to moze sprobuje opisac jak to u mnie wygladalo
skurcze zaczelam miec od 7 rano, ale dopiero kolo 9 dotarlo do mnie, ze to to, o czym mysle
Arek uznal, ze mam sie jeszcze zdrzemnac o_O ale nie bardzo sie dalo, bo byly dosc mocne i bolesne

brzuch mi sie obnizyl, wiec juz wiedzialam, ze to dzisiaj...
poszlam wziac goraca kapiel <podobno goraca woda usmierza bol> ale jakos niewiele to pomoglo <sciana> no to wrocilam do lozka i zaczelam spisywac co ile mam skurcze. byly na poczatku nieregularne, co 5 do 10 minut, a wiem ze jak nie ma co 4 minuty lub czesciej to z powortem do domu odsylaja, wiec nie spieszylam sie. torby do szpitala mialam spakowane juz wczesniej.
wyslalam Arka na miasto, bo dzien wczesniej bylam jeszcze na zakupkach

mam taka znajoma babcie w sklepie i czasami jak nie mam kasy <przed wyplata> a nie chce, zeby ktos kupil to jej daje do schowania, podpisuje <gdyby jej nie bylo> i odbieram jak juz mam kase <najczesciej na drugi dzien>

no i sobie upatrzylam kurtke na zime, w drugim sklepie kamizelke, a w trzecim bluzke. no i Arek musial wszytsko poodbierac

a jak wyszedl to mi sie przypomnialo <miedzy skurczami> ze mam ochote na hamburgera <ostatnia zachcianka, a co!> a w zasadzie to na dwa

i mu napisalam smsa.. wrocil, miedzy skurczami zjedlismy <juz byly bardziej regularne> i okolo 15-30 zadzwonilam po karetke. przyjechali bardzo szybko <pewnie dlatego, ze przez telefon dyspozytorce powiedzialam, ze jestem sama w domu i sie boje> a przez telefon kobitka ze mna caly czas rozmawiala az do przyjazdu paramedykow tak zwanych
jak przyjechali, zabrali moje maternity notes, torby, pomogli zamknac chate i dojsc do karetki <nie wiedzialam ze przejscie kilkunastu metrow moze byc tak wykanczajace!> i w drodze do szpitala caly czas jeden ze mna gadal, wdychalam gaz, zeby chociaz troche usmierzyc bol

i zadzwonil po moja polozna. miesiac wczesniej sie przeprowadzilam i mialam dwie, ale na moje szczescie ta do ktorej zadzwonil byla moja pierwsza od kiedy jestem w UK i bardzo sie ciesze ze ona byla ze mna. mojego faceta nie bylo, bo go podobno manager w firmie potrzebowal <a ja to niby nie?!> i na koniec koncow rodzilam sama
a teraz sam porod: w koncu zajechalismy do szpitala <angielskie drogi sa dosc rowne, nie to co w Polsce!> to od razu na porodowke => w czasie miedzy skurczami zadzwonila moja mama <akurat byla u babci> i sie zapytala, co slychac

a ja na to, ze jestem wlasnie na porodowce! no to wtedy sobie nawzajem zabieraly sluchawke mama, ciocia i babcia i mi mowily, ze mam sie nie bac, ze bedzie dobrze itd. a najlepsza babcia mi zaczela opowiadac jak wyglada porod

po rozmowie, szybko polozne mi pomogly sie przebrac w szpitalne pizamy i sie zaczelo. myslalam, ze umre!

na epidural <znieczulenie w kregoslup> bylo juz za pozno, bo rozwarcie bylo za duze <6 cm> i by nie zdazylo zadzialac

wiec bylam zdana tylko na siebie... ale to nawet nie byl poczatek, bo tragedia byla dopiero przy skurczach partych

meczylam sie niemal godzine! albo cos kolo tego...
ale zanim urodzilam to musialy troche dzidzie obrocic, sprawdzic rozwarcie <nic przyjemnego, naprawde!> i przekluc takim plastikowym czyms pecherze, bo nie dalabym rady urodzic bez tego :/ miedzy skurczami i zmianami pozycji, bylam w wc, mialy nadzieje ze na siedzaco bedzie mi latwiej, ale nie bylo

w dodatku caly czas gaslo swiatlo :O
wiec jak nic nie bylo lepiej, wrocilysmy do sali. jak juz myslalm, ze umre, bo skurcze mialam co minute i takie mocne, ze masakra

<okres przy tym to maly pikus> zapytalam sie poloznej ze szpitala, ile jeszcze? godzine? a ona na to, ze raczej minute

od razu bylo mi lepiej i zebralam w sobie wszytskie sily i wypchalam wreszcie dzidzie z siebie.
bardzo sie ucieszylam jak moja polozna, Sue mi powiedziala, ze to dziewczynka <do konca nie wiedzielismy kogo mam w brzuszku>
(: Ania urodzila sie 1.11.2007 o 19.01
...pozniej polozna ze szpitala, Vicky pomogla mi urodzic lozysko <jakims zastrzykiem>, podala Ani witamine K i to byl koniec porodu
potem Vicky zwazyla i ubrala Anie i wlozyla do lozeczka kolo mojego lozka. wszyscy dzwonili do mnie, wiec na koniec koncow starczylo mi tylko baterii, zeby do Arka smsa napisac, ze ma corke
dostalam kawalek ciacha i herbate i potem pierwszy raz nakarmilam Anie
pozniej przyszla salowa i sie zapytala, czy do kapieli mi dodac olejku lawendowego (!!!) - nie wiem czy w Polsce ktos by o tym pomyslal, ze po porodzie kobieta ma ochote sie wykapac...
na sali byly ze mna 2 inne Polki, wiec bylo z kim pogadac

pozniej im papiery szpitalne tlumaczylam <wiec z moim angielskim nie jest tak zle!>
i w koncu tlumacza nie mialam, mimo ze go sobie wywalczylam
no to tyle

alez sie rozpisalam
