O, jaki temat ciekawy
Jeżeli chodzi o rodzinkę tatusia mojej córki, to przed rozstaniem było super - co tydzień na weekend jeździliśmy do niego, do jego matki (ojciec nie żyje). Ja sobie z nią gadałam, piłyśmy kawkę, coś tam pomogłam

, a on w tym czasie zajmował się swoimi sprawami. Jak już się wszystko spieprzyło, jego matka zadzwoniła do mnie i wyzwała od różnych (byłam jakoś w 9. tygodniu ciąży), on zresztą też nie zostawił na mnie suchej nitki. Później, do końca ciąży, jego matka zadzwoniła do mnie może z 5 razy, za każdym razem pieprząc te same głupoty o nadziei, miłości i ambicjach jej synka. Jednak ani razu nie zaproponowała mi żadnej pomocy.
A teraz, po narodzinach bezczelnie dzwoni i się pyta, czy może przyjechać się na wnuczkę pogapić, bo zdjęcia jej nie wystarczają (ojciec dziecka czasem przyjeżdża i podczas odwiedzin ani słowem się do mnie nie odzywa). Do szpitala przyjechała mimo mojego sprzeciwu i nawet głupich skarpetek malutkiej nie przywiozła.
I tak, jak mówisz - nie mam zamiaru udawać, że jest super, że uwielbiam jego matkę po tym, jak mi przygadała w maju. Nie chcę i nie muszę, bo przecież ona formalnie nie jest moją teściową
I może znów bylibyśmy razem (bo po porodzie złożył mi taką "propozycję"), ale się zapędziłam i mu powiedziałam, że mam żal do jego mamy o to, że w żaden sposób mi nie pomogła (nie mówię tu o materialnych sprawach). No to się już na dobre obraził, że nie kocham jego matki.

(to są jego słowa) I po miłości
Nie wiem, czy ta kobieta byłaby dobrą babcią - nie chcę tego sprawdzać. Bo mi na swoją synową też różne rzeczy gadała i boję się, że to samo będzie mówić o mnie mojej córci.
Zresztą ta rodzina jest toksyczna, żyją w swoim świecie, a więź między tą kobietą a ojcem mojego dziecka jest jakaś nienormalna. Ona zawsze była dla niego ważniejsza ode mnie ( i dziecka), nie mówiąc już o jego dumie i egocentryźmie.
A reszta jego rodziny (rodzeństwo, babcia) jakby nie istniała.
Znowu się we mnie zagotowało
Ale fajny temat, można z siebie wyrzucić wszystko
