Mam nadzieję, że nie zdublowałam tematu, jeśli tak, to z góry przepraszam
Mam problem, dzisiaj byłam u ginekologa i zostałam "zwalona z nóg"...
Ogólnie może streszczę historię, że o pierwsze dziecko staraliśmy się około 2 lata, cykle nieregularne, w końcu się udało. Ostatni raz u ginekologa byłam zaraz po porodzie, potem szczerze mówiąc zaniedbałam to trochę

i w związku z tym, że nadal mam mega nieregularne cykle, nawet ponad 50 dni, poszłam dzisiaj.
Lekarz wypytał o wszystko, pobrał cytologię, powiedział, że szyjka czyściutka i na pierwszy rzut oka wszystko ok, ale... Owulację miałam w 15dc (potwierdzona), a dzisiaj mam 33dc i endometrium typowe dla II fazy, ale sugerujące, że jestem świeżo po owulacji

Lekarz stwierdził, że mam poważny problem z II fazą cyklu. Sugerował, żeby jak najszybciej zajść w ciążę, bo z czasem będzie coraz gorzej
Z tym, że ja nie chcę teraz drugiego dziecka, ale nie wyobrażam sobie nie mieć Go w ogóle
Lekarz zapisał mi Luteinkę, i kazał szczerze przemyśleć sprawę. Komplet badań miałam robiony przed ciążą, wtedy problem był dokładnie taki sam, z tym, że II faza nie trwała aż tyle co teraz, czyli to postępuje??? Teraz nie zlecił badań, bo stanowczo powiedziałam, że póki co nie planuję ciąży. Chociaż jeżeli tak się sprawy mają, to nie wiem...
Jejku, płakać mi się chce

EDIT:
Dodam, że mam mierzyć temperaturę przez kilka cykli, zobaczyć, jak ona się kreuje w II fazie.