U nas niestety raczej kolki to są. Około 20-tej zaczyna się godzinny lub póltoragodzinny ryk.
I sa problemy z odbijaniem, nie bardzo chce odbijac a sprawia wrazenie, ze cos mu na tym brzuszku "siedzi i przeszkadza", kręci sie, wije, stęka...
jedyna nadzieja, ze jesli to kolki to do 3 m-cy najdalej pol roczku to minie /prosze mi to nie wypisywac wyjatkowych wyjatkow ktore mialy bole kolkowe dluzej/.
Poobserwuje jeszcze ze dwa dni te ryki i chyba sprobuje dac czopka homeopatycznego na uspokojenie, moze cos da.
I cholera jasna, Arturka mam chorego, obudzil sie z goraczka 38 stopni, wzrosla mu juz do 38.6, chlopak leci przez rece i sie kladzie zamiast biegac po mieszkaniu i wrzeszczec jak zwykle - czyli faktycznie chory jest. Mleko wypil rano, ale sniadanka juz nie chcial jesc. Bylam u lekarza i niby wszytsko w porzadku, raczej cos wirusowego sie kluje... Wogole wyjscie z Tomim i Artim to jest na granicy mojej wytrzymalosci, a ja kiedys narzekalam, ze wyjscie z dzieckiem JEDNYM, to ubieranie, wpinanie w wozek, walczenie ze sciagana czapka i rekawiczkami itd mnie przerasta
I Adam caly czas po tym antybiotyku taki jest ani zdrowy, ani chory.
Mam dosc. Napiszcie cos pocieszajacego pliiisss. Ze to minie. Ze Adam i Arti wyzdrowieja. Ze wychodzenie z dwojka to przyjemnosc ktorej musze sie nauczyc. Ze sobie poradze itd.
Acha. jak bylismy w przychodni to akurat byla polozna srodowiskowa i popatrzyla na te Tomiego pryszcze-tradziki. I wg niej to potowki

A faktycznie na zimnym powietrzu mniej widac, caly sie robi taki lekko zaczerwieniony i nie widac tak bardzo... No nic, zobaczymy. I tak jest najslodszym dzidziusiem na swiecie, mimo tych paskudztw na twarzyczce
