Dzisiaj jest śr wrz 10, 2025 1:35 pm


Forum ciąża

» Forum ogólne » Psychologia

Strefa czasowa UTC [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 11 ] 
Autor Wiadomość
Post: sob sie 23, 2008 8:08 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: śr kwie 30, 2008 10:32 am
Posty: 2328
Lokalizacja: Warszawa
nie wiem czy dobrze robie, ze pisze o tym, bo nie jestem za bardzo wylewna i tlumie w sobie wiele emocji i uczuc.. ale dzisiaj jest jeden z tych gorszych dni kiedy mysle o moim tacie, ktory odszedl w tym roku...nigdy wczesniej nie stracilam nikogo bliskiego i nigdy nie potrafilam sobie nawet wyobrazic zycia bez osoby, ktora byla przy mnie od moich urodzin..
i stalo sie...7 lutego, dzien przed moimi urodzinami i przed moim przyjazdem do rodzicow, zadzwonila moja mama i powiedziala, ze tata mial kolejny udar mozgu i pogotowie zabralo Go do szpitala..niestety tata nie uznawal szpitali, lekarzy, mial juz wczesniej 2 wylewy i bylo do przewidzenia, ze predzej czy pozniej znowu cos sie stanie..ale byl bardzo silnym czlowiekiem (nie tylko fizycznie ale rowniez psychicznie) i zawsze myslalam, ze jest niezniszczalny....ze wszyscy odejda a on zostanie...
to byl czwartek, bylam w pracy, mama powiedziala, ze nie jest najlepiej, ale zeby sie nie martwic na zapas bo tata jest silny, da rade...
poczekalam na meza, spakowalismy najpotrzebniejsze rzeczy i pojechalismy do rodzicow..byla 15:00 kiedy wyjechalismy, a ja oddalabym wtedy wszystko, zeby moc sie znalezc jak najszybciej w szpitalu...dzwonilam do mamy, prosilam, zeby porozmawiala z ordynatorem na temat sprowadzenia jakichs lekow, ktorych moze nie maja w szpitalu, bo sa za drogie..prosilam, zeby caly czas ktos byl przy Nim...tata byl juz w spiaczce..
jechalismy szybko, odliczalam minuty do przyjazdu...dojechalismy o 17:25...tata zmarl o 17:15...zabraklo mi 10 minut! niby tak niewiele..nie zdazylam i to bylo dla mnie straszne, ze nie przytulilam Go po raz ostatni, nie dotknelam Jego policzka! wierzylam, ze jak juz bede na miejscu to On da rade, bedzie czul, ze jestem blisko...zawsze mowil swoj glupi tekst "my oba to jedna wątroba" i wlasnie wtedy poczulam sie jakby mi cos wyrwali bezpowrotnie..poczulam totalna obojetnosc na wszystko, nic mnie nie interesowalo..
a teraz mysle dlaczego tak sie stalo? dlaczego Mu nigdy nie powiedzialam, ze Go kocham, dlaczego nie potrafilam sie do Niego czesciej przytulic?? dlaczego zaszlam w ciaze 1,5 miesiaca po Jego smierci i nigdy sie nie dowie, ze zostalby wkrotce dziadkiem?? o dziecko staralismy sie od 2 lat i dopiero wtedy sie udalo..dlaczego nie wczesniej??

czasami jak jestem sama, tak jak dzisiaj, siadam i ogladam wspolne zdjecia i zastanawiam sie co moglabym zrobic, zeby moc cofnac czas i znowu znalezc sie obok Niego, powyglupiac sie z Nim, poklocic...po prostu wiedziec, ze moge w kazdej chwili z Nim porozmawiac, dotknac Jego reki...

a tymczasem zostaly mi po Nim tylko zdjecia, kilka glupich filmikow, Jego rzezby i charakter - jak to mowi moja mama - jestem uparta i zawzieta po ojcu i tak samo jak On "chojracze"...

i dlaczego jest we mnie tyle bolu? co zrobic, zeby bylo latwiej, jak pogodzic sie z tym, ze juz nigdy Go nie zobacze, nie uslysze i ze juz do konca bede zyla tylko wspomnieniami?

_________________
Obrazek

Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 

 Tytuł:
Post: sob sie 23, 2008 9:41 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: wt wrz 25, 2007 5:07 pm
Posty: 4674
witaj

bardzo mi przykro z powodu śmierci Twojego taty.
Wiem, co czujesz, moja mama zmarła w grudniu 2007 przed świętami Bożego Narodzenia...

zajrzyj do tego tematu, zobaczysz, że nie tylko Ty tak czujesz...
i trzymaj się! czas leczy wszystkie rany!
http://www.forum.e-mama.pl/viewtopic.ph ... sc&start=0


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn sie 25, 2008 8:13 am 
Awatar użytkownika

Rejestracja: wt gru 12, 2006 2:16 pm
Posty: 7570
Lokalizacja: leszno
:(
Wiem co czujesz moja mama zmarła jak mój syn miał tydzień, patrzyłam na to jak umiera. Umarła na raka mózgu :( w sztpialu sama.......zaczęło się to kilka lat temu, najpierw diagnoza rak macicy, jedna opracja, rok spokoju, potem skierowali nas do POznania na naświetlania, tam przeleżała 6 tygodni, po nich było dobrze, do czasu bóli pęcherza, ja wtedy byłam już w 5 miesiącu ciąży, znowu lampy, ale moja mama powiedziała, że coś poszło nie tak czuła to. Dalej miała silne bóle, musiała być cewnikowana cały czas, ponieważ inaczej cewka moczowa się zarastała, przez to trafiła na odddział nefrologiczny, to już był 7 miesiąc ciązy, w tym czasie nagle zmarła moja teściowa-miała guza nikt o tym nie wiedział.
Moją mame wypisali w stanie dobrym, potem w połowie 8 miesiąca wezwałam do niej pogotowie, bo już w ogóle nie kontaktowała, myślałam, że z tego bólu leki przedawkowuje, pogotowie ze względu na mój stan ją zabrało, po kilku godzinnych badaniach powiedzieli mi, że mam się przgotować, że moja miała przerzut na głowe, trafiła na oddział onkologiczny, ja oczywiście chciałam ją wziąć, załatwiłam domowe hospicjum, ale po już jednoznacznym rozpoznaniu powiedzieli mi, że mam wybierać, albo dziecko albo dźwiganie mamy bo ona już nie wstawała, powiedzieli, że mogę poronić, więc ją tam zostawiłam, obiecałam jej, że ją wezme jak urodze, jedźiłam do niej codziennie 35km, opikowałam sie jak mogłam, w końcu już nie dałam rady i położyłam się w szpitalu, a, że już miałam skierowanie od mojej gin, to nie było problemu, moja mama codziennie głaskała mój brzuch, więc wiedziałam, że czeka....po porodzie małż poszedł do niej powiedzieć, że ma wnuka, podobno tej nocy, miała pierwszą zapaść i jej stan się mocno pogorszył, po 2 dobach wyszłam, pokałam jej Arka, ale tak naprawde nie wiem czy widziała, przyjechałam na następny dzień i popołudniu pojechałam do domu, po godzinie dostałam telefon, że mam lepiej przyjechać, pojechałam, moja mama nie chciała umierać, to były jej ostanie słowa, czuwałam pzy niej na zmiane z moją ciocią tydzień, w dzień śmierci, jak już przyszła godzina zmiany nas, moja ciocia zadzowniła do mnie i powiedziała, że już jest w szpitalu tylko kupi sobie wodę i idzie i ja mam już jechać, pojechałam, wtedy umarła, oby dwie byłyśmy wtedy w szpitalu tylko nie przy niej :(

Kiedyś myślałam, że Arek urodził się w nieodpowiednim czasie, teraz myśle, że gdyby wtedy nie on, nie wiem jakbym to zniosła, czy się pogodziłam nie wiem, myśle i tęsknie codziennie.

Dobrze, że jest taki wątek na forum i są osoby, które rozumieją.

_________________
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: śr wrz 03, 2008 1:23 am 

Rejestracja: sob cze 02, 2007 9:33 pm
Posty: 25757
straszne brak mi slow:(

_________________
Sophie Theresa 08.03.2010, godz.19.29
10 pkt Agpar:)
52 cm, 3380 gramm:)
Olenka 30+5tc, 1800 gram,43cm.
20.02.2014 9300 gram:)zaliczylismy pieknie testy rozwojowe w Dreznie!wszystko super!lobuz maly!:)


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pt wrz 26, 2008 12:15 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: śr wrz 06, 2006 12:23 pm
Posty: 3404
To jest straszne przeżyć czyjąś śmierć, śmierć najbliższych :( Jeszcze gorsze gdy chcieliśmy coś dla tej osoby zrobić, przytulić lub być po prostu przy niej. Ja straciłam dwójkę przyjaciół, najbliższych memu sercu :(
Cypek miał raka węzłów chłonnych. Na początku były chemie i niby wszystko było ok, długie tygodnie w szpitalach ale każdy wierzył że tak młody człowiek ( 23 lata ) wygra z tą okrutną chorobą. Często sie widywaliśmy, starałam się go wspierać w każdej złej chwili, jak kiedyś mi powiedział byłam jego aniołkiem... 1 sierpnia byłam u niego w szpitalu we Wrocławiu, czuł się dobrze, miała naświetlania, wtedy widziałam go ostatni raz... Potem było coraz gorzej, wyniki coraz gorsze i ciągle był w szpitalu.. Pisałam do niego codziennie. Pod koniec sierpnia wypisali go do domu, rodzicom powiedzieli dokładnie jak będzie wyglądać jego śmierć :( On sam na 3 dni przed śmiercią dowiedział się że nie mam szans... Miał przeżuty już wszędzie, nie chciał żebym go widziała i uszanowałam to czego teraz żałuję, żałuję że go posłuchałam, że mnie ni było przy nim... Był piątek, 31 sierpnia, rano gdy się obudziłam czułam zapach róż... cały pokój pachniał różami, nikt tego nie czuł tylko ja. Po 2 godzinach zadzwoniła jego siostra że Cypek zmarł w nocy, zasnął i się już nie obudził :( Śmierć miał spokojną inną niż przewidywali lekarze. Ciężko było mi się z tym pogodzić ale wierzyłam i wierze nadal że kiedyś się jeszcze spotkamy.
Rok później wróciłam z wakacji, zaprosiłam na kawę moją przyjaciółkę z dzieciństwa Patrycję. Mówiła że rano gdy wstała przez godzinę nie mogła chodzić, nie czuła prawej nogi... Ale przeszło, przyszła wieczorem, rozmawiałyśmy gdy nagle znów to samo... Dziwne drętwienie w prawej nodze, potem ręka... Wystraszyłam się, chciałam zaprowadzić ją do domu ale nie mogła chodzić :( Nie miała czucia po całej prawe stronie, nagle nie słyszała co do niej mówię, zadzwoniłam po jej tatę żeby szybko przyjechał. Gdy czekałyśmy na niego trochę się poprawiło wszystko, przytuliłam ją mocno i wsadziłam do auta. Pojechali z nią na pogotowie i tam straciła przytomność. Mieli jechać na badania nastąpiła śmierć mózgu i serce przestało bić. Szybko podłączyli do aparatury, zrobili badania i... okazało się że miała w głowie tętniaka który spowodował wylew ( miała 18 lat ) cała noc czekania na wieści które z każda godziną były coraz gorsze... Rodzice musieli podjąć decyzję czy oddać jej serce i inne organy, zgodzili się bo wiedzieli że Patrycja zawsze tego chciała. Potem odłączyli ją od aparatury :( Zmarła 23 sierpnia, rok po śmierci Cypka :(

Ciężko mi było się pozbierać, wpadłam w depresję ale udało mi się, bo wiem że kiedyś się wszyscy razem spotkamy... Dzień przed jej śmiercią idąc do kuchni usłyszałam że ktoś nie woła po imieniu... Myślałam że to mój chłopak, tylko on był wtedy w domu ale to nie był on...

Dwa lata po jej śmierci zaszłam w ciążę, w marcu urodziłam synka i wylądowaliśmy na patologii w Katowicach, było podejrzenie że nie będzie chodził, że nie ukształtował mu się kręgosłup. Wiem że wtedy moje Aniołki czuwały, że dzięki nim Filip jest zdrowy. W sierpniu przez moją ulicę przeszło tornado o który na pewno każdy słyszał. Cudem nasz dom ocalał, cudem dach sąsiadów rozpołowił się na pół i spadł na podwórko a nie wylądował w środku. Wierze że Oni czuwają nad moją rodziną...

agap80
wierze że to Twój tata pozwolił CI zajść w ciąże, może ktoś mnie wyśmieje ale 2 lata się starałaś a dopiero jak on zmarł udało CI się. Kiedyś nie wierzyłam w takie rzeczy ale teraz już tak... Wiem ze jest CI ciężko ale dasz radę, on cały czas jest w Twoim sercu a to jest najważniejsze... Jego już nie ma ale masz wspomnienia, wspaniałe wspomnienia które są najważniejsze. A to że czegoś nie zdążyło się powiedzieć można zrobić teraz.

Eh... rozpisałam się...

_________________
Obrazek Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pt wrz 26, 2008 2:00 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: wt gru 12, 2006 2:16 pm
Posty: 7570
Lokalizacja: leszno
:(

_________________
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: wt wrz 30, 2008 9:27 pm 

Rejestracja: sob sie 05, 2006 11:36 am
Posty: 2348
czesc dziewczyny przejmujace sa wasze historie, ja rowniez stracilam bliska mi osobe, tak jak Aastrid stracilam swojego ukochanego tate. Tato na nic nie chorowal, byl bardzo slnym facetem i fizycznie i psychicznie jak to pisalas :). Niestety sepsa powalila go w 3 dni, nadal niewiadomo skad sie wzielo zakazenie calego organizmu. Jak tato zachorowal (na poczatku wygladalo to na zwykla grype) bylam na drugim koncu swiata, ja wlasciwie juz od dluzszego czasu przeczuwalam ze stanie sie cos zlego. Czsto nie moglam spac, snily mi sie koszmary, budzilam sie nagle w nocy i chcialam sie pakowac aby wracac do domu. Jednak jak rozmawialam z rodzina to wszystko bylo dobrze, u wszystkich!! Czesto rozmawialam z mama przez skype'a, jednegu tygodnia mama pojechala na tydzien na wakacje z bratem, a tato zostal sam w domu. Wtedy pierwszy raz od dawna dlugo z nm rozmawialam, analizowal swoje zycie byl w trakcie zmiany pracy), mial wiele planow na przyszlosc, ale tez podsumowywwal to co bylo do tej pory. Uslyszalam ze mnie kocha i ja tez mu to powiedzialam (a w sumie nie zdarzalo sie to az tak czesto). Wiecej juz z nim nie rozmawialam. Dostalam maila od brata, ze tato jest chory. Mimo ze wtedy wygladalo to na grype to ja czulam sie po prostu okropnie, na niczm sie nie moglam skupic, polecialam zadzwonic o mamy, mama powiedzialaze tato jest w ciezkim stanie i niewiadomo co mu jest, ale zaby narazie sie nie martwic, robia badania. Z kazdym telefonem bylo coraz gorzej... w koncu mialy byc jakies kolejne wazne wyniki (ktore nic nie wykazaly), ale stan taty byl juz tak zly ze mama powiedziala zebym przyjechala jesli chce si z tata pozegnac. U nich byl dzien, a u mnie 4 nad ranem. Pieniadze mialam na koncie oszczednosciowym do ktorego nie mialam zadnej karty, musialam czekac do rana az otworza banki, to bylo najgorsze 5h w moim zyciu taka totalna denna bezradnosc, czekanie... w koncu wyjelam wszystkie swoje oszczednosci i poszlam kupic bilet. Cala droge mowilam w myslach do taty, modlilam sie zeby wszystko bylo dobrze, powtarzalam ze musi byc silny. Zajechalam poznym wieczorem i juz nie moglam go odwiedzic, mama dala mi jakies leki nasenne wiec w nocy nawet spalam, nastepnego dnia z rana poszlam o odwiedzic, byl juz w glebokiej spiaczce, caly strasznie opuchniety i w tych okropnych sepsowych wybroczynach... w sumie to bym go nie poznala gdyby mi nie powiedziano ze to on. Niby zdarzylam na czas... ale nie moglam go dotknac, ani z nim porozmaiwac (tato wpadl w zapasc jak tylko wyszlam z pokoju i jego smierc ogloszono jakies 20 minut pozniej). Potem bylo okropnie, ale staralam sie byc silna dla niego, dla mamy i brata (mial wtedy 10 lat). Porzucialm swoje zycie zagranica, pojechalam tylko po swoje rzeczy i wrocilam do domu. Nigdy chyba do konca nie zaakceptowala ze juz nie ma mojego taty. W ciaze zaszlam 5 m-cy po jego smierci. On tak bardzo kochal dzieci!!! Wiem, ze bylby bardzo szczesliwy bedac dziadkiem, a moj synek mialby najwaspanialszego dziadka pod sloncem. Bardzo smutne jest dla mnie to, ze nigdy nie bede mogla zobaczyc ich razem. Ani przytulic sie do tego wspanialago mezczyzny ktory byl wspanialym ojcem i przyjacielem, ktory zawsze mnie wspieral i stal przy moim boku. Dzieki niemu jestem jaka jestem.


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn lis 10, 2008 11:25 pm 

Rejestracja: czw gru 13, 2007 6:39 pm
Posty: 6982
bardzo mi przykro :cry: :(

_________________
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: śr lis 19, 2008 6:50 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: sob lis 10, 2007 3:05 pm
Posty: 6205
Lokalizacja: szczecin
trzymajcie się ciepło :-{: aż się popłakałam :cry:

_________________
Obrazek

Prawdziwa miłość jest jak duch - każdy o niej mówi, ale niewielu spotkało się z nią twarzą w twarz. (Alfred de Musset)


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pt lis 21, 2008 1:47 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: wt paź 21, 2008 12:16 pm
Posty: 3722
Lokalizacja: Anglia
tak mi przykro :(:(:( czytam i lzy same mi leca...

ja nie przezylam smierci nikogo tak bliskiego mojemu sercu, ale strach przed tym mnie przesladuje od wielu lat...
mialam w swoim zyciu ciezki okres i depresje z ktorej przez wiele miesiecy pomagal mi wyjsc psychiatra i wtedy ten lek przed choroba czy strata bliskich mi osob odbieral mi chec do zycia i paralizowal mnie tak ze nie bylam w stanie podniesc sie rano z lozka a nocami nie moglam spac...
5 miesiecy temu wyjechalam do Anglii i tak bardzo brakuje mi tu moich bliskich, bardzo sie o nich martwie i za nimi tesknie... nie raz budze sie w srodku nocy z takim dziwnym uczuciem niepokoju...

baaaaaardzo wam wspolczuje :-{:

_________________
Obrazek
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 

 Tytuł:
Post: ndz lut 08, 2009 11:14 pm 

Rejestracja: czw gru 18, 2008 2:01 pm
Posty: 3901
Lokalizacja: Newmarket, Suffolk, UK
w zeszlym roku, 8 grudnia, w moje 22 urodziny, odszedl moj tato :( :( :(

najgorszew tym wszytskim jest to, ze NIGDY nic mu nie bylo, nigdy nie mial klopotow ze zdrowiem, a tu nagle zawal :( :( :(
miesiac lezal w spiaczce w szpitalu, potem przeniesli go do centrum opieki paliatywnej, cos jakby hospicjum, zmarl po niecalych 2 tygodniach :( :( :(

nie moge sie z tym pogodzic do tej pory, nie dociera do mnie, ze juz go nie ma :( :( :(

specjalnie lecialam z mala do Polski, zeby zobaczyl swoja wnuczke, zobaczyl i strasznie aczelo skakac mu cisnienie, byl juz jak roslinka, ale ja mysle, ze naprawde nas zobaczyl :( :( :(

_________________
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 11 ] 

Forum ciąża

» Forum ogólne » Psychologia

Strefa czasowa UTC [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Antykoncepcja - Bezpłodność - Planowanie ciąży - Objawy ciąży - Test ciążowy - Ciąża - Ciąża bliźniacza - Termin porodu - Objawy porodu - Poród - Laktacja - Niemowlę - Karmienie niemowląt - Macierzyństwo - Psychologia - Przepisy kulinarne - Uroda
Friends Pliki cookies forra