odswiezam..
nie wiem juz czy ja faktycznie jestem nienormalna czy "ona"...
mieszkamy W UK, tescie w PL ( na szczescie)... i na szczescie od ponad trzech lat byli u nas raz... my w PL tez raz... zyjemy bez slubu, dzieci nie maja chrztu, ja jestem osoba niewierzaca... tesciowa nie odmawia sobie na kazdym kroku wspomniec o tym, ze "trzeba poukladac te sprawy"... spoko.. bedzie chrzest, jak zdobedziemy czas i wszystkie potrzebne formalnosci zalatwimy, ale jej sie spieszy i chyba mysli, ze ja specjalnie odwlekam.. nawet dostalam od niej paczke a w niej ksiazka "Chrzest, dar na cale zycie"... kwestia slubu: zaproponowali, ze wyprawia wesele.. ja zliczylam kilkanascie osob z mojej strony a oni chyba z 60... (tak, tak.. oni... nie K. liste zrobia oni bo "przeciez mamy w tej kwestii cos do powiedzenia" stwierdzilismy z K., ze moze by ograniczyc liczbe gosci... i K. kombinowal... no to moze bez dzieci Ci kuzynowie.. a ona, to gosi rodzenstwo tez bez dzieci w takim razie.. (pewnie nie powinnam sie wtracac bo nie ja place, ale ja mialam na liscie tylko rodzenstwo z dziecmi-poza tym ich dzieci sa niewiele mlodsze ode mnie).. sukienke stwierdzila" ci wybierzemy" (pewnie ona placi, ona wybiera...) i bierzmowanie ci zrobimy (co jakie bierzmowanie.. zgodzilam sie na slub koscielny bo K. niby katolik ale bierzmowac sie nie chcialam...) no i temat slubu sie skonczyl... K. do kosciola nie chodzi ale ona chyba mysli, ze przeze mnie... przy kazdej rozmowie wspomina o pojsciu do kosciolka w niedziele... no flaki sie wywracaja... ja byli u nas kiedys na swieta, Iza miala poltora roku, siedzieli szykowali salatke i ogladali film na kompie.. a Iza wziela zabawke grajaca i niesie pokazac babci.. a babcia zabawke zlapala z oburzeniem, wylaczyla i schowala.. no przeciez filmu nie slyszala prawda?? a, ze przyjechala na tydz. do wnuczki i widziala ja drugi raz w zyciu... nie pomyslala... slyszalam tylko jaka ta Iza glosna, jaka halasliwa.. no trzeba cos z tym zrobic.. koniecznie..

przyjechal znajomy z dwu i pol letnim wowczas synem na kolacje, a tesciowa sie zachwyca jego synem, ze siku wola, ze sprzata zabawki po sobie, ze ladnie mowi itp. i do Izy go porownywac dawaj.. mowie, ze on rok starszy.. a ona: no tak, tak, ale zobacz, siku wola, sprzata i takie tam... na koniec kolacji z niedowierzaniem do mnie: Ty nawet dzbanuszka na mleko nie masz gosia?? no jak to?? no tak to.. nie leje se mleka do kawy z dzbanuszka, tylko z butelki... polmiskow nie masz?? no nie... no faktycznie tragedia.. ale, ze splukalismy sie samym ich przyjazdem nie pomyslala... dobrze, ze nie wspomniala o czewonym dywanie...
ja wiem, ze pomagaja nam czasem finansowo, ale czasem mam wrazenie, ze mysla iz tym kupuja sobie prawo do wtracania sie... caly czas slysze tylko, ze wreszcie trzeba sie postarac, zeby to wszystko wygladalo tak, jak powinno... ale jak?? jak powinno?? tak jak ona sobie wymysli?? czy K. ma racje, ze powinnam mimo wszystko sie zgodzic na ten slub, bo ona nie odpusci a przeciez "tyle nam pomagaja".. nie rozumiem tego, bo u mnie w domu czegos podobnego nie bylo.. moja mama sie nie wtraca, nie naciska, mowi, zebym robila tak, jak uwazam za stosowne JA, nie ktos inny... a ostatnia rada tesciowej, jak narzekalam na K. (bronilam sie przed slubem

): ale wiesz gosia.. czasem trzeba go chwalic nawet jak czegos nie zrobi... trzeba chwalic... znaczy, ze jak przez tydz. smieci nie wyrzuca to mam chwalic za to??
w temacie ew. chrztu nie podoba jej sie wybor chrzestnych dla malej (dla Izy ja wybralam wiec boi sie chyba odezwac)... wiec ona zaproponowala kogos innego oczywiscie... i za kazdym razem ciagnie ten watek.. w paczkach przysyla biblie dla dzieci, swiete obrazki, obrazy, rozance...
czasem mam ochote wlasnie zrobic jej na zlosc i powiedziec, ze zdecydowalismy, ze nie bedziemy dziewczynek chrzcic... glupia jestem, ale wlasnie takie emocje we mnie wywoluje...
