Dlugo zastanawialam sie czy napisac na tym forum, moze nie chcialam rozrywac starych ran???? Ale w koncu zdecydowalam sie

Ja tez jestem mama Aniolka
Tak mi źle o tym pisać.... Choc może jeśli to napiszę będzie łatwiej? Jestem mamą Aniołka. Choć tak ciężko mi się z tym pogodzić, choć nie myślałam że mnie to spotka to jestem mamą Aniołka:( Nie dlatego, że czuję się lepsza od innych ale może dlatego, że była to moja pierwsza ciąża i mocno wierzyłam, że wszystko będzie dobrze. Ta ciąża była dla mnie zaskoczeniem ale moj mąż zwariował z radości i ja też. Ponieważ mój pan doktor byl na urlopie na potwierdzenie ciąży i pierwsze badanie poszłam prywatnie, podobno do jednego z najlepszych lekarzy w moim mieście. Był to 5 tydzień. Badanie było dość pobieżne, lekarz tylko zmierzył wielkość pęcherzyka, nie sprawdzał czy serduszko bije. Ale dostrzegł krwiaka. Kazał mi leżeć 3 tygodnie w łóżku, brać 10 dni doiuphaston i zgłosić sie potem na następne badanie. Zrobiłam wszystko tak jak kazał. Ale wciąż się bałam, że ciąża przestanie się rozwijać. Dlatego po 18 dniach już poszłam na badanie. Lekarz przy badaniu ginekologicznym stwierdził że macica jest za mała jak na wiek ciąży i że się ona nie rozwija. Potem kazał mi przejść do badania usg. Zrobił usg i powiedział, że tak jego diagnoza się potwierdziła. Ciąża jest martwa i jak najszybciej mam iść na zabieg. Kiedy spytałam do jakiego szpitala, żeby mi coś poradził - on odpowiedział, że obojętnie do jakiego, wziął pieniądze i powiedział mi "dowidzenia". Poprzez znajomą dyrektorkę szpitala udało mi sie tego samego dnia trafić na wizytę do ordynatora oddziału ginekologicznego w szpitalu w moim mieście. Ordynator zrobił mi badanie ginekologiczne, potem usg. Poiedział, że zarodek ma zaledwie 3 milimetry wielkości i zdziwił się czemu nie poroniłam samoistnie, bo już nie żyje od około 4 tygodni. Tylko, że nie wiedział, że dostawałam leki na podtrzymanie martwej już ciąży. Mimo, że ordynator był po nocnym dyżurze powiedział, że ciążę trzeba jak najszybciej usunąć bo stanowi dla mnie zbyt duże zagrożenie. Zabieg wykonał 20 minut potem, po załatwieniu formalności w szpitalu. Nie umiem odpowiedzieć jak bardzo mnie to bolało, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Następnego dnia wyszłam już do domu.Zabieg odbył się 21.07, 5 m-cy temu. A ja...ja dlugo nie umialam się pozbierać. Ordynator był bardzo miły i przez cały zabieg mówił mi co robi, rozwiewał moje wątpliwości. Powiedział, że bardzo mu przykro, że tak sie stało i że nie będzie to miało wpływu na moje następne ciąże i że mogę za 3 miesiące zacząc sie starać. A ja...ja nie umiem się pogodzić z tym, że jestem mamą Aniołka, że nigdy nie usłyszę bicia serca mojego dzidziusia, że musiałam się zgodzić by ze mnie wyrwano moje maleństwo. To tak bardzo bolało, nadal boli. . Mam tylko żal do tamtego lekarza. Nie żal o to , że mój dzidziuś nie żyje - bo wiem, że tak się mogło stać, że tak bywa. Ale o to, że nie zrobił dokładnie badania za pierwszym razem, ż podtrzymywał martwą już ciążę przez co ja tyle czasu łudziłam się i starałam wierzyć ze będzie dobrze:(
Minelo 5 m-cy. Od zeszlego m-ca znowu zaczęłam się starac. Mocno wierze w to, ze teraz juz bedzie dobrze, ze wkrotce kazda z nas bedzie cieszyc sie fasolka zdrowo rosnaca pod serduszkiem. Chcialam wam tylko napisac ze bol po stracie maluszka nigdy nie mija ale z czasem staje sie mniej intensywny i przybywa wiary i nadziei w to, ze jednak sie uda i ze wkrotce bedziemy sie znow cieszyc najpierw z dwoch kreseczek na tescie, potem pierwszym usg, dniem porodu i wreszcie chwila kiedy pierwszy raz wezmiemy nasze malenstwa w ramiona...
