Ja po trzech też mam jedną bliznę. O dziwo całkiem zgrabną...
Generalnie nie miałam żadnych przykrych niespodzianek, typu babranie się rany, rozłażenie czy boleści w tym miejscu.... Nie zdarzyło się też, aby któryś z lekarzy stwierdził jakieś zrosty czy cuś... raz tylko sobie zażartował, ze "goi się jak na kocie"..
Po trzecim cięciu pożegnali mnie słowami "do zobaczenia ponownie" (coś w tym stylu), jeszcze na sali cięć. Pani od laktacji zaś stwierdziła "oj, starczy"...
Ja zaś póki co nie planuję.
Gdyby nastąpiła sytuacja, że zachciałoby mi się czwartego brzdąca - zapytam zaufanego . Może nawet zapytam bez powodu, z czystej, babskiej ciekawości...
Odnośnie trzeciego cięcia nie był jakoś specjalnie zaskoczony, czy pełen obaw. Wizyty były identyczne jak w każdej innej ciąży, te same badania... w sumie byłam na siedmiu wizytach (siódma zakończona skierowaniem do szpitala na cece..)
Nigdy jakoś nie miałam odwagi zadawać pytań.
Jedynie w akcie desperacji (czytaj. na forum trąbiono o tym, jakie cięcie to niebezpieczna operacja i w ogóle... ) zapytałam o ryzyko.
Dokładnie zapytałam "Panie doktorze, ciecie to naprawdę taki ciężki, niebezpieczny zabieg"...?
Uśmiechnął się tylko wymownie i usłyszałem coś w stylu "nieeee... łeee..."..
Przypomniał mi, aby nie pozwolić byle lepszemu się ciąć ... "aby na Tobie nikt sobie nie ćwiczył..."
No i ekipę miałam z górnej półki. Co dało się odczuć - rewelacyjnie się czułam.
Po cięciu podnosiłam głowę, i przekręcałam się na bok (mam na myśli pierwsze godzinki po porodzie).. i było super.
Drugiego dnia sama poczłapałam na wyrko docelowe..
Wszystko przebiegało zgodnie z planem.
Na wizycie położna powiedziała lekarzowi, ze "ta Pani sobie doskonale ze wszystkim radzi".. co nie powiem, podbudowało mnie
Na kolejnych wizytach wkładali głowę w drzwi z pytaniem: "wszystko dobrze"?.. "tak.."
I szli dalej....
Dlatego jak czasem czytam odnośnie narzekania po CC, zastanawiam się "dlaczego?"... bo serio... nie wiem...
_________________
1998 syn, 2002 córka, 2007 córka, 2012 córka
