Witam serdecznie wszystkich!:)
Jestem młodą studentką, wraz z moim chłopakiem współżyliśmy w ostatnie dwa weekendy bez zabezpieczenia. W weekendy (ten dwa tygodnie temu), zdążył wyjść ze mnie w porę. A w ten weekend (tydzień temu) niestety nie, skończył w całości we mnie.
Nie boimy się posiadania dzieci, wiem że damy spokojnie radę ze wszystkim. Jednak zastanawiam się mimo wszystko czy jestem w ciąży. Według automatycznych kalendarzyków z internetu w poprzedni weekend miałam dni niepłodne, a w weekend dwa tygodnie temu miałam dni płodne. Niestety u mnie ciężko na czymś takim w ogóle polegać, gdyż mój okres jest w cały świat. Raz przychodzi 29 dnia cyku, a raz 34. Potem jeszcze poszperałam i znalazłam inny sposób obliczania dni płodnych i wyszło, że w oba weekendy byłam płodna.
Nie mam stanu podgorączkowego. Wczoraj delikatnie odczuwałam dziwne ciagnięcie przy lewym jajniku, z przodu i z tyłu (przeczytałam, że może to być oznaką zagnieżdżania się zarodka). Jak siadałam i jak wstawałam. Momentami było to lekkie kłucie, ale rzadko i mało uciążliwe. Dzisiaj te dziwne bóle są ledwo odczuwalne, za to czuje się potwornie zmęczona, łupie mnie w krzyżu i chce mi się spać.
Okres, który ma być w ten weekend wcale się nie zapowiada. Nie mam swoich objawów po których to wiem - ból piersi, brzucha (jak podczas miesiączki), wyskakujące wypryski na plecach. Jedyne co mam to niepohamowany apetyt na czekoladę.
Dodam, że rano miałam mdłości. Ale raczej nie zaliczałabym tego do objawów mojej urojonej ciąży, tylko do stresu. Wiecie czas sesji na studiach mnie dopadł.
I jeszcze - to nie wcale panika. Nie boje się ciąży, ja właśnie chce w niej być;)