Queen, a ja Cię doskonale rozumiem... Wstyd się przyznać, ale miałam podobne myśli

Nawet się ludziom nie przyznaje, bo by pomyśleli, że jestem jakaś popier***
Dodam, że jestem w 3 ciąży - moje 2 poprzednie były planowane i upragnione. Nigdy nie będę żałowała, że zostałam mamą, bo to był wspaniały czas dla mnie. Ale też bardzo męczący i nerwowy. Ciągłe pieluchy, kłótnie z mężem zakończone sprawą w sądzie o rozwód, liczenie tylko na siebie, kłopoty ze znalezieniem pracy, 30 kg nadwagi... Popadałam w depresję, było mi bardzo ciężko - w dodatku dorabiałam sobie pracą w domu, która jeszcze bardziej mnie nerwicowała.
W końcu wszystko się odwróciło: 1,5 roku ćwiczeń i diety przyniosło super efekty w postaci utraty wagi, znalazłam pracę w zawodzie, zaczęłam się realizować, dostałam od mamy pieniądze na zrobienie doktoratu. Czułam się świetnie, zaczęło układać mi się z mężem, spotykałam się z przyjaciółmi, zaczęłam wychodzić na imprezy. No po prostu żyć nie umierać. Aż któregoś miesiąca spóźniał mi się okres. Tydzień czasu, a ja nawet pod uwagę nie wzięłam tego, że mogę być w ciąży. Bo przecież to niemożliwe, przecież się zabezpieczaliśmy, a właściwie to prawie w ogóle seksu nie uprawialiśmy, bo mąż w wiecznej delegacji. A tu 2 krechy na teście!!!!!!!!!! Myślałam, że umrę z rozpaczy.... Boże jak ja ryczałam... Nie mogłam uwierzyć, że to prawda. I najpierw zaprzeczałam, że to pewnie zmiany hormonalne, że może test się mylił. Zrobiłam drugi - znowu 2 krechy... Poszłam do lekarza, a on do mnie że to chyba pozamaciczna - myślę sobie UFFFF!! I po problemie! Wylądowałam w szpitalu, okazało się że jednak ciąża w macicy, ale brak zarodka, mimo iż powinien już się pokazać. Kazali zgłosić się za tydzień. Ok. Puste jajo płodowe - lajcik. Czyli jest jeszcze szansa, że to jednak nie ciąża. Poszłam do lekarza po dwóch tygodniach, bo bałam się "wyroku". No i wtedy już okazało się, że wszystko jest ok. Serce biło, zarodek był widoczny. I wcale nie ruszyło mnie to w sensie, że zapałałam miłością do dziecka... Poczułam zawód... Że znowu jestem na tym etapie, że jestem w kolejnej ciąży, że moje życie na nowo się spieprzy... Wyszłam od lekarza jak w amoku. Nie miałam żadnych objawów ciąży i powiem szczerze, że do 12 tc nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę. W ogóle się nie oszczędzałam...
ALE chyba po głowie dostałam jak miałam USG w 12 tygodniu ciąży. Jak zobaczyłam malucha, rączki, nóżki, buziunie... Chyba wtedy dopiero uwierzyłam, że będę mamą i zaczęłam żywić do dziecka ciepłe uczucia. chyba wtedy dopiero je całym sercem pokochałam i wiem, że gdybym je straciła, to byłby koszmar dla mnie.
Głupio o tym wszystkim pisać, bo przecież jestem już mamą dwójeczki. Teraz sobie myślę, że jak ja w ogóle mogłam mieć takie durnowate myśli w głowie...
Zawsze marzyłam o trójce dzieci. Potem zrezygnowałam z tego marzenia, bo już nie chciałam. A tu proszę los ze mnie zakpił. Los spełnił moje marzenie, wbrew mnie.... I to chyba najlepsze co mogło mi się w życiu przytrafić
Queen, życzę nawrócenia

Ono nastąpi prędzej czy później

Będziesz mamą, a to ogromny dar

Mimo iż teraz masz najgorsze myśli i wydaje Ci się, że zawalił się Twój świat. Za parę miesięcy spotkamy się na tym wątku i przyznasz mi rację. Pozdrawiam
