witajcie dziewczyny,mieszkam w Anglii,wiec na ten temat naczytalam sie wiele przerazajacych historii.nie traktowalam tego zbyt powarznie,tlumaczylam sobie ze w Polsce tez mozna trafic do beznadziejnego szpitala i jeszcze gorszych poloznych,czekalam (prawda-w stresie) co sie bedzie dzialo.i tak :
nasza coreczka siedziala sobie w brzuszku juz o 4 dni za dlugo,mycie na kolanach podlog,szorowanie,mycie okien ani sprzatanie ogrodka nie wypedzilo dzidzi z brzuszka., podskoczylo mi cisnienie,wiec wyslali mnie do szpitala na ktg,i pomiary-lezalam sobie i odpoczywalam pare godz.a maz umilal mi czas,pielegniarka mowila ze moga mi zrobic masaz szyjki jesli chce,wiec sie zgodzilam. wyszlismy ze szpitala ok.17:00,i maz zabral mnie na spacer,zeby jeszcze wspomoc masaz

,wrocilismy do domu ok 19:00,maz zrobil kolacje,ale nic nie zjadlam-bylam taka zmeczona i mdlilo mnie na mysl o jedzeniu,w szpitalu pytali czy chce obiad,ale tez odmowilam.poszlam spac.krecilam sie w lozku,meczac ze zgaga do ok 23:00 i zasnelam.o 1:00 w nocy obudzil mnie bol w biodrach

,w zadnych oznakach porodu nie pisali o bolu bioder,a one bolaly mnie od kilku tyg.wiec sie nie przejelam,polozylam sie na plecach i zasnelam.o 3:00 obudzilam sie znowu,ale dlatego ze bylo mi strasznie niewygodnie.zmeczona i senna poszlam cos zjesc i poczulam lekkie skurcze.zaczelam je liczyc (dla zabicia czasu,bo spac mi sie juz odechcialo) eh,byly co 5,10,czasem co 3 albo 2 min.bardzo nieregularne.polozylam sie do wanny,ale nie przeszlo.o 5:00 zadzwonilam do szpitala ze mam skurcze nieregularne ale juz bardzo bolesne.pytali czy dzidzia kopie,wiec mowie ze chyba spi,bo od 1:00 tylko 2 razy kopala.i kazali przyjechac na ktg,tak na wszelki wypadek sprawdzic jak sie czuje malenstwo.obudzilam meza,i mowie ze chyba sie mala zdecydowala wyjsc.skurcze byly coraz mocniejsze,dojechalismy do szpitala o 6:10,torba zostala w samochodzie,bo przeciez tylko na ktg przyjechalismy.jak juz bylismy w szpitalu to ledwo szlam,a skurcze przeczekiwalam pod sciana i meza reka.dotarlismy na porodowke (wlasnie mieli remont,jakies rusztowania i kartony na korytarzu,przerazilam sie,.z naprzeciwka podchodzi polozna i mowi "panstwo mowicie po polsku?" jejku,ale sie ucieszylam-polka,mysle sobie- super,wiec maz do niej "dzien dobry,tak po polsku mowimy" ja mam kolejny skurcz,opieram sie o sciane,zeby przeczekac,a ona spuscila na nos okulary i mowi do mnie "czy pani do porodu?"

,gdyby nie ten skurcz to by uslyszala,maz pyta jak jej sie wydaje?,ze zwiedzac przyjechalismy

wiec z kwasna mina mowi "prosze za mna" pelzne za nia do sali,zbadala mnie i nic,zdjela rekawiczki i pisze notatki,wiec pytam : kiedy podlacza ktg? i jak wylada sytuacja,bo torba w samochodzie,ja w ubraniach,i bylam troszke zdezorientowana.a ona do mnie "pani,jakie ktg?,pani jest w polowie akcji porodowej-5 cm.rozwarcia"

,ucieszylismy sie bardzo. po chwili polozna mowi z ironia w glosie do mnie "i co? pani tez zyczy sobie znieczulenie zo???" pytam o co jej chodzi? o nic jeszcze nie prosilam,i nie mam zamiaru,i dlaczego mowi do mnie tym tonem? a ona odpowiada "bo wy polki wiecie ze to jest za darmo i wykorzystujecie to nawet gdy nie ma takiej potrzeby"

mialam ochote sie na nia rzucic,ale mialam kolejny skurcz,i maz wrocil.po jakims czasie podczas kolejnego skurczu,ona wypelniajac papiery pyta "czy zyczy sobie pani podac dziecku po porodzie wit.K w zastrzyku?" oczywiscie
nie moge odpowiedziec bo walcze ze skurczem,a ona "slyszy mnie pani? podac czy nie podac? " maz nie wytrzymal,i powiedzialjej pare slow,i zeby dala mi spokoj,bo on sie tym moze zajac.no,kobieta niezadowolona skonczyla papiery z M.a ja moglam sie skoncentrowac na rodzeniu.ale bylam zla,prosilam meza zeby jej nie wpuszczal na sale

,o 7:00 przyszla z inna polozna,i mowi "to jest Camilla,bedzie sie pania opiekowac,bo ja koncze moja zmiane,mowicie tez dobrze po angielsku wiec sie dogadacie" myslalam ze zaczne skakac z radosci,nawet skurcze przestaly byc tak strasznie bolesne,Camilla (angielka) przyniosla mi pilke,i wode i herbatke,potem za moja zgoda towarzyszyl jej chirurg ktory robil specjalizacje poloznika.i tak w czworke sobie rodzilismy,atmosfera byla wspaniala,moglam robic co chcialam i jak chcialam a oni mi pomagali,wiekszosc czasu spedzilam na kolanach,maz pilnowal zebym nie stracila rownowagi,i zebym ladnie oddychala,i zeby mi bylo dobrze.wody odeszly przy skurczach partych,obrocilam sie na plecy pare pchniec i o 12:31 Lilianka byla na swiecie.miala 4035gr,i 50 cm.troszke popekalam,ale chirurg ladnie bezbolesnie mnie zszyl.zostalismy na tej sali jakies 2 godz.po kapieli zeby sie nacieszyc i odpoczac,a potem przeszlismy na sale poporodowa.
przepraszam ze tak duzo,chcialam przekazac zestresowanym,ze wedlug mnie,nie ma znaczenia jaki szpital i warunki.najwarzniejsze zeby byl zaopatrzony w sprzet potrzebny przy porodzie,i zeby osoby towarzyszace byly odpowiednie.w mojej historii szpital ten sam,podczas remontu,a jak zmienily sie polozne to az sie milo rodzilo.i pomyslec ze spodkalam sie tam z polka
pozdrawiam wszystkie dzielne i szczesliwe mamusie i ich dzieciaczki
