Wiem co czujesz moja mama zmarła jak mój syn miał tydzień, patrzyłam na to jak umiera. Umarła na raka mózgu

w sztpialu sama.......zaczęło się to kilka lat temu, najpierw diagnoza rak macicy, jedna opracja, rok spokoju, potem skierowali nas do POznania na naświetlania, tam przeleżała 6 tygodni, po nich było dobrze, do czasu bóli pęcherza, ja wtedy byłam już w 5 miesiącu ciąży, znowu lampy, ale moja mama powiedziała, że coś poszło nie tak czuła to. Dalej miała silne bóle, musiała być cewnikowana cały czas, ponieważ inaczej cewka moczowa się zarastała, przez to trafiła na odddział nefrologiczny, to już był 7 miesiąc ciązy, w tym czasie nagle zmarła moja teściowa-miała guza nikt o tym nie wiedział.
Moją mame wypisali w stanie dobrym, potem w połowie 8 miesiąca wezwałam do niej pogotowie, bo już w ogóle nie kontaktowała, myślałam, że z tego bólu leki przedawkowuje, pogotowie ze względu na mój stan ją zabrało, po kilku godzinnych badaniach powiedzieli mi, że mam się przgotować, że moja miała przerzut na głowe, trafiła na oddział onkologiczny, ja oczywiście chciałam ją wziąć, załatwiłam domowe hospicjum, ale po już jednoznacznym rozpoznaniu powiedzieli mi, że mam wybierać, albo dziecko albo dźwiganie mamy bo ona już nie wstawała, powiedzieli, że mogę poronić, więc ją tam zostawiłam, obiecałam jej, że ją wezme jak urodze, jedźiłam do niej codziennie 35km, opikowałam sie jak mogłam, w końcu już nie dałam rady i położyłam się w szpitalu, a, że już miałam skierowanie od mojej gin, to nie było problemu, moja mama codziennie głaskała mój brzuch, więc wiedziałam, że czeka....po porodzie małż poszedł do niej powiedzieć, że ma wnuka, podobno tej nocy, miała pierwszą zapaść i jej stan się mocno pogorszył, po 2 dobach wyszłam, pokałam jej Arka, ale tak naprawde nie wiem czy widziała, przyjechałam na następny dzień i popołudniu pojechałam do domu, po godzinie dostałam telefon, że mam lepiej przyjechać, pojechałam, moja mama nie chciała umierać, to były jej ostanie słowa, czuwałam pzy niej na zmiane z moją ciocią tydzień, w dzień śmierci, jak już przyszła godzina zmiany nas, moja ciocia zadzowniła do mnie i powiedziała, że już jest w szpitalu tylko kupi sobie wodę i idzie i ja mam już jechać, pojechałam, wtedy umarła, oby dwie byłyśmy wtedy w szpitalu tylko nie przy niej
Kiedyś myślałam, że Arek urodził się w nieodpowiednim czasie, teraz myśle, że gdyby wtedy nie on, nie wiem jakbym to zniosła, czy się pogodziłam nie wiem, myśle i tęsknie codziennie.
Dobrze, że jest taki wątek na forum i są osoby, które rozumieją.