To może ja też opowiem jak to u mnie było, może komuś się przyda
Sprawę miałam o ograniczenie praw rodzicielskich.
Na pierwszą rozprawę czekałam około 2 miesiące, ale to były wakacje, może dlatego tak się przedłużyło.
Po rozmowie z moim adwokatem dowiedziałam się, ze ograniczenie praw "tatuśkowi" to czysta formalność, bo sam fakt, że nie mieszkamy razem uniemożliwia mu normalne wykonywanie władzy rodzicielskiej. Dodatkowo jeżeli się kłócimy to kolejny znak na to, ze nie możemy wspólnie tej władzy sprawować.
Na pierwszą rozprawę tatuś się nie stawił, więc został wyznaczony kolejny termin, pod rygorem niewysłuchalności, czy coś w tym stulu, co w praktyce oznaczało, ze jeżeli tatuś się nie stawi, to sąd wyda decyzję bez niego.
Na drugiej rozprawie tatuś się niestety pojawił, choć nie za bardzo miałąm ochotę go oglądać i zaczął rozrabiać. A to, ze on się nie zgadza na ograniczenie mu władzy, a to, że on tak bardzo kocha dziecko, a na końcu, że to nie jest jego dziecko i że żąda badań DNA :/
Sędzina wysłuchała, pokiwała znacząco głową, zapytała kiedy ostatnio widział się z Jagodką (a było to 7 lipca 2008, od tamtej pory zero kontaktu) i zaczęła z nim negocjacje. Skończyło się na ograniczeniu mu władzy do współdecydowania o wyborze szkoły i paszporcie. Wniosek z tego taki, ze kiedy będę chciała gdzieś z Jagodzianką wyjechać, będę musiała poporsić go o zgodę na paszport lub założyc sprawę w sądzie, aby to sąd wydał zgodę za niego.
Za jakiś czas kiedy tatuś nadal nie będzie sie interesował małą postaram się o całkowite odebranie mu władzy.
W następnym tygodniu składam wniosek o alimenty...