moj tato 1.5 roku temu dostal diagonoze- rak prostaty i rak kosci. nie da sie operowac, nie da sie cofnac. lekarz prawie z usmiechem na twarzy oznajmil z emoze tylko przedluzyc jego zycie ale daje mu tylko rok zycia ;/ dzieki bogu tato jeszcze zyje i czuje sie w miare dobrze. ciagle ma chemie. ale jego nastroje zmieniaja sie czesciej i mocniej niz u kobiety w ciazy. moze byc szczesliwy, myslec daleko w przyszlosc a zaraz zalamany mowi ze juz umiera
kiedys uslyszalam ze gdy ma sie kogos w rodzinie chorego na raka to cala rodzina jest chora i jest w tym 100% racji niestety

przezywa sie to tak samo. nie wiadomo co robic. ja jako corka np nie rozmawiam z tata o chorobie. tzn sprowadzilam to do minimum. poprostu nie potrafie. staramy sie myslec pozytywnie. duza pomoca sa moje dzieci. tato mowi ze dla nich zyje- dla sowich wnuczek i wnukow- synow mojego brata. ale kurcze najgorsze w tym wsyztskim jest to ze juz w niczym tacie nie moge odmowic- pomagam mu z M w pracy- no bo tato chory trzeba pomoc ;/ tylko ze przez ta pomoc coraz czesciej sie z M kluce

on tego tak nierozumie jak ja neistety i ciagle mu powtarzam ze najgorszmeu wrogowi nie zyczylabym czegos takiego.
gdy rok temu wyjechalam na wakacje w czasie gdy tato mial miec 1 chemie to zostalam wykleta przez rodzine ;/ pozniej sie okazalo ze tato mial termin przesuniety a my bysmy stracili wakacje i M by mi to wypominal chyba do konca zycia ;/
nie moge sie sprzeciwic rodzicom w niczym praktycznie bo gdy sie poklucimy to zaraz mi mama dzwoni ze tato zle sie czuje itd itd itd a mi odrazu sie przykro robi z eja taka wyrodna corka
moja mama tez juz zyje rsztkami sil. wspolczuje jej bo ciagle musi wysluchiwac narzekan taty. czasmai jak mi opowiada co sie w domu dzieje to masakra. tato zaczal zrzedzic gorzej niz stara mocherowa babcia ;/ a ona musi zacisnac zeby i isc dalej. chemia roznie na niego dziala- czasmai zwala go z nog ze 2 tygodnie lezy w spzitalu a czasami dodaje mu sil. dzisiaj wlansie dostaje nastepna dawke i ciekawe co bedzie.
kosci ma przewarte bardziej niz szwajcarski ser

w miednicy ma 7 cm dziure, w czaszce dziury, w kregoslupie
tak troche wrzucilam z siebie, ale chcialam napisac jak to jest miec kogos chorego na raka. to ciezko neistety dla calej rodziny. a jak pomoc? jak wesprzec? nei wiem. z jednej strony trzeba pocieszyc ale z drugiej strony gadanie "wszystko bedzie dobrze" - w przypadku mojego taty- to troche glupie.
ostatnio u taty w pracy zmarlo 3 mezczyzn. byli przed 50, zdrowi i silni. nagle jednego zlapal atak cukrzycy i zapadl w spiaczke i zmarl, drugi zmarl gdy poszedl na jakas operacje jelita i tez sie nie obudzil, 3 dostal udarlu i ta sama historia. tato sie podlamal ale kolezanka dobrze mu powiedziala- widzi pan. zdrowe mlode chlopy padaja jak muchy a pan dalej sie trzyma- to dobry znak ! nie wolno sie poddawac. i faktycznie jkaby dodalo mu to sil do zycia.
a co ja ci moge powiedziec. pomoc siostrze chociazby w domu duzo jej da. caly swiat jej sie zawalil na glowe i pewnie nie ma czasu o niczym myslec. pomoz jej z reszta dzieci, w pracach domowych i podtrzymuj na duchu. a siostra niestety bedzie musiala powiedziec dzieciom co jest tacie, bo nie wolno tego ukrywac. tez maja prawo wiedziec.