Kurcze, ile ja podejść robiłam do tego tematu... Ciągle mi coś przeszkadzało
Jeśli chodzi o
sztukę odmawiania, również miałam z tym kiedyś problemy. Ogromne. Nie umiałam bez wyrzutów sumienia spławić chłopaka, czy zerwać

Kompletnie nie umiałam odmawiać. Jeśli już MUSIAŁAM, to miałam potem wyrzuty sumienia
To samo dotyczy pozostałych aspektów
asertywności. Mogę śmiało powiedzieć, że mimo licznych nauk, przeczytanych książek - absolutnie asertywna nie byłam.
Do czasu!
Ten moment przypadł gdzieś na połowę ciąży. Po części na zmianę w moim podejściu wpłynęła sama ciąża, ale i inne okoliczności, nie koniecznie przyrody
Tylko że teraz przeginam w drugą stronę
Jeśli ktoś czegoś potrzebuje ode mnie, oczywiście zgodnie ze stanem faktycznym zgadzam się, odmawiam, albo oznajmiam, że teraz nie mam czasu, ale za godzinę, jutro, za tydzień. Kiedyś odkładałam wszystkie moje sprawy na bok i zajmowałam się sprawami innych. Teraz - wyłącznie jeśli to na prawdę istotne i nie wymaga ode mnie poświęcenia nieadekwatnego do wagi sprawy.
Walczyć o swoje w instytucjach, sklepach itd. naumiałam się, jak zaczęłam pracować zawodowo. Niejednokrotnie po prostu w ramach obowiązków musiałam podyskutować tam i ówdzie. Wtedy stopowałam, kiedy wyczuwałam opór. Teraz, kiedy wyczuwam opór, używam tarana
Ale jak wiemy (czy nie?)
asertywność to nie tylko sztuka odmawiania czy walki o swoje. To również umiejętność przyjmowania krytyki i komplementów, umiejętność krytykowania i komplementowania, to sztuka stanowczości, szutka bycia sobą i nie modyfikowania siebie pod potrzeby innych. I z kilkoma założeniami postawy asertywnej mijam się szerokim łukiem niestety
Z którymi? Nie będę się tu publicznie biczować
