Doradźcie Dziewczyny, bo ja już nie mam siły... Mniej więcej w połowie zeszłego roku podjęliśmy decyzję o przeprowadzce- do naszego domu wprowadzili się nowi sąsiedzi, do których złaziła się cała okoliczna żulernia, urządzali imprezy pod klatką, a takim zwykłym ludziom nie dawali żyć. Mieliśmy więc plan kupić 3-pokojowe mieszkanie w bloku, co miałoby jeszcze tę zaletę , że byłby pokój dla maluszka. I w tym momencie pojawił się problem- moja 82-letnia Babcia zaczęła płakać, że ona sobie sama nie radzi (co do końca prawdą nie było, bo dużo bym dała, żeby w tym wieku mieć jeszcze takie zdrowie i taka krzepę), że nie chce wiecznie siedzieć sama w wielkim mieszkaniu i co ona ma teraz zrobić... Ustaliliśmy więc wspólnie, że sprzedamy nasze i jej mieszkanie i kupimy domek, gdzie wygodnie będziemy mogli zamieszkać i my i maluszek i Babcia. Oczywiście ona sama nic przy tym wszystkim nie załatwiała, ja latałam, umawiałam klientów, pokazywałam mieszkania, szukałam w między czasie domku. W końcu znalazł się taki, w którym wszyscy się od razu zakochaliśmy, a jednocześnie znalazł się kupiec na Babci mieszkanie, który płacił gotówką, ale stawiał warunek, że wyprowadzka za miesiąc. Co stanowiło problem, bo domek trzeba było wykańczać. Staraliśmy się na nic Babci nie namawiać, wiedzieliśmy, że to będzie problem przede wszystkim dla niej. Ale ona stwierdziła, że damy radę, że to tylko parę tygodni, a domek jest świetny. I tak zamieszkała z nami na 38 m. , w dwóch pokojach , z czego ten , w którym my śpimy jest przechodni do łazienki. I tu zaczęły się problemy- jestem bardzo cierpliwa, nikt z rodziny sobie nigdy nie radził tak dobrze z trudnym w sumie Babci charakterem, jak ja. Ale i tak wymiękam. Mam ją na głowie od 7 rano, jak tylko otworzy oczy (chyba, że mąż idzie później do pracy, to czeka, aż wyjdzie), wszędzie chce ze mną chodzić, jeździć, siedzi ze mną nawet jak siedzę w necie albo coś czytam. Do wszystkiego się wtrąca, przekłada rzeczy w szafkach, każe po swojemu sprzątać, sugeruje, żebym wyrzuciła królika... Ale to jeszcze nie jest ten problem. Ja to znoszę wszystko przekonując jakoś siebie i wszystkich w koło, że jest tak ciężko, bo siedzimy na takiej małej powierzchni. Prawdziwy problem to się robi, jak chcemy wyjść sami albo chociażby sami pogadać, jak dzisiaj. Mąż wrócił z pracy i przez kilkanaście minut opowiadał mi, co mu się dzisiaj przydarzyło oraz pytał, co w domku robią. A jak wyszedł (przyjechał tylko na obiad) , to Babcia mi zrobiła karczemną awanturę, że wzięliśmy ją do siebie tylko z chciwości, bo nam na dom brakowało. A jak jej powiedziałam, że jak ją wozić, z nią załatwiać, jeździć, to jestem dobra wnuczka, to powiedziała, że jej się to należy. Nie wiem, co mam robić, całe dnie użeram się z ekipami wykończeniowymi, po nocach nie śpię, bo tamten nie przyjechał, nie skończył, nie zrobił, potem się martwię z kolei, czy to dziecku nie zaszkodzi... I teraz jeszcze to... Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale czuję że to się skończy chyba jakimś załamaniem nerwowym... Każdy dzień kończę rycząc w łóżku, nie wiem już, co z tym wszystkim robić...
_________________ Aniołek 24.08. 2007. (*), Aniołek 9.03.2008. (*)

|