Dziewczyny drogie..kochane...
Strasznie duzo daja mi Wasze slowa...pocieszenia a przede wszytskim rady...
Dzis jak do was tu pisze...jest juz o niebo lepiej...za tydzien lecimy do Poslki i moje zycie jakos kolorow nabralo..
Poplakalam pare dni...pozalilam sie szczerze mezowi...on tez czuje sie tu nadal zagubiony..widzi jak sie mecze..ze codzien przygaszam mu sie i chodze bez zycia..bez radosci...
Myslimy nad wsyztskim co by zmienic...
Teraz zyjemy wyjazdem...2-3 tygodnie to bardzo duzo...tak tesknie z amama..za przyjaciolmi..za rodzina...
Ciesze sie ze porpzmawialam z mezem ze wyzalilam sie..wyplakalam w ramie...czulam sie tak masakrycznie ostatnimi czasy ze nie mialam nawet ochoty jechac na te wakacje- moja mama..to jest osoba ktora szybko zorientowalaby sie ze jest cos nie tak..ze nie jestem soba..ze jestem nieswoja...nie chce by sie martwila...jestem dorosla i musze sama juz dawac rade sobie ze swoja rodzina..ze soba..ze soba wewnetrznie...
Mam 23 latka i wspaniala rodzine..zdrowego synka..kochanego najbardziej na swiecie i meza ktory zycie by oddal bysmy bli szczesliwi...
Porozmawialismy...postanowilismy ze Alan jak tlyko skonczy 3 latka damy go na pare godzin do przedszkola..ze ja pojde na nauke jezyka..do Collegu albo na prywatny kurs...bo przyznam szczerze ze jezykangielki to dla mnie czarna magia...rozumiem wiele slow ale pisanych...mowy nie rozumiem w ogole..na maturze zdawlam niemiecki...nigdy nie mialam stycznosci z tym jezykiem...
Chcialabym zmienic choc troszke swoje zycie...Boze jakbym chciala by te plany naprawde sie ziscily...z taka nadzija patzre teraz na swoje zycie i jak latwiej oddychac...zyc..wstawac rano i klasc sie wieczorem...
Maz zarabia dosc dobrze..nie brakue nam tu raczej niczego..to ja sie izoluje od swiata..od tego co moglabym miec (basen..zajecia z dziecmi...aerobik) bo poprostu boje sie kompromitacji i tego z ekompelnie nie rozumiem co do mnie mowia ludzie na ulicy...
W PL bylam bardzo otwarta osoba..mam wiele znajomych poznanych w sklepie..w piaskownicy..w autobusie..bo tez mialy male dzieci i tak razem zgadalysmy sie raz drugi poznaly wymienily telefonami i przyjazn trwala dlugo az do mojego wyjadu...
Tu brakuje mi tego ze mam otwarta dusze..ale brakuje mi jezyka..brakuje mi tego ze moge byc mila..pomoc..porozmawiac...doradzic..czesto lapie sie na tym ze chce cos powiedzec...mysle juz po "polsku" a w czas ockne sie ze przezciez po polsku nikt nie rozumie
Nasz Health Visitor (dopiero niedawno mielismy spotaknie) zaprosila nas na spotkania mamy z dziecmi ktore organizowane sa w przedszkolu za nasza ulica...jednak braklo mi odwagi by pojsc sama z Alanem..bo po co ktos ma meczyc sie z osoba ktora w ogole nie rozumie co ma robic..jak sie zachowywac...nie umie nic powiedziec...
Wyobrazilam sobie matki z dziecmi..gawedzace smiejace sie..i ja na boku..czerwona ze wstydu ze nie moge sie odezwac...
Polskiej grupy niestety na tych zajeciach narazie nie ma...
Jak widac moj podstawowy problem to mowa...i brak odwagi wyjscia do ludzi by sie nie osmieszyc...nie skompromitowac...
Tak brakuje mi tu bliskosci kogos...rad...ploteczek..wspolnych spacerow..spotkan..wszytskie te moje bole..potrzeby a rzcej ich brak przelewalam na meza- tyle razy w myslach oskarzalam go ze nie jestem juz potrzebna..ze czuje sie przez niego niezauwazana..niekochana..niepostrzegana...ze nie wiem po co mnie tu sciagnal i skazal na to co czuje....
Przed nami wyjazd...Boze jak sie ciesze...o niczym innym nie potrafie teraz myslec..wiem ze bedziemy miec czas dla siebie..
Wiem ze bede miala tu po co wracac..do meza ktory czeka..do nowcyh planow...
Wiem ze musze miec duzo sily by je zrealizowac..by walczyc o siebie tutaj..by nauczyc sie jezyka...
Chcialabym za pare msc wejsc na ten temat i moc Wam napisac ze wsyztsko idzie w dobrym kierunku..-wam ktore wiem ze we mnie wierzycie..doradzacie mi i chcecie pomoc...
Chcialabym miec na tyle sily by znow sie nie zalamywac...miec troszke optymizmu...patzrec pozytywnie na swoje zycie..na swoje zycie TUTAJ...bo ono mnie czeka...
Nie moge rzucic wszytskiego i wrocic do PL...moje miejsce jest przy mezu...z Alankiem obok Niego..on robi to wsyztsko dla nas...to wiem na pewno...
Chcialabym by KTOS tam na gorze pomogl mi..dal wiare...ale przede wsyztskim bardzo pomogl bo wiem ze sama nie dam radyi to co pisalam tam wyzej w pierwszym poscie moze bardzo syzbko znowu wrocic..
Oby nam sie udalo...mi sie udalo..bo jak napisala Gosia-zycie jest za krotkie i za cenne by je zmarnowac...by je marnowac codzien na zalamywanie sie i dolowanie...