Dzisiaj jest śr wrz 10, 2025 11:23 am


Forum ciąża

» Zdrowie Kobiety » Poród

Strefa czasowa UTC [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 147 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł: :)
Post: czw lut 21, 2008 3:30 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw lut 21, 2008 12:27 pm
Posty: 6
Lokalizacja: Oświęcim
Witam.
Termin mojego porodu jest wyznaczony na 25 lutego. 14 lutego byłam w szpitalu ponieważ odczuwałam silne bóle w dole brzucha, ale to nie były skurcze. Położna powiedziała że nic nie wskazuje na wcześniejszy poród Confused Termin zbliża się wielkimi krokami a ja nie mam żadnych skurczy, nic nie wskazuje na to abym urodziła wtedy. Znajomi mówią że brzuszek mam już nisko, ginekolog przy ostatniej wizycie stwierdził że dzidzius jest gotowy na przyjście na świat, łożysko jest na przedniej ścianie III stopień, w szpitalu dostała karte ruchów płodu... regularnie ją uzupełniam. chciałabym wiedzieć jeśli do 25 lutego nie pojawią sie skurcze porodowe kiedy mam się zgłosić do szpitala? Jak długo mam czekać? Nie chcę żeby było za późno, słyszałam że poród można wywołać??


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 

 Tytuł:
Post: czw lut 21, 2008 4:29 pm 

Rejestracja: ndz maja 06, 2007 1:35 am
Posty: 9861
Lokalizacja: Toruń
sitao poród wywołują po terminie i to zazwyczaj jak jest ok 2 tygodni po, to że nie ma oznak porodu nic nie znaczy ja tez tak miałam

dziewczyny jak czytam wasze opisy porodu i ten moment kiedy dostałyście maluszka na brzuch to strasznie wam zazdroszczę tego, mnie niestety to ominęło, szczególnie że tak bliska tego byłam :(


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pt lut 22, 2008 2:10 pm 

Rejestracja: śr paź 03, 2007 7:37 pm
Posty: 460
Lokalizacja: Warszawa
To czas opisać moje przeboje.

Otóż 12.02 próbowano indukowac mi poród oksytocyną. 7 godzin męczarni bolało z krzyża jak 150 jeszcze nikt do mnie nie zaglądał, siedziałam sama pod ktg i kroplówą nie mogąc zmienić pozycji. Czułam sie potem jak po maratonie.
No ale nic, nastepnego dnia 13.02 wieczorem miala dyzur "nasza położna". Poczlismy na porodówkę z T. pogadać z nią że już dłużej nie mamy siły, że jak 14.02 będą znowu wywoływać bez skutku to się potnę.

No to ona mówi do mnie cichczem chodź ja cie zbadam. Poszłam, dostałam w tyłek jakiś zasztrzyk na szyjkę i miałam spacerować pół godziny i pół godziny siedzieć pod prysznicem a za godz. przyjść na badanie. Więc poszliśmy pospacerować a potem Tomek pojechał do domu.Poszłam pod prysznic i słyszę w środku brzucha takie głośne pyknięcię..i czuję że coś zaczyna lecieć ze mnie..W szoku, pełna obaw ale i podniecenie że to jednak coś się wydarzy, poleciałam na badanie do położnych.Wody chlusnęły bardziej, zadzwoniłam do T. i mówię żeby sie pakował bo wody mi odeszły :) Położna podłączyła mnie pod ktg, przyjechał T, z półtorej godz. miałam skurcze góra na 40, po kązdym ktg chodziłam pod prysznic na piłkę, to dawało super ulge i nic nie czułam, dopiero na łóżku. Po północy czy ok 1 zaczęły się pisac skurcze na 70-80 i już było coś nie tak bo mały tracił czasem tętno. Ale potem zmieniłam pozycję klęczałam oparta o całe oparcie łożka i jak skurcze wychodziły poza skalę to waliłam w to łożko że już nie mogę, nie wytrzymam, ale małemu było lepiej więc chciałam mu pomóc.
O 3 bylam już zmęczona strasznie i zaczęłam usypiać pod prysznicem. Potem zaczęły mi isę cholernie nogi trząść, podnosiłam pupę przy skurczach i się spinałam. Pamiętam że powiedziałam że ok 6 się urodzi mały mimo że położna mówila że jest 5 cm. do tego obok w sali w pół godziny urodziła koleżanka z łożka obok z patologii, i jeszcze żartowałyśmy zeby mi nic nie mówić bo sie na nią obrażę :)
Potem zrobiło się 7 cm ja już nie pamiętam wszystkiego co się działo, wiem że dawali mi tlen, zastrzyki, położna wołała 2 razy lekarzy, zabronili mi pić, założyli cewnik i dali antybiotyk. T. chciał zabić lekarza bo położna mówiła Panie doktorze on jest owinięty pępowiną.A ten lekarz tylko wsadzał paluchy i narzekał ze mam krzywą kość ogonową i wysoko miednicę, jakby to była moja wina. Wołali już blok operacyjny a potem nie wiem co się stało, chyba rozwarcie poszło, dawali mi tlen ale ja nie mogłam nim oddychać, położna pytała czy czuję że chcę ..no wiecie co. Ja czułam to juz jakiś czas, a na lekarza warczałam bo on pytał czy idzie skurcz a ja na to jęczałam że nie że boli jak pan doktor tam bada a ten chamek masował szyjkę.Zrobiło się 9 cm i ktoś powiedział ze to już niedługo, a ja krzyczałam że nie dam rady.
2 razy kazali mi dotykac ręką żebym poczuła główkę, a ja nie miałam siły przeć.Pomagały mi ze 4 osoby, T. ściskał i krzyczła żebym parła i aż tupał :)
Potem podobno dostałam jakiś lek jeszcze na uspokojenie tych trzęsawek nóg wołali żebym nie zamykała oczu i oddychała.Potem kazali zejść z fotel i przeć w kucki, jeszcze ten głupi lekarz widząc że strasznie spuchły mi nogi pytal czy zdejmę taki pierścionek z palca u stopy..ja do niego że jasne że zdejmę a on mówi - patrzcie jakie uparte teraz bedzie mi pokazywała że może zdjąć, ale ja wiem że on chciał odwrócić moją uwagę, uspokoić.
Wtedy już za oknem było jasnawo, ktoś mówił że już 6. Jeszcze parę razy parłam aż zobaczyłam całego Wiktora, nacięcia nie poczułam bo i tak cholernie bolały te masaże szyjki.Ale jak mały wychodził jednoczesnie położna odwiązywała go z pępowiny - miał wokół szyi i barku.
Pamiętam że jak leżał na jej rękach taki krwawy to pytałam czemu nie płacze wpadłam w panikę ale on kwilił cichutko a potem zaczął krzyczeć i to był najpiękniejszy krzyk.
Tomek przeciął pępowinę i położyli mi go na brzuszku, pani pediatra mówiła ile wazy i mierzy i ile dostał punktów, a on patrzył na nas spokojnie.
Samo zszywanie trochę bolało ale to pikuś dziś boli bardziej bo byłam na poprawce w szpitalu, po prostu spieprzyli mi wtedy sprawę.

podsumowując było cholernie cięzko ale w momencie urodzenia obudziłam się z letargu, poczułam coś niesamowitego..i jeśli moja kośc ogonowa się wyprostowała to może uda mi się przeżyć to jeszcze raz.
Duży plus dla położnej gdyby nie ona mołabym miec i 5 indukcji i nic.

_________________
Obrazek
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: sob lut 23, 2008 1:14 am 

Rejestracja: ndz maja 06, 2007 1:35 am
Posty: 9861
Lokalizacja: Toruń
jej jaki opis :) krzyk dziecka powoduje, że o wszystkim sie zapomina :P


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: sob lut 23, 2008 8:14 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: wt wrz 04, 2007 9:18 am
Posty: 55
Lokalizacja: Radom
sitao ja też mam termin na około 29 lutego (z usg 26;) i czekam i nic się nie dzieje.....żadnych skurczy przepowiadających....ruchy małego liczę, sa niby okey,choć istnieją dni, gdzie mały buszuje nieziemsko,a czasem średnio duzo. Mój lekarz też powiedział,że główka jest nisko,że pcha się bardzo na świat....a tu nic.....chciałabym urodzić przed terminem-tak się nastawiłam na ten dzień (ale podobno tylko 5% dzieci rodzi się w terminie?).ale ten czas się dłuży,a poza tym każdego dnia dzwoni do mnie ktoś z rodziny i pyta czy już......chyba musimy być cierpliwe,tylko tyle nam zostało...tu maluch rządzi;)p.s. choć wiem,ze już chcesz tulić swoje maleństwo;)damy rade;))))

_________________
od 27 lutego Cyprianek z nami;)


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: sob lut 23, 2008 10:22 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw lut 21, 2008 12:27 pm
Posty: 6
Lokalizacja: Oświęcim
powiem Ci, że nie ma minutki żebym nie myślała o tym porodzie. Poza tym ruchy są coraz częstsze i cały czas mam wrażenie jakby to było już... W poniedziałek mam wizytę lekarską ciekawe co mi powiedzą ... pewnie że mam czekać a ja czekam cały czas i nic :( nie wiem czy to się czuje kilka dni wczesniej że będzie się rodziło? czy to tak nagle ?


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: ndz lut 24, 2008 4:19 am 
Awatar użytkownika

Rejestracja: wt wrz 04, 2007 9:18 am
Posty: 55
Lokalizacja: Radom
ja na razie nie czuję kiedy to ma nastapić...chciałam sobie wyznaczyć jakiś termin sama;) ale po przemysleniu stwierdziłam,że nie będę się niepotrzebnie nakręcać...postawiłam na luz (choć cięzko!!!)zobaczymy ile uda mi się wytrwac?;)więc czekamy, daj znać co lekarz powiedział;)pozdrawiam

_________________
od 27 lutego Cyprianek z nami;)


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn lut 25, 2008 12:35 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: ndz cze 03, 2007 1:30 pm
Posty: 776
Lokalizacja: Gdańsk
Czesc! Jestem wreszcie, troche sie ogarnelam, odsapnelam wiec czas na moj opis.

Jak zapewne wiecie, od ok. 37 tc meczylam sie ze strasznymi skurczami, ktore byly bardzo regularne i bolesne, takze musialabym chyba ladowac dwa razy dziennie w szpitalu z falszywym alarmem. Wreszcie pod koniec 39 tc zaczelam tracic cierpliwosc, jakis glos mowil mi, ze cos jest nie tak. Akurat na wizycie u ginki, znowu mialam akcje: skurcze co 3 minuty, brzuch twardy jak decha. Ginka sie troche zdziwila, ze z takimi skurczami jeszcze nie urodzilam, no ale rozwarcie bylo caly czas na opuszek. Stwierdzila, ze nastepnego dnia ma dyzur w szpitalu wiec jak przyjade, to podlaczymu oksytocyne i powinnam urodzic raz-dwa.
Nastepnego dnia do szpitala zawiezli mnie tesciowie (niestety nie byl to szpital na Zaspie, gdzie chcialam rodzic, ale na Klinicznej, gdzie pracuje moja ginka). Chyba godzina czekalam drzac z nerwow i podekscytowania w poczekalni - czy dzisiaj urodze mojego dzidziusia, czy sie nie uda? Wreszcie przyszla polozna i mowi do mnie: "dzwonila Pani doktor, idziemy na porodowke". No to cisneinie mi skoczylo, odprawilam tesciow, zadzwonilam do meza, zeby przyjezdzal, bo chyba bedziemy rodzic. Na porodowce adrenalinka jeszcze sie podwyzszyla. Sale porodowe byly polotwarte, trzy mamusie tulily urodzone wlasnie malenstwa, a ja siedzialam grzecznie na kanapie i wypelnialysmy "papiery". Skurcze mialam co 5 minut. Po papierkowej robocie polozna zaprowadzila mnie do "pokoju do skurczow" :lol: ( a smialam sie z Tolki) i podlaczyla oksy. W miedzyczasie zmierzyla mi miednice. Przyjechal Bartek. Oksy podzialala od razu, zalapalam piekne skurcze. BYly od razu na 80-80 jednostek, co 3 minuty. Smialam sie, ze moglismy wziac jakas gre, ale zaraz skurcze sie nasilily i juz nie bylo mi do smiechu.
Zlapalo mnie na ostro: skurcze dochodzily do maksimum i praktycznie nie bylo miedzy nimi przerwy. Bol nagle zrobil sie nie do zniesienia, lezalam na lozku, kulilam sie z bolu, trzymalam sie kurczowo za porecze i tracilam zmysly - nie wiedzialam gdzie jestem. Wtedy pomyslalam, ze to mnie przeroslo, ze nie dam rady. Jakas para w ciazy byla akurat na "zwiedzaniu" porodowki, polozna pokazala im moj pokoj i mowi: "o u jest taki pokoik, gdzie czeka sie na rozwiniecie akcji, jak do porodu jest jeszcze daleko." "Daleko?" - pomyslalam - "To ja juz nie wytrzymam chyba". Jedyne co trzymalo mnie jeszcze na duchu, to mysl, ze pewnie szyjka ladnie mi sie juz rozwarla i moze akcja pojdzie szybko. Tak wytrwalam dwie godziny. Bartek byl chyba troche przerazony moim cierpieniem, ale dzielnie trzymal mnie za reke.
Wreszcie przyszla polozna, zeby zbadac rozwracie. I tu pierwsze rozcarowanie: "DALEJ NA OPUSZEK"!!! Zalamalam sie. To ja sie tak mecze, a tu zadnego postepu? Sytuacja powtorzyla sie jeszcze dwa razy :(
Po jakims czasie zwolnila sie sala porodowa i przenieslismy sie tam, tzn. ja prawie czolgalam sie po podlodze. Bartek powiedzial: "Pomysl sobie, ze moze na tej sali przyjdzie na swiat nasze malenstwo". To mnie zmotywowalo.
Kolejne godziny to gehenna: kolejne polozne przychodzily i odchodzily, to zwiekszaly i zmniejszaly dawke oksytocyny, kazaly siedziec na pilce, chodzic pod prysznic...a rozwracie wciaz na ten CHOLERNY OPUSZEK :evil:
NIe bylam juz podlaczona pod ktg, ale wiedzialam, ze skurcze sa pod sufit. Ok. 19.00 zaczelam myslec, ze jednak dzisiaj nie urodze i co teraz: czy odesla mnie do domu, czy zostawia w szpitalu...chcialam wyrwac kroplowke i isc do domu. Przyszla nowa polozna i powiedzialam jej, ze to chyba nie ma sensu, ze nie urodze dzisiaj. Znowu mnie zbadala. Znowu na opuszek. Podala mi jakies cos na rozluznienie szyjki, co mialo jednoczesnie zadzialac znieczulajaco. Podzialalo. Przez chwile nie czulam bolu. Polozna wlaczyla ktg, a tam szok - na skurcze zabraklo skali, a ja nic juz nie czulam. Po godzinie przyszla lekarka i....nie uwierzycie: ROZWARCIE NA OPUSZEK. Ja juz nie wiedzialam co sie ze mna dzieje.
Nagle tetno dziecka zaczelo spadac, a ja dostalam drgawek. Natychmiast podano mi tlen i podjechaly nosze, aby przewiezc mnie na ewentualne cesarskie ciecie. Jeszcze jeden zastrzyk. Bol oslabl, a pokoj zaczal wirowac. Normalnie samolot. Tetno Julci sie uspokoilo, lekarka powiedziala, ze jest jeszcze szansa na porod naturalny - daje mojej szyjce godzine :lol:
Po godzinie nadzieja prysla. Badanie (to ostatnie bylo juz bardzo krwawe i masakrycznie bolesne) - szyjka wciaz rozwarta na opuszek.
Lekarka: "Pani Karolino, ma Pani dystokię szyjki, ze względu na brak postępu porodu, konczymy ciaze cesarskim cięciem. Czy wyraza Pani zgodę?"
A CO MIALAM ROBIC??? Powidzialam, ze niestety tak i juz poszlo. Polozna mnie podgolila, zalozyla cewnik (auuuuuuuuu!!!!!). Przeniesli mnie na nosze i zawiezli na sale operacyjna. Tam strasznie zimno i pelno ludzi. Cala sie trzeslam. Pamietam wszystko jak przez mgle, ktos cos do mnie mowil, ktos trzymal za reke. Anestezjolog zapytal o imie. Wklucie nie bolalo ani troszke. Polozyli mnie wreszcie, przystawili parawanik. Pamietalam, zeby nie patrzec na lampe na suficie, w ktorej moglabym zobaczyc wlasny otwarty brzuch wiec patrzylam w bok. Ciely mnie dwie lekarki, mowiace sciszonym glosem: "skalpel...tnij...teraz macica...tak, o tutaj...trzymaj...wyjmujemy..."
Bylo mi juz wszystko jedno, mialam na twarzy glupkowaty usmiech, czulam blogosc (wreszcie po tylu godzinach meczarni).
I NAGLE USLYSZLAM: ten jeden jedyny na swiecie - placz mojej coreczki, ktora powitala swiat. Ktos podal mi ja do pocalowania. To sie zapamietuje na zawsze - jedyny zapach i glos wlasnego dziecka. Nigdy bym juz jej nie pomylila.
Potem zabrali Julcie do pokoju obok, gdzie badano ja przy mezu. Slyszalam tylko:" Godzina?... 22.45. Zdrowa dziewczynka, 10 punktow..."

ZAszyli mnie i zdjeli parawanik. Spojrzalam przed siebie i nagle zobaczylam w powietrzu wlasne nogi, kiedy przenoszono mnie na nosze. Strasznie dziwne doznanie. Potem jechalam korytarzem, w oddali widzialam stojacego, usmiechnietego i szczesliwego meza. Ja tez usmiechalam sie ze szczescia.


To tyle jesli chodzi o porod. Bardzo rozczarowal mnie fakt, ze nie urodzilam sn i wciaz troche mnie to dobija :( :( :( Ale coz, musze sobie z tym jakos poradzic i myslec, ze to bylo najlepsze dla mojej coreczki.
Dalszy pobyt w szpitalu, to niestety bardzo trudne dni. Nikt nie przywiozl mi coreczki, dopiero nastepnego dnia maz musial isc po nia na oddzial noworodków. Znikad nie bylo pomocy. BYlam zalamana, ze nie moge usiasc, wstac, chodzic i ze nie mam sily zajmowac sie Julcia. Polozne nie pomagaly nawet w przewijaniu. Zwijalam sie z bolu nad przewijakiem. O karmieniu nikt ani slowa. Tylko, ze po cc bede miala slaba laktacje, jezeli w ogole :evil:
Sama dostawilam Julcie do piersi, na szczescie zassala pieknie, choc pewnie nie bylo tego za duzo.
Dwa dni pod rzad zglaszalam goraczke i twardnienie piersi - nikt sie nie przejal. Prosilam o polazna od laktacji - nikt nie przyszedl. Wypisano mnie trzeciego dnia po cc z ropiejaca rana i zapaleniem piersi!!! Te z Was, ktore przeszly zapalenie zgodza sie pewnie, ze to bol wiekszy od porodu. Wieczorem przyszla do mnie prywatna polozna i zrobila mi tak masac piersi, ze myslalam, ze wyskocze przez okno :shock: Uciekalam jej, drapalam, darlam sie w nieboglosy...az dziw ze sasiedzi nie wezwali policji :twisted:

A teraz...moje malenstwo spi slodko...Pieknie ssie, a ja mam pokarmu jak dla pulku wojska :lol: jest grzeczna, kochana, przesliczna dziewczynka i wiem, ze przeszlabym to dla niej jeszcze raz.

Sorki za elaborat, ale czlowiek musi z siebie wyrzucic takie przezycia.

A to pierwsze zdjecia mojej ksiezniczki:

Obrazek

Obrazek
Obrazek


catherine...a mysmy urodzily tego samego dnia!!! :P

AHA! i CHCIALAM DODAC, ZE NIGDY PRZENIGDY NIE ZROZUMIEM KOBIET, KTORE PLACA ZA CC NA ZYCZENIE! DZIEWCZYNY, OPAMIETAJCIE SIE, TO JEST KOSZMAR!

_________________
Obrazek
JULIA
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn lut 25, 2008 1:36 pm 

Rejestracja: wt paź 09, 2007 12:10 pm
Posty: 3597
dziewczyny wszystkie jesteście fantastyczne!! Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn lut 25, 2008 2:35 pm 

Rejestracja: ndz maja 06, 2007 1:35 am
Posty: 9861
Lokalizacja: Toruń
chiara myślę to samo o cc, tez mi dali pocałować małego :)
Wiesz rozumie cię mnie ostanio łapie dól że nie mogłam urodzić naturalnie, wiem że nie było innego wyjścia jak u Ciebie ( tyle, że ja miałam pełne rozwarcie i skurcze parte) ale czuje taki wewnętrzny żal,że tyle przeszłam, byłam na stawiona na sn ( przecinanie pępowiny przez męża, tulenie po porodzie maleństwa i wogle) o cc przez całą ciąże nawet nie pomyślałam a tu taki finał. Cóż może kolejny poród będzie sn. Tyle, że u mnie opieka jak mogłaś doczytać była lepsza, rzekła bym bardzo dobra.


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn lut 25, 2008 3:32 pm 

Rejestracja: czw lip 05, 2007 11:01 am
Posty: 7616
Lokalizacja: Warszawa
mój poród nie był jakiś fascynujący.
wiadomo planowe cięcie i tak oto 13 lutego stwiłam się na izbie przyjęć w szpitalu św. Zofii na żelaznej w warszawie.

papierkowa robota to koszmar...chyba z godzine wypełniałam papiery i cały czas nie mogłam oprzeć się wrażeniu że ja faktycznie przyjechałam " po dziecko".

wieczorem wkucie wenflonu ( do dziś mam siniaki) i prysznic antyseptycznym żółtym czymś co dak śmierdziało alkoholem że prawie się spiłam pod prysznicem.każały założyc szpitalną koszulę i pobrały krew.

na noc dostałyśmy srodki nasenne co by się przespac.na mnie nie podziałały.

rano powtórka z prysznicem.

na 8 miałą cięcie gośka.
na 10 ja i Agnieszka.Aga miala planowo a ja czekałam w strsie do 13.pamiętam jak one już były a sali ze swoimi maluszkami a ja jeszcze z brzuchem.pamiętam jak płakałam...

w końcu przyszła położna.podała antybiotyk i zabrała na blok operacyjny.

znieczulenie miejscowe bolało bo ale się wkuła.podpajęczynówkowe tez mnie bolało i czułąm jak ktos mi wklada jakis jakby drut w kręgosłup.potem szybko kazały przerzucić się na plecy.lezalam przypieta pasami z rozłożonymi rękami.słyszalam bicie swojego serca, aparat mierzył co chwila ciśnienie.przystawiono mi parawan tak wysoko ze lamp nie iwdzialam.i dobrze.potem zalozono mi cewnik i robiono coś z nogami.potem był moment ze cisnienie spadlo z anisko.czułam ze odplywam.chciałam uslyszec tylko ze zmalym ok...uslyszec jego placz.podawali coś dozylnie, maska z tlenem to zbawienie.blagalam zeby podkręcily mocno strumien tlenu.

po chwili usłyszałam krzyk Maksa.pamiętam tylko jak krzyczeli do niego zeby jeszcze nie krzyczał bo za wczesnie.w ten oto sposób maly nałykał się wód.

pamiętam jak przyłozyla mi go do policzka...jak mnie lizal i nie plakał tylko mruczał.płakałam strasznie.to było cudowne uczucie.poptem już go zabrali a mnie szyto.

samo cięcie wspominam koszmarnie.po cięciu też wesoło nie jest.

ciesze się ze poród już za mna.

_________________
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn lut 25, 2008 4:53 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: ndz paź 14, 2007 1:49 pm
Posty: 1191
Lokalizacja: luton,uk/lublin
to moze i ja opowiem o tym WIELKIM DNIU:

w noc walentynkowa zaszalelismy z mezem :oops: :oops: i jeszcze tej samej nocy dostatal pierwszych skurczy,byly bardzo bolesne,niewiem jakim cudem przezylam ta noc...nastepnego dnia skurcze prawie calkiem ustaly,nie czulam rzadnych boli ..nic....taki normalny dzien ciezarnej...nastepnej nocy skurcze znowu sie pojawily..latalam 3 razy do wanny zeby wziasc goraca kapiel...a skurcze zamiast ustac to sie wzmagaly,cala noc liczylam odstepy miedzy skurczami,pojawilay sie co 10,7 nawet co 3 minuty ale trwaly 15 do 30 sekund...okolo 4 nad ranem zadzwonilam do szpitala,zapytalam co mam robic,polozna powiedziala zeby poczekac az skurcze regularnie co 4 minuty,a w miedzyczasie zebym lyknela paracetamol i wziela gorace kapiele...
wiec poszlam kolejny raz do lazienki z zacisnietymi zebami z bolu i czekalam...okolo 6 skurcze byly nie do zniesienia zadzwonilam jeszcze raz do szpitala i rozplakalam sie jej dosluchawki ze ja juz nie wytrzymuje to sie kobita zlitowala i powiedziala zeby przyjechac,zbadamy i okarze sie czy to falszywy alarm...no wiec zebralismy sie z mezem i pojechalismy..przed samym szpitalem okazalo sie ze zapomnilam wojej karty ciazawej ..no to spowrotem do samochodu i wracamy sie po karte...powrot po karte zabral nam okolo 15 minut (nic dziwnego ja siadlam za kierownica i pedzilam jak glupia :oops: bo chcialam wkoncu byc juz w szpitalu)..
wkoncu dojechalismy....w poczekalini spedzilismy jakies 15 minut zanim zostalam zabrana do swojego pokoju...przyszla polozna i zaczal sie wywiad..kiedy zaczely sie skurcze,jak czesto i jak dlugo trwaly..czy czuje ruchy dziecka...pozniej poinformowano mnie ze bede miala badanie zeby stwierdzic czy mam rozwarcie...polozna byla murzynka - ja sie obawialam wlasnie murzynek bo nasluchalam sie ze sa najgorsze a tu takie mile zaskoczenie...bardzo troskliwa i przemila,co chwilka pocieszlal przy skurczu...na bol dostalam Entonox (gaz + tlen) - po kazdym wdechu czulam ze bardziej odlatuje,krecilo mi sie w glowie ale na bol pomagalo,wkoncu zaczelo sie badanie...myslalam ze uciekne z tego lozka..bolalo jak cholera,najgorsze bylo to ze polozna wkladala tego palca i wkladala i nie mogla nic wyczuc..bo palce miala za krotkie.. :shock: :shock: ...wiec musialam poczekac na lekarza...po kilku minutach pojawila sie pani doktor i znowu zaczelo sie grzebanie...a ja po raz kolejny umieralam z bolu na lozku..widzialam przerazenie w oczach meza...biedaczek nie mogl nic poczac na moje cierpienia :?
po badaniu okazalo sie ze mam 4 cm rozwarcia :shock: :shock:
w miedzyczasie zmienil sie personel ,trafily mi sie dwie polozne z czego jedna to w sumie chyba sie dopiero przyuczala bo ta druga mowila jej pokolei co ma robic...zmierzyli mi cisnienie,sprawdzili jak bije serduszko dzidzi i kazali duzo chodzic...no wiec przebralam sie w pizdzamke,maz mnie wzial pod ramie i zaczelismy spacerowac,poinformowano mnie ze za kolejne 4 godziny czeka mnie kolejne badanie zeby sprawdzic czy rozwarcie postepuje,to lazilismy tak z mezem....az wkoncu przyszedl czas na kolejne badanie...bylo okropnie po kilku minutach meczarni okazalo sie ze rozwarcie sie powiekszylo i wynosi okolo 7cm...polozna z usmiechem powiedziala "no to zaczynamy rodzic" a ja jej "juz teraz??" nie myslalam ze tak szybko to bedzie postepowac..
bol sie nasilal wiec poprosilam polozna o epidural (cos jak ZZO) polozna powiedziala ze jak bardzo chce to moze mi dac ale to spowolni tylko porod i dostalam Pethidine - zastrzyk cos jak morfina.....tego okresu pomiedzy tym badaniem a askurczami partymi nie pamietam juz za dobrze,przypomina mi sie tylko ze juz pod sam koniec nawet ten zastrzyk na bol nie pomagal,zwijalam sie i wylam na lozku z bolu a maz mi tylko przypominal o odpowiednim oddechu...
w koncu kazali mi usiasc na lozku z rozkraczonymi nogami i kazali przec jak tylko pojawi sie skurcz,pamietam tylko tyle ze nie mialam sily przec i darlam sie,polozna ochrzanila mnie ze nie mam krzyczec tylko przec no wiec parlam i parlam i za 10 razem chyba poczulam tak jakby dwie rzeczy ze mnie wyskoczylo,pierwszy pojawil sie woreczek z wodami a po sekundzie moj synus podobno wystrzelil ze mnie jak rakieta...po chwili uslyszalam najcudowniejszy dzwiek na swiecie moje dziecko zaczelo krzyczec :lol: ..a po chwili krzyki meza :to chlopiec! mamy chlopca!...mialam wrazenie ze zaraz sie rozplacze..po chwili dali mi wkoncu syneczka w ramiona a ja zaczela calowac moja kruszynke :)
pozniej syncia przejal tata a ja zostalam zaszyta...
synus w pierwszej minucie zycia 9 pkt a w piatej 10 w skali Apgar'a :)

moj porod trwal okolo 5 godzin i jestem wdzieczna ze uniknelam losu tych ktore rodzily po kilkanascie godzin :)
im dalej o porodu tym bardziej zapominam samego bolu za to jestem co raz bardziej szczesliwa ze KUbus jest juz z nami :)

a to moj synus zaraz po narodzinach
ObrazekObrazek

_________________
Obrazek
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn lut 25, 2008 6:24 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: śr lip 25, 2007 10:08 am
Posty: 3884
Lokalizacja: UK
no dobra najwyzszy czas abym ja opisala swoj porod

no wiec tak od 2 dni mialamm male problemyz zalatwieniem sie;/ 14 lutego gdy rano poszlam do lazienki pokazal sie krwawy sluz :loo: ucieszylam sie jak glupia ale postanowilam jeszcze nic nikomu nie mowic... Moim zdaniem nie mialam zadnych skurczy(ale sie mylilam) wiec po co siac panike?? od samego rana ganialo mnie do lazienki ale nie moglam sie zazlatwic bylam tym juz totalnie wykonczona :cry: poprosilam mamuske aby skoczyla do apteki po czopki czy tez lewatywe ale sie nie zgodzila... W koncu stwierdzilam ze sie poloze i moze minie parcie na stolec ale sie mylilam NASILILO SIE tylko siedzenie troszke pomagalo... parcie bylo bardzo reguralne wiec wzielam telefon do reki aby zobaczyc co ile minut wystepuje zebyscie widzialy moja mine gdy okazalo sie ze sa co 10 minut!!! Nadal nie wierzylam ze to byly skurcze bo ja oczekiwalam calkiem czegos innego :oops: jakis ostry bol i wogole a tu tylko to chore parcie... Bylam strasznie zawiedziona :? Zreszta nie chcaialam nic mowic rodzinece bo w piatek mialam isc do szpitala... kolo 16 stwierdzilam ze nie ma co robic sobie jaj bo parcie sie nasililo i bylo juz co 7 minut!!! szybko spakowalismy torbe do samochodu i ziuuuuuuu do szpitala :D w szpitalu doszlo do mnie ze to juz i chcialam uciec z izby przyjec twierdzac ze wszystko juz sie skonczylo i napewno to byl falszywy alarm... po Badaniu poloznej okazalo sie ze mam juz rozwarcie na 7cm :shock: normalnie oczy wyszly mi z orbit jak to uslyszalam!!! O 17.10 polozyly mnie na porodowke gdzie polozna przeprowadzila kolejne badanie i okazalo sie ze po 30 minutach mialam rozwarcie juz na 8cm :shock: odrazu podlaczyly mi ktg skurcze byly mocne a ja ich nie czulam tylko parcie;/ byly strasznie zdziwione ale i tak stwierdzily ze pewnie sobie poleze jakies 5-7 godzinek POCIESZENIE!!!! O 17.20 odeszly mi wody i stwierdzilam ze lewatywa ktora dostalam na dole zaczyna dzailac wiec spytalam sie czy moge isc do lazienki... oczywiscie sie nie zgodzily bo mowily ze to napewno dzidzius juz chce wyskoczyc na swiat ale ja sie uparlam i w koncu ulegly:) Co bardzo niespodobalo sie lekazowi :heh: ale mnie to nie interesowalao myslalam tylko o tym aby sie nie zalatwic na srodku sali... Po wyjsciu z lazienki stwierdzilam ze nie bede lezala na tym chorym LOZKU i chodzilam po calej porodowce a ze bylam sama wiec nic mi nie powiedzialy po jakis 40 minutkach zaaczela sie akcja czulam mocniejsze parcie i od czasu do czasu skurcze pielengniarki co 5 minut mierzyly tetno dziecka. W koncu uslyszalam ze to juz dlogo nie potrwa... I w KONCU POCZULAM BOL w tym momencie nie wytrzymalam i wyslalam smska do Martity ze ja juz mam dosc i chce isc do domku Co ja wogole tu robie??? ale nie zawolalam nikogo chodz mowily mi ze mam ich odrazu wolac gdy bede pewna ze juz rodze... Tak przetrzymalam 3 poterzne skurcze a przy 4 poddalam sie... ZAMIAST SIE DRZEC ZE RODZE zawolalam tylko Przepraszam :yea: Musialo to tagicznie zazbrzmiec bo odrazu przybiegli i nie wiem w jaki sposob znalazlo sie kolo mnie 6 osob!!! szybkie wejscie na fotel MALY I LEKKI MASAZ SZYJKI MACICY!!!! i kolejny skucz !! Lekarz odrazu mowi mi abym spokojnie oddychala a ja zamiast zaczac miarowo oddychac zaczelam sie smiac :roll: pozniej kolejny skurcz i nie bylo mi juz do smiechu lekarz sie na mnie drze abym oddychala a ja zeby sam sobie spokojnie odychal!!! pozniej patrze a ta wstretna polozna podczas skurczu z nozyczkami do mnie leci Ja sie dre aby mnie nie nacinala a ta "ZAMKNIESZ SIE W KONCU WSTRETNA GADULO??!!! PRZYJ A NIE GADAJ".. dobra poczulam glowke miedzy nogami :D i sie pytam czy juz widac glowke na co wszyscy ze tak i przy nastepnym skurczu mam lekko przec a ja zamiast lekko to zaczelam mocno przec i mala wyskoczyla jak z procy :oops: :oops:

_________________
Obrazek
6.03.07 11tc [*]
24.12.09 5tc5 dc[*]


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: wt lut 26, 2008 9:31 am 
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw lut 21, 2008 12:27 pm
Posty: 6
Lokalizacja: Oświęcim
do ATA80 : Byłam u lekarza wczoraj, nic nowego mi nie powiedział, jedynie co to że szyjka jest wygładzona i dziwi się dlaczego nie nastąpiła jeszcze akcja skurczowa :( czuję się świetnie, żadnych przepowiadających bóli... zapytałam go kiedy mam się zgłosić do szpitala, nie chce czekac długo... napisał mi w karcie ciąży adnotację że dnia 3 marca pacjentka jest skierowana do porodu. Czyli czytając między wierszami jeżeli sama nie urodze do poniedziałku to będą mi wywoływać ... Boję się... :cry:


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: wt lut 26, 2008 2:56 pm 

Rejestracja: śr paź 03, 2007 7:37 pm
Posty: 460
Lokalizacja: Warszawa
No to ten 14.02 był magiczny.....:)

Gratulacje dziewczyny!

Czereśnia - zajeb.. opis!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

_________________
Obrazek
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: śr lut 27, 2008 2:28 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pn lip 02, 2007 9:43 pm
Posty: 423
Lokalizacja: Bath, UK
o rany dziewczyny, czytam te wasze opisy i mam bardzo mieszane uczucia :o
chiara gratuluje coreczki, to jest nawazniejsze ze ja masz i jest cala i zdrowa :lol: , wspolczuje jednak opieki i ogolnie jakbym ja sie tam znalazla na twoim miejscu to chyba buzia mi by sie nie zamykala jesli tak by mnie traktowali, dla mnie nie do pomyslenia!!!
czeresnia gratulacje!! :lol: ciesz sie malenstwem a pomysl o pisaniu moze jakiegos blogu albo pamietnika bo masz talent :P (jesli jeszcze nie zaczelas)
KT masz super synka, pieknie sobie poradzilas, gratulacje!!

_________________
http://img6.imageshack.us/img6/6761/dsc005621k.jpg
ObrazekObrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: śr lut 27, 2008 6:38 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: śr lip 25, 2007 10:08 am
Posty: 3884
Lokalizacja: UK
dziewczyny przepraszan ze niedokonczylam opisu ale malenka akurat zaczela plakac :? no ale mniej wiecej wiecie jak to sie u mnie dzialo:) tak jak jedna z was napisala urodzenie lozyska to maly pikus :lol: co do szycia to przez caly czas rozmawialam z lekarzem wiec malo co czulam bardziej bylam skupiona na rozmowie niz na szyciu :D a odwiedzin mialam fuuuuuuul poniewaz Lilianka byla jedynym dzieciatkiem urodzonym w Walentynki :roll:... Na sam koniec porodu uslyszalam ze i tak wcale nie bylam uciazliwa pacjetka :twisted: a wrecz przeciwnie z takimi osobami az milo wspolpracowac 8) jedyny jaki zal mam do tego szpitala to taki ze dostalam Malenka zaraz po porodzie zaledwie na 30 sekund a pozniej dali mi ja dopiero po 2 godzinach :evil: :evil:

AGATUSIA watpie abym miala jakikolwiek talent wiec blogu nie bede prowadzila :)

_________________
Obrazek
6.03.07 11tc [*]
24.12.09 5tc5 dc[*]


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: czw lut 28, 2008 9:44 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pn gru 10, 2007 12:44 pm
Posty: 1543
Lokalizacja: Roosendaal, NL
Witam wszystkie mamusie !!!

mam teraz chwilke wolnego, bo maluszek spi, wiec postaram sie przedstawic przebieg mojego porodu.
Z niedzieli na poniedzialek nie moglam spac prawie cala noc bo bolala mnie lewa nerka (choruje na kamice nerkowa). Siedzialam tak do rana, az moj Jack obudzil sie do pracy. Zobaczyl co sie dzieje, do pracy nie pojechal, zadzwonil do szpitala na oddzial polozniczy i kazali przyjechac. W szpitalu polozono mnie na sali porodowej, podlaczono KTG i dostalam kroplowke z buscopanu. Powiedzieli, ze zostaje na oddziale, wiec sie przebralam i przeniesiono mnie na inna sale, gdzie lezaly juz dwie kobiety. Na obchodzie ginekolog zdecydowal, ze we wtorek z rana zaloza mi dopochwowo prostaglandyny na wywolanie skurczy. Po zalozeniu znowu przeniesiono mnie na porodowke i teraz to juz tylko czekac az cos sie zacznie dziac. No i sie zaczelo, ale nikt nie spodziewal sie, ze w takim tempie to nastapi, bo skurcze mialam juz po pol godziny od zalozenia prostaglandyn i nasilily sie w takim stopniu, ze mialam je przez 3 godziny bez zadnej przerwy. Myslalam, ze zwariuje, latalam jak wsciekla do toalety, bo z bolu wymiotowalam. Dzwonilam po pielegniarke, ze juz nie moge dluzej tego wytrzymac i prosilam o cos przeciwbolowego. Wezwala ginekologa, ktory spojrzal na KTG, a tam serce maluszka bilo ponad 160, ja mialam brzuch twardy jak skala, bylam ponoc cala biala na twarzy i trzeslam sie jak galareta. Lekarz nie zastanawiajac sie dlugo, powiedzial pielegniarkom, ze mamy 3 minuty na to aby wydostac z mojego brzucha dziecko, wiec musza mnie szybko przygotowac do cesarki. Az trudno w to uwierzyc, ale jak wwieziono mnie na sale operacyjna, ten sam lekarz, ktory zadecydowal o cesarce stal juz gotowy z narzedziami w rekach. Powiedzial do mnie, ze nie ma czasu na znieczulenie do kregoslupa, wiec bedzie pelna narkoza i ciecie bedzie od pepka w dol brzucha, a nie te poprzeczne. Zalozono mi maske z tlenem, powiedziano, ze za chwile zasne i juz dalej nic nie pamietam. obudzilam sie na sali pooperacyjnej i znowu okropny bol w brzuchu, palacy, rozdzierajacy wnetrznosci. Mowilam, ze strasznie boli, wiec podlaczono mi morfine i dano do reki przycisk, ze jak mnie bedzie bolalo, to sama moge podawac sobie dawke, ale tylko jedna co 5 minut. Przyniesiono mi zdjecie mojego synka, ale przynam, ze oczy mi jakos same odlatywaly i tak srednio to pamietam. Pozniej przewieziono mnie na zwykla sale, gdzie stal juz Jack i czekal na mnie. On pierwszy widzial nasze dziecko. Maly byl na oddziale dzieciecym w inkubatorze wlasnie ze wzgledu na te bicie serca. Po dwoch dniach mialam juz malca przy sobie i w pelni moglam sie cieszyc moim szczesciem.
Na brzuchu mialam 27 metalowych zszywek, ktore zostaly juz zdjete.
Przez anemie jestem jeszcze oslabiona, no i z nerkami jeszcze nie koniec.

Pozdrawiam i trzymajcie sie cieplutko :D

_________________
Obrazek
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł: Objawy ?!?!
Post: pt lut 29, 2008 2:45 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: czw lut 21, 2008 12:27 pm
Posty: 6
Lokalizacja: Oświęcim
Hej Dziewczyny, mam pytanko... Oczywiście najpierw gratuluję każdej mamusi :) Jestem już po terminie miałam na 25 lutego. Do dzisiaj ani 1 skurczu :( ruchy dziecka są, ale co z tego jak mnie nawet nie bierze na jakiekolwiek bóle. Chodzę wszędzie, jeżdzę samochodem nie odczuwam żadnych blokad. Czy to normalne? Jak to jest przed porodem, czy to się czuje czy poprostu w najmniej oczekiwanym momencie przychodzi akcja? Lekarz prowadzący napisał mi zgłoszenie do szpitala na 3 marca. Czy w takim razie zostanę od razu podłączona po d oksytocynę czy najpierw będą mnie znów tydzień obserwowac? Nie chcę zwlekać z tym porodem, boję sie czy nie będzie za poźno. :( Pomóżcie :(


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 

Post: sob mar 01, 2008 11:05 am 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pn lis 13, 2006 7:36 pm
Posty: 1608
Lokalizacja: Giżycko
Cześć Wszystkim wczoraj wrociłam z Dawidkiem do domu jestem tak szczęsliwa :lol: mój skarb jest tak grzeczny że nie dowiary :wink: urodziłam 24-02-2008 58 dł. 3420 g dostał 9 punktów leżałam dłużej ponieważ sączyły mi się wody i dostał zakażenia ale jest już ok . Do porodu pojechalam w sobotę 23-02-2008 o 22 a wody zaczeły się sączyć o godz. 18 o 21 mialam krew na majtkach i po tym zaczelam sie zbierac do szpitala a co najciekawsze to sama pojechałam do szpitala bo moj mąż został z córeczką która tak bardzo przeżywała mój poród że nie mogła spać poszłam jeszcze do mamy na 4 piętro a z tamtąd na pieszo do szpitala miałam zaledwie tylko 500 m przy porodzie toważyszyła mi moja mama żeby nie ona to niewiem czy bym dała se radę miałam skurcze co 10 minut trwajace aż minutę ale były do wytrzymania dziewczyny wierzcie mi naprawde oddech dużą role gra w porodzie zmieniałay sie w skurcze co 5 minut i co 3 ale co z tego rozwarcie na 2 cm i stoi mineła cała noc i cały dzień i to w skurczach co 10 minut i 5 trwające 1minutę o godzinie 17 dostałam kroplówkę na wywołanie skurczy przebiła mi pęcheż i wody poleciały a od tego momentu zaczeła sie ostra jazda skurcze trzy razy silniejsze i długie nadal leżałam podłączona do ktg i co rozwarcie na 9 cm ale nic z tego główka nie zeszła całkowicie do kanału położna kazała mi zejść z łużka i stanąć koło łużka pokiwaćsie i przeć więc ja parzeć normalnie myślałam ze zaraz wyjdzie a tu nikogo nie ma tylko ja i mama ponieważ obok odbywał sie inny poród ale zaraz przyszła do mnie położna bardzo miła kobitka i położyłam sie na łużko i zaczełam przeć na łużku :shock: szczeże mówiąc już nie mialam juz tak silnych skurczy partych i czułam tylko to ze teraz juz jest ale gdy juz parlam to przechodzilo wiec parlam do tego momentu jak one krzyczaly a moje malenstwo wyciagalo glowke i chowalo myslalam ze juz nie dam rady nazwali moje dziecko zlowik ale po kilku partych moj synek byl na moim brzuchu i bylam juz szczesliwa po chwili lozysko tez bylo i nie bylam nacinana poniewaz masowalam szyjke w czasie ciazy i to bardzo duzo daje poprostu peklo troszke mam tylko 4 szwy :lol: przepraszam za bledy jak sa ale mam tylko jedna reke bo w drugiej mam synka ktory ssie piers buziaczki i pozdrowienia dla przyszlych mam i obecnych :lol:

_________________
Obrazek
Obrazek
Aniołeczek :* 28-02-09 [*]


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 147 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna

Forum ciąża

» Zdrowie Kobiety » Poród

Strefa czasowa UTC [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Antykoncepcja - Bezpłodność - Planowanie ciąży - Objawy ciąży - Test ciążowy - Ciąża - Ciąża bliźniacza - Termin porodu - Objawy porodu - Poród - Laktacja - Niemowlę - Karmienie niemowląt - Macierzyństwo - Psychologia - Przepisy kulinarne - Uroda
Friends Pliki cookies forra