylko o sobie.
W nocy nie wstawał nigdy do dzieci, nawet jak już były karmione butlą, jeszcze przy pierwszym dziecku trochę mi pomagał ale przy drugim nic , kompletnie nic. I nie ważne, że nie mnie bolał brzuch, czy było mi słabo to wszystko musiałam robić ja. Pamiętam kiedy w 36tc dostałam atak hipoglikemiczny. Myślałam, że to udar. Kiedy zadzwoniłam do niego aby przyjechał do domu i mi pomógł to potem powiedział, że jestem histeryczką :cry:
Siedzę i zastanawiam się jak z tego wybrnąć? Wielu ludzi widzi w nim takiego dobrego, wspaniałego człowieka a w szczególności jego rodzice. Wielu myśli, że jesteśmy dobrym małżeństwem bo on doskonale gra. I tak sobie myslę, że gdybym przyszła i powiedziała komukolwiek jak wygląda moje życie to kazaliby puknąć mi się w głowę :( chyba nikt by mi nie uwierzył.
Zazdroszczę Wam siły i odwagi. Bardzo zazdroszczę.

Autor:  Xezbeth [ sob cze 30, 2012 6:51 pm ]
Tytuł: 

Cytuj:
Zazdroszczę Wam siły i odwagi. Bardzo zazdroszczę.


Jasne :) Żeby tylko było czego :lol: Ja trzęsę portkami aż miło.
Ale czytam Twoje posty i bardzo się identyfikuję z Tobą i Twoją sytuacją. Mam 30 lat i dwójkę dzieci w podobnym wieku do Twoich. Może za rok będziesz krok do przodu jak ja dziś. A jeszcze nie tak dawno byłam tam, gdzie Ty.

Autor:  bozena0 [ śr lip 04, 2012 9:04 pm ]
Tytuł: 

Witam
Jak przeczytałam Twój wpis, to przez moment miałam wrażenie jakbym czytała o sobie :( ... Tyle tylko, że ja czasem się zastanawiam czy to tak musi być, a ze mną jest coś nie tak, że ja tego nie akceptuje ... ?
Ja już jestem nawet na etapie czytania w internecie artykułów " jak radzić sobie z kryzysem małżeńskim?" Mamy dwoje dzieci w wieku 8 lat i 3 lat, dzisiaj doszło już nawet do tego, że moja maleńka córeczka mówila koleżankom na placu zabaw, że jej tatuś dziś krzyczał na mamusię :((( , aż łezka mi się w oku zakręciła ! Odkąd po urlopie wychowawczym nie wróciłam do pracy i "siedze" w domu, mój mąż na każdą moją prośbe o wspólny spacer czy jakąkolwiek pomoc przy codziennych obowiązkach odpowiada mi "daj mi trochę spokoju, ja pracuję". Już sama zaczynam w to wszystko wątpić :(((

Autor:  Agacior [ śr lip 04, 2012 9:09 pm ]
Tytuł: 

Współczuję :(

A dlaczego nie pracujesz :?:

Strona 1 z 2 Strefa czasowa UTC [letni]
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
http://www.phpbb.com/