Witajcie
Nigdy nie przypuszczałam że będę musiała napisać w tym wątku

do tej pory starałam się ze wszystkim radzić sobie sama, myślałam iż jestem silna psychicznie, jednak już nie mam siły.
Pisywałam kiedyś na forum, ostatnio rzadziej, zmieniłam nicka bo boje się że nieodpowiednie osoby to przeczytają...
Ostatnio wszystko wymyka mi się spod kontroli, nie wiem od czego zacząć żeby wam wyjaśnić o co chodzi.
Zacznę może od tego iż moi rodzice wzięli kredyt żeby kupić nam mieszkanie, mimo to iż nie żyliśmy w luksusach (wynajęta kawalerka) nie oczekiwałam od nikogo takiej pomocy, lecz się uparli i dzięki nim mamy 68m2 z garażem i pokaźną piwnicą. Myślałam że chcą dobrze, że skoro uważają że ich na to stać, z resztą zostałam postawiona przed faktem dokonanym.
Nic jednak bardziej mylnego, zacznę od mojej matki, ma okropny charakter i uwielbia gnoić ludzi, wyżywać się na nich. Tak właśnie stałam się jej ofiarą(w dzieciństwie też mnie gnoiła, wpajając mi do głowy iż wpadła za późno i nie chciała mieć w tym wieku dzieci i są teraz przez to same kłopoty)nigdy nie czułam się szczęśliwa w domu rodzinnym, dlatego gdy poznałam mojego partnera zakochałam się po uszy i postanowiłam żyć z nim.

Dziś moja matka doskonale mnie gnoi wypominając kredyt...
Drugą sprawą jest to iż się cały czas uczę, i chce uczyć. Pierwszym problemem były finanse (bo przecież jak mogę żądać od kogokolwiek czesnego za zaoczne szkoły)jednak rozwiązałam ten problem i zdobyłam ocenami stypendium, kolejnym problemem była opieka nad małą gdy szłam na wykłady, kiedy mój nie pracował on z nią siedział, lecz bywały miesiące iż musiał pracować w weekendy i wtedy małą zajmowała się moja mama, co oczywiście kończyło się tylko awanturami i wypominaniem (ciągle słyszę od niej jaka to ona stara, nieszczęśliwa bo ja jej zatrułam życie)...
Kolejnym problemem jest przyjaciółka mojej mamy, kobieta która w ostatnich latach przeszła wiele operacji z powodu raka, waży już tylko 37kg, ma cukrzyce itp, bardzo ją lubię, sama kiedy mogę jej jakoś pomóc chętnie to robię, ale mojej mamie odbiło. Lata do niej codziennie, mówi w kółko o niej, na święta piecze jej nadziewanego kurczxaka(którego my uwielbiamy ale by nigdy tego dla mnie nie zrobiła), załatwia wiejskie jajka które dzieli pomiędzy siebie i nią, gdybym chciała od niej odkupić to bym już pewnie nie miała nawet co. W kółko liczy się tylko jej przyjaciółka, kocha ją chyba bardziej od własnych dzieci...
Mieszkamy po za miastem, 90% czasu jestem sama bo mój dużo pracuje, czasem chce mi się pojechać do miasta do rodziców, posiedzieć z nimi, ale wtedy matka zaczyna, że ona jest zbyt zmęczona na gości, że ma nas dość itp. Np. wczoraj byłam cały dzień w mieście, szukałam sobie ubrań na egzaminy, znalazłam koszulę i chciałam żeby mama mi doradziła, więc poczekałam aż wróci z pracy, ugotowałam jej obiad i chciałam żeby ze mną poszła. Po drodze tak narzekała i tak gadała w kółko że powinnam już żyć bez niej, że ma mnie dość że nawet koszuli nie umiem sama kupić że aż ludzie się na nas patrzyli, skończyło się tym że ją tam zostawiłam i wróciłam sama do domu...
I tak jest ze wszystkim, mojej mamie moje towarzystwo po prostu przeszkadza i jestem u niej niemile widzianym gościem, tak samo jak moja córka. I tu też są schody - najpierw się zachwyca wnusią, nakupuje jej ubranek bez naszej wiedzy a 5 minut po tym jak mała to dostanie wszystko wypomina, tak strasznie że doprowadza mnie do rozpaczy.
Bardzo wiele spotkań z nią, tak samo jak wczorajsze, kończy się tym że wracam do domu i ryczę...
Kolejnym problemem stał się mój partner, który choć nie lubi mojej matki i nie może patrzeć na to jak ona mnie traktuje jest do niej bardzo podobny (urodzeni dosłownie z jednym dniem różnicy) i wszystko to co w niej potępia potrafi sam doskonale wprowadzić w życie.
Ich konflikty zawsze odbijają się na mnie (wszystkie święta - jego jęczenie że on nie chce jechać do moich rodziców i robienie wszystkiego byle nie wyjść z domu) lub jej przekoloryzowane historie na jego temat.
Z nim jest albo jak w bajce albo jak w piekle, choć ja bym po prostu chciała żyć po ludzku.
Raz skacze nade mną :kochanie to kochanie tamto" gotuje wspaniałe kolacje, kupuje wino i prezenty rozpala świeczki żeby na drugi dzień być dla mnie tyranem.
Jest strasznym syfiarzem choć uważa że to ja jestem brudas. Wszystko zostawia po sobie wszędzie, dosłownie, skarpety i majtki w salonie, naczynia na szafkach, wody nie spuści z wanny bo ja od tego jestem, czasem nawet nie spuszcza wody w kiblu bo mu sie nie chce i ja mam za niego to zrobić

moje życie polega na tym że sprzątam rano jak wstane bo z wieczora jak siedział w domu jest mega burdel, w dzień nabałagani mi dziecko więc znów sprzątam przed jego powrotem.
Niestety jest jedynakiem, któremu rodzice całe życie pakowali w dupe ile wlezie. Jego matka robiła w domu WSZYSTKO za niego

zawsze kryła go przed ojcem i brała odpowiedzialność za jego błędy na siebie (np. gdy jako dorosły człowiek uwidział sobie bóg wie co brał to na raty które ona spłacała za niego)...
Sytuacja teraz jest wyjątkowo ciężka gdyż kończę ostatni rok, mam mase egzaminów, obronę, jednym słowem najcięższe 2mc w życiu, non stop się uczę, a do tego zajmuje się dzieckiem, piore, sprzątam, czasem coś wymyka mi się spod kontroli, żyje w ogromnym stresie.
Dziś rano mój doprowadził mnie do histerii, walenia drzwiami, rzucania przedmiotami i czarnej rozpaczy.
Zbierał się do pracy i oczywiście zaczą się stroić, wymyślił awantury o jakieś kurtki których ja na oczy nie widziałam na tym mieszkaniu, przyje.... się że jego rzeczy nie są wyprasowane, nazwał mnie niezrównoważoną psychicznie syfiarą która zachowuje się jak gówniara a nie dorosła dziewczyna, powiedział że w dupie ma moje zaliczenia a na koniec gdy już byłam cała opuchnięta od płaczu i się trzesłam piowiedział że całą tą histerię nagrał na dyktafon...\
To nie była zwykła awantura, to była godzina w której darł się na mnie i wyżywał za to że ma spodnie nieuprasowane non stop krzycząc na mnie, wyprowadził mnie z równowagi a na końcu powiedział
"Ja się drę?!Ja się drę?! Czy ty dziewczyno nie widzisz że jesteś niezrównoważona psychicznie i non stop drzesz ryja"
wszystko obrócił przeciwko mnie..
Chciałam od przyszłego roku podjąć nowy fakultet, bardzo obiecujący, w tym celu zapisałam się na maturę żeby napisać dodatkowo biologię, która będzie mi tam potrzebna, do tych egzaminów dochodzi mi "matura" 10 maja z jednego przedmiotu, ale nikt tego nie docenia.
Zmienię uczelnie, przepadnie mi stypendium.
W dodatku to uczelnia prywatna, lecz kierunek stworzony dla mnie i bardzo owocujący zawodowo (3 zawody po 3 latach nauki i możliwość wielu podyplomówek), uczelnia prywatna, wszyscy sprzysięgli się przeciwko mnie nie rozumiejąc że na państwowej płaci się za zaoczne 380zł miesięcznie a tu 410, ot wielka różnica.
Jestem ambitna, zdolna, chce się uczyć dla rodziny, chce mieć w przyszłości zawód który pozwoli na życie na godnym poziomie, lecz wszystkim to przeszkadza.
Małą zapiszę do przedszkola, jak sie dostanie pójdę do pracy i będę musiała na to zarobić - 300zł przedszkole, 410 studia.
Czasem płacze i mówie że pójdę do pracy ale bez studiów i będę mogła jakoś przeżyć z dzieckiem sama nie potrzebując ich wszystkich.
Nikt w tej rodzinie mnie nie docenia, nie widzi co robię i jak się staram, wręcz przeciwnie wszyscy wyładowują się na mnie, bo przecież nie pracuję więc nic nie robię dla dobra reszty, to że wychowuje dziecko i się kształcę się nie liczy.
Mój i moja matka mają bardzo silne, wręcz schizofreniczne charaktery, wyładowują się na mnie obracając wszystko przeciwko mnie, nie mam w nikim wsparcia, jestem ze wszystkim całkiem sama..
On w dodatku pracuje jako kierowca, czasem ma trasy które się przedłużają i nie ma go 3tygodnie, wtedy nikogo nie interesuje jak sobie tu radzę całkowicie sama, że kończą mi się pieniądze i czy mam co jeść...
W dodatku w jego pracy jest źle, raz przynosi wypłaty 4800 a następnego miesiąca szef nawymyśla za co obciąć i mamy na wszystko 900zł...
Jestem kompletnie rozbita i rozchwiana emocjonalnie. Stresuje się egzaminami a nikt mi nic nie ułatwia, do tego wszyscy wyładowują się na mnie. Stałam się bardzo płaczliwa (biorę dużo leków uspokajających), izoluje się od ludzi i znajomych a wieczorami coraz chętniej tłumacze ochotę na kilka lampek wina jako odreagowanie... Czuję się zagubiona, nieszczęśliwa i niekochana. Myślę o pomocy psychologa ale państwowo pewnie nie ma terminów a prywatnie mnie nie stać, po za tym nie miałabym z kim dziecka zostawiać...
Czasem mam ochote uciec od nich wszystkich.
Gdybym wygrała fortunę oddałabym rodzicom za mieszkanie, kupiłabym wreszcie swoje auto (oczywiście mam prawojazdy zdane za 1 razem dobrze jezdze ale nikt mi nei daje samochodu bo nie jestem tego warta) i wyprowadziłą się z małą bóg wie gdzie, byle nie żyć na łasce ich wszystkich.
Mam dość matki która zrobiłaby wszystko dla przyjaciółki, nic dla mnie, która wyładowuje się na mnie psychicznie, dość partnera który raz robi wszystko dla mnie by zaraz wypomniec i obrucić to przeciwko mnie, który jest rozpuszczony przez rodziców i nazywa mnei syfiarą bo nie mam czasu uprasować jego rzeczy....
Dziś ma mieć trase na noc, umówiłam się z koleżanką że do mnie przyjdzie, mam nadzieje że go nie będzie, po dzisiejszym poraniu nie chce go nawet widzieć...
Przepraszam że tak sie rozpisałam ale nie miałam z kim o tym porozmawiać...