Dzisiaj jest śr wrz 10, 2025 8:59 am


Forum ciąża

» Zdrowie Kobiety » Poród

Strefa czasowa UTC [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 147 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 4, 5, 6, 7, 8
Autor Wiadomość
 Tytuł:
Post: czw sty 29, 2009 10:20 pm 

Rejestracja: pn maja 28, 2007 7:40 pm
Posty: 2228
Lokalizacja: Katowice
Natchnęło mnie po ponad roku…
Cała ciąża bez większych problemów. Główną dolegliwością była senność ;) więc spałam ile wlezie, trochę nudonosci, trochę żylaków, trochę obrzęków, ale nic poważnego. Do konca pracowałam, robiłam badania do doktoratu, pisałam wstep, jeździłam autem do konca, generalnie wszystko na zawsze, tylko ze świadomością, ze noszę w sobie CUD , no i bez używek itd. Termin porodu miałam na 7 lutego.
W styczniu już pracowałam tak na pół gwizdka – byłam na stażu i chodziłam tam 2-3x w tyg., na 3-4 godzinki.

16 stycznia: Robię ostatnie badania do doktoratu – kamień mi spada z serca. Wieczorem jadę na KTG – skurczów brak, poza tym wszystko gra. Myślę sobie: Super, to teraz mam z 2 tygodnie dla siebie  Gazetki, książka, rozmowy z brzuchem :)

17 stycznia – jadę na chwilę do swojej pracy, rozwiewam ostatnie wątpliwości radząc się doświadczonych matek, jedna koleżanka patrzy na mnie i mówi do drugiej: „patrz, ona wygląda jakby miała zaraz urodzić”, odpowiadam śmiechem….

18 stycznia – odchodzi mi czop śluzowy, ale poza tym nic się nie dzieje, szperam po necie, czytam, ze to może być i 2 tyg.wcześniej, uspokajam się, nawet nie dzwonię do gina

19 stycznia – mój gin i moja koleżanka ze studiów pracująca na tym samym oddziale wyjeżdżają na urlopy, ja spędzam miły, wyluzowany dzień z mężem
Godz.21.oo – mąż wyjeżdża do pracy (22-6), przed wyjazdem mówi, ze teraz już nie będzie brał nocnej zmiany, że to ostatni raz przed porodem, żegnamy się, wychodzi (pracuje 55km od domu)
Po wyjściu męża nachodzi mnie ochota na sałatkę, robię całą michę i pożeram.
Ok.22.30.-zaczynam mieć biegunkę i lekki ból brzucha, ale wiążę to z ilością i mieszanką żarcia, które pochłonęłam, zresztą dolegliwości wyglądają na typowo jelitowe. Biorę No-spę.
Godz.23-3 brzuch boli raz mniej, raz bardziej, pare razy ganiam do kibelka, biorę w miedzyczasie jeszcze 2 No-spy, w końcu wszystko się PRAWIE uspokaja i zasypiam. PRAWIE, bo mimo poprawy widzę, ze nie o jelita tu chodzi i jestem zdecydowana rano jechac do szpitala.

20 stycznia
Po godz.5 – budzę się, mam skurcze co 7, 5, 1min.i tym razem to już NA PEWNO nie jelita – bolą dość mocno, ale są króciutkie, nieregularne. Robię mężowi kanapki, sprawdzam dokumenty, biorę prysznic, ubieram się, na chama obcinam paznokcie żelowe (były w fatalnym stanie, 2 dni później miałam iść zrobić nowe).
Ok.6.30 przychodzi mąż, zjada śniadanie
Ok.7 wyjeżdżamy do szpitala, po drodze mam skurcze tak jak wcześniej
Ok.7.30 –wkraczamy na Izbę Przyjęć. Położna mnie bada: tętno OK., rozwarcie tylko na opuszkę, tak patrzy na mnie, wypytuje o skurcze, uświadamiam sobie, ze chyba ze stresu już prawie ich nie czuję, łudzę się, że mnie zbadają, zrobią KTG i odeślą. Ale ona każe mi się przebrać i prowadzi na porodówkę.
Na porodówce lekarka zbiera ze mną wywiad, mierzy miednicę, robią mi KTG. Położna zagląda i mówi, że to tylko słabe skurcze przepowiadające – znowu boli mnie mocno, więc myślę sobie ”o cholera, to jak będą wyglądać te właściwe??!!!” . Pada pytanie od położnej „nie mogła pani wziąć no-spy i przeczekać?” . Uświadamiam ją, ze wzięłam trzy – robi wielkie oczy. Za ścianą zbierają wywiad z drugą dziewczyną – ma regularne skurcze, jakieś tam sensowne już rozwarcie. Zaczyna mi być głupio, głupio, ze spanikowałam i przyjechałam, zamiast zaczekać, aż akcja się rozkręci… Jestem zła na siebie. Kończy się KTG, posyłają mnie na usg, lekarz robiący usg mówi, ze jest OK., ale coś tam (do dziś nie wiem o co chodziło) mu się nie podoba w KTG i mnie zostawią, ale dziś NA PEWNO nie urodzę. MOOOOŻEEEE jutro. Zaprowadzają mnie na oddział, wchodzę na salę, mówię innym kobietom „dzień dobry”, kładę rzeczy koło łóżka, wychodzę na korytarz do męża i …pękam – przytulam się do niego i ryczę… Że teraz będę tu kwitnąć nie wiadomo ile i czekać na akcję… Tak naprawde chyba wtedy wypłakałam z siebie ten brak gotowości, ze to JUŻ. Ocieram łzy i czuję parcie na pęcherz, rozglądam się za kibelkiem i czuję Niagarę na nogach. Wody…. Wchodzę mimo wszystko do kibelka (ja chcę siusiu!) i widzę, ze wody mam krwiste, przychodzi po mnie położna zaalarmowana przez męża. Biorą mnie do zabiegówki, badają, mówią, ze czują pęcherz płodowy, mimo odejścia wód, ze może wysokie pęknięcie pęcherza, że z powrotem na porodówkę…. Zawożą mnie na wózku, znów kładą pod KTG. Cieknie ze mnie to coś krwiste. Bada mnie położna, idzie KTG, potem bada mnie jakiś młody lekarz, znowu położna – dyskutują, widzę, wiem, ze jest mocno nie OK. Ale w miarę spokojnie. Jeszcze spokojnie. Leżę pod KTG, gadam z M., mówię, żeby zadzwonił do mojej mamy – niech powie, ze chyba rodzę, ale nic poza tym, chcę żeby wiedziała. Wołają kierownika dyżuru – oczywiście znów mnie bada - boleśnie jak szlag…. Patrzę na to umiarkowane zamieszanie wokół mnie, słucham i powoli docierają do mnie trzy słowa: „odklejenie łożyska”, „cesarka”. Mąż idzie po moje ostatnie wyniki, które zostały na oddziale. Ja w międzyczasie godzę się wewnętrznie z wizją cesarki, podpisuję zgodę – no dobra, trzeba to trzeba, byle Krzyś wyszedł z tego cało!!! Przychodzi anestezjolog, pytam o rodzaj znieczulenia, mówi, że ogólne, podpisuję zgodę. Powoli układam to sobie wszystko w głowie, zapominam o wyćwiczonych oddechach, mówię Krzysiowi, ze będzie OK. Czekam aż wróci M Wokół krążą położne, coś tam przygotowują, jedna zbiera ze mną jakiś tam wywiad – nie pamiętam już o co pytała. Znowu czuję, że chce mi się siusiu. Podają mi basen. Sikam, sikam, sikam, i …. Nagle czuje, ze już wcale nie sikam, tylko coś bezwiednie leje się ze mnie!! Mówię położnej, że chyba coś nie tak, odkrywa prześcieradło i widzę kałużę krwi. I nagle – robi się tak, jakby ktoś przewijał film na podglądzie. Wszyscy zaczynają biegać, kierownik dyżuru mówi „tego się obawiałem”, przerzucają mnie (dosłownie niemal!) na wózek. Wchodzi M – patrzy na całe zamieszanie, coś mu chyba urywkami słów tłumaczę, rozbierają mnie, cewnikują. Boże!!!! Jestem jednym wielkim przerażeniem – myślę tylko, żeby Krzysiowi nic… żeby z Krzysiem było dobrze… Wjeżdżam na sale cięć. Jedna położna pyta drugą o wenflon, tamta zakłada mi go pośpiesznie. Czuję, że dezynfekują mi brzuch, patrzy na mnie anestezjolog i mówi: nałoże pani maskę, będzie się trochę ciężko oddychać”. Nakłada. Oddycham. I przypominam sobie jak byłam znieczulana ogólnie do wyrostka mając 9 lat – wtedy czułam totalny odlot, jakieś zawroty głowy, majaki…. Czekam na to. Słyszę słowa: „ jest przed 11, zaraz pani uśnie”, i zaraz potem… Zaraz potem??? O, nie wcale nie zaraz, tylko już zupełnie później „jest już po zabiegu, jak będzie pani kaszleć proszę trzymać ranę”. Otwieram oczy i teraz jestem jednym wielkim pytaniem „jak mały???”, słyszę, ze dobrze, ze 9pkt. Oddycham… Na korytarzu czeka M. Pytam o małego. 10.55., 2570g, 50cm, 9pkt, zielone wody płodowe, bali się zapalenia płuc, więc dali go na 2-3 dni do inkubatora. Mówię jak bardzo ich kocham, a on mówi mi jak bardzo NAS kocha. Płaczemy oboje.
Trafiam na salę pooperacyjną. M idzie jeszcze do małego, wysyła mi MMS.
Jakieś 3-4 godziny później zawożą mnie pod inkubator. Dotykam, gładzę ciałko mojego skarba, mówię mu, ze to MAMA. Płaczę ze szczęścia. Przez całe popołudnie leżę i jak nawiedzona wysyłam smsy, dzwonię, dzielę się radością i przeżyciami. Wieczorem M.przyjeżdża, ja już chodzę, idziemy razem do naszego SYNKA :)

A teraz skrót reszty naszego pobytu. Nie chcę wchodzić w szczegóły bo o tym już pisałam przy różnych okazjach.
21 stycznia - trafiam na zwykłą salę (z pooperacyjnej), orientuję się, ze nikt z personelu nie ma najmniejszego zamiaru mi pomóc w kwestii laktacji (ani też w innych kwestiach, zreszta – tam może z 2-3 takie fajniejsze połozne były, reszta – szkoda słów..…)
22 stycznia - Krzyś wychodzi z inkubatora.
23 stycznia - Krzyś dostaje żółtaczki, naświetlają go
24 stycznia - żółtaczka nie bardzo chce schodzić (ale o tym dowiaduję się później)
W międzyczasie 21-24 stycznia – walczę o karmienie, płaczę z winy wrednych położnych, marzę, by w końcu mieć synka stale przy sobie całego i zdrowego, modlę się i prawie nie śpię

25 stycznia - okazuje się, ze Krzyś ma zakażenie układu moczowego. Przenoszą nas na oddział pediatrii, gdzie jest zimno, ale za to miło - spędzamy tam kolejne dni
28 stycznia – dostaję gorączki 39,6st., jestem ledwo żywa, pediatra wysyła mnie na internistyczną izbę przyjęć, gdzie lekarka (wyjątkowo koszmarna jędza!!!) wysłuchuje mi na płucem prawym rzężenia, podejrzewa zapalenie płuc, zleca rtg i antybiotyk. RTG wychodzi OK., a przepisany przez nia antybiotyk jest nieosiągalny w nocnej aptece (było po 22). 29 stycznia rano dzwonię do mojego guru (do promotora) i radzę się w kwestii antybiotyku przy zapaleniu płuc i karmieniu -radzi, wypisuję sobie, M wykupuje, biorę. Wieczorem przyjeżdża moja mama, osłuchuje mnie i utwierdza w przekonaniu, ze to jednak nie jest żadne zapalenie płuc. Antybiotyk wybrałam, ale dziś myślę, ze to był po prostu stres :?
29 stycznia – pierwszy dzień, kiedy moje dziecko dostaje TYLKO moje mleko i TYLKO z piersi
Przez kolejne dni siedzimy sobie na tej pediatrii, Krzyś dostaje 2 antybiotyki dożylne, ja dalej nie sypiam, bo nocami z zegarkiem w ręku co 3 godz.wstaję i karmię, żeby przybierał i żeby mi się laktacja pobudzała, nabieram wprawy w pielęgnacji noworodka – i tak aż do

6 lutego – kiedy to szczęśliwie tatuś przywozi nas do domu 

Po tym wszystkim nasuwa mi się kilka przemyśleń: nigdy nie można mieć pewności, że wszystko pójdzie dobrze i bez komplikacji. Drugiego dziecka raczej w tym samym szpitalu rodzić nie będę, ale wg mnie należy rodzic w miejscach, gdzie jest solidne zaplecze medyczne. Co by o tych okropnych położnych nie powiedzieć – to z opieki lekarskiej byłam zadowolona bardzo – a to się okazało dla mnie najcenniejsze. I jeszcze myślę, ze na szkole rodzenia nie powinni AŻ TAK podkreślać, żeby nie przyjechać za wcześnie do porodu. Powinni podkreślać, żeby jechać do szpitala NATYCHMIAST, jeśli czujesz że coś jest nie tak i że powinnaś to zrobić – ja tak właśnie czułam. Gdybyśmy poczekali tak z 3 godzinki – mogłoby nie być ani Krzysia ani mnie.
A tak na marginesie - nie wiedziałam, że mozna przez 2,5 tygodnia prawie wcale nie spać i żyć... :?

Macierzyństwo to coś cudownego!!!!

_________________
Krzysztof Marek 20.01.2008.

Amelia Małgorzata 14.04.2010.


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 

 Tytuł:
Post: pt sty 30, 2009 1:16 pm 
#

Rejestracja: pt cze 01, 2007 7:12 am
Posty: 7321
Lokalizacja: Kiel - DE
gu - jak to mówią - lepej późno niż wcale. ;)
a tak serio. popłakałam się dużo wczesniej, niz normlanie ;) Współczuję przeżyc, to musiał być straszny stres, ale podejrzewam, że ze względu na szybkość tego, co sie działo, odbieralas to spokojniej.
Masz rację w tym, co piszesz na końcu. Można czekac, jeśłi sie instynktownie czuje, że wsyztsko dobrze. Ale czasami intuicja może uratować życie...
Jesteś strasznie dzielna! Krzys Ci na pewno wynagrodził przez ten rok wszystko co przeżyłas wtedy z nawiązką!

_________________
ObrazekObrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pt sty 30, 2009 9:04 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pt maja 18, 2007 8:00 pm
Posty: 7158
Lokalizacja: z Polski :)
gu piekny wzruszający opis :) czytałam go z zapartym tchem :) jak super że wszystko dobrze sie skończyło :)

_________________
Obrazek Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pt sty 30, 2009 9:41 pm 

Rejestracja: pn maja 28, 2007 7:40 pm
Posty: 2228
Lokalizacja: Katowice
iza, 4krotka Dzięki, Kochane :)

_________________
Krzysztof Marek 20.01.2008.

Amelia Małgorzata 14.04.2010.


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pt sty 30, 2009 10:31 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: ndz cze 10, 2007 10:38 am
Posty: 12141
Gu suuuper opis :!: jeszcze mam ciarki...Krzysiu i Maz wynagradzaja pewnie caly bol i strach.. :) a przy nastepnym dziecku pewnie bedzie wszystko latwiej :wink:

_________________
Obrazek
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn lut 02, 2009 11:37 am 

Rejestracja: ndz maja 06, 2007 1:35 am
Posty: 9861
Lokalizacja: Toruń
gu- ostanie zdanie najpiękniejsze :)


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 

 Tytuł:
Post: pt kwie 17, 2009 11:07 am 
Awatar użytkownika

Rejestracja: wt lip 31, 2007 11:16 am
Posty: 3509
24 styczen - Moja mama do mni: " Gosia chodz spakujemy moze juz twoje walizki do szpitala" Ja : " nie mamo, jeszcze jest troche czasu a ja ciagle musze dokupic pare rzeczy" Pól dnia mama mnie dreczyla z tymi torbami i w koncu dla swietego spokoju zebralam sie w sobie i wszystko popakowalam. Okazalo sie ze tak naprawde brakuje juz tylko lewatywy .
25 styczen - mama wyjezdza w góry do babci. Oznajmiła mi ze do porodu napewno wroci. Gdyby nie daj boze cos sie dzialo to mam dzwonic i ona przyjedzie. Juz nie wspominajac o tym ze ja to chyba nadal czuje sie jak dziecko i nikt mi nie da takiego wsparcia psychicznego jak poprostu moja mama. Zwlaszcza w pierwszych chwilach po porodzie.
26 styczen - lada dzien obrona pracy dyplomowej , a ja umie tylko jeden rodzial no a co z trzema pozostałymi Hihi cala ja , dwa dni przed obrona ja sie dopiero zabrałam za nauke tego cholerstwa. Cały dzien wkuwania i siedzenia w papierach. Nagle sobie mysle" cholera, mi juz tak nogi spuchly ze ja ledwo w kapciach chodze to co ja ubiore na obrone.Super tunika juz sobie czekala i specjalne na ta okazje czarne spodnie ciazowe, no ale co z butami? " Dzownie do kolezanki z pracy zeby mi jakos pomogla.Wkoncu ma duza stope to moze w cos sie w cisne.
19 :00 Przyjezdżam do koleżanki .Dobra... przymierzam caly stos butów i nic.Wszystko za ciasne.Nawet buty jej ojca.Mysle sobie pojde na boso.Juz bylam tak tym wszystkim wymeczona ze postanowilam o 21 ze wracam do domu bo ma leciec na tvn fajny film ambitny " wierny ogrodnik".Oczywiscie wszyscy mnei wysmiali ze to chyba jakis erotyk grrr.
Po przyjezdzie do domu szybko polecialam sie umyc i chyc pod koldre a juz film 5 minut lecial.Przytulilam sie do meza i ogladamy tv.Po 15 minutach oczywiscie reklamy.Nagle czuje jakos strasznie cieplo mi sie zrobilo i mokro.Mysle sobie ze cholera pierwszy raz przez cala ciaze sie posiekilam.I to do łózka No to wstaje zeby sie przebrac noi posciel zmienic.Nagle czuje ze dzieje sie ze mna cos dziwnego.Chyba to jednak nie siku bo to caly czas cieknie i jest przezroczyste. Mowie szybko do mojego R ze chyba rodze.Z jednej strony bylam przestraszona ze to za wczsnie to duzo.Dopiero 36 tydzien .. noi ta nieszczesna obrona.Z drugiej jednak strony bylam podekscytowana ze to juz, ze zobacze moje malenstwo , ze teraz bede juz mamą.Lece do łazienki na wc. A to cholerstwo ciagle cieknie.Właze do wanny, co by na tej porodowce wygladac jak czlowiek. Dobra wychodze z wanny a mi sie nogi trzesa jak galareta.Mysle sobie " cholera jak dobrze ze mama kazala mi sie spakowac " Szybko sie ubralam noi wychodzimy z domu.Wiało jak nei wiem co.Był taki mocny wiatr ze ledwo szlam do przodu i tylko czulam jak mi cieknie po nogach.Jedziemy juz autem i mowie do R ze musimy jeszcze do apteki jechac bo ja nie mam lewatywy.Docieramy do szpitala.Odrazu zostaje przyjeta.Mialam sie rozebrac i poczekac na pania ginekolog.Mowie jej ze odeszly mi wody.No to dawajta mnie do badania.Bada bada, i nagle chlusnela druga porcja wod .Lekarka nagle oznajmila ze bez watpienia odeszly mi wody i ze rodzimy.Przebralams ie w szpitalna pizamke i kazali mi przejsc do pokoju obok gdzie polozna zrobila maly wywiad i wszystko spisala do komputera, obejrzala ksiazeczke ciazowo etc. ( notabene ksiazeczki nei odzyskalam, a bylaby taka fajna pamiatka )
Zaprowadzono mnie na porodowke i pokazano ktory bedzie moj pokoj do rodzenia.Maz polozyl torby kolo sciany a ja poszlam z polozna do tego ich glownego pokoju i zrobiono mi lewatywe. Nie byla tak zle jak myslalam.
Poszlam juz do tego swojego pokoju i dowiedzialam sie od meza ze 5 minut przede mna przyjechala jeszcze jedna dziewczyna.
Zrobiono mi ktg... nie mialam zadnych skurczy.Podlaczono mnie do kroplowki i dostalam oksytocyne i okropnie bolacy zastrzyk.Momentalnie sie zaczelo.Okropny bol skurczy.Odrazu byly bardzo czesto.Mysle sobie ze chyba szybko bedzie i pojdzie jak splatka.Polozna bada rozwarcie i mowi ze jest na opuszek palca .Mysle sobie tyle sie ze mnie leje, boli jak skurwysyn a ja mam tylko rozwarcie na opuszek a gdzie do 10 cm Kazala chodzic duzo, ruszac sie i byc pod prysznicem i robic masarze ciepla woda.Chodzenie nie bylo takie proste bo ciagle ciekly ze mnie wody plodowe.Dobra ide pod prysznic.Plan byl taki ze jest skurcz to sie wieszam na meza szyi i sie mocno do niego przytulam. Skurcz ustaje. Wiem ze mam 1 minute na to zeby szybko sie wgramolic pod prysznic i usiasc na plastikowym krzeselku. Miejsca nei bylo za wiele wiec to wcale nie bylo takie proste.Ciepła woda przynosila ulge, ale jak byl skurcz to tak czy siak bolało jak jasna cholera.Minelo 6 godzin łazenia po korytarzy, krecenia pupa i masarzow cieplej wody.Polozna kazala mi sie polozyc na worku sako i mnie bada.1 cm rozwarcia.... załamałam sie.Tyle wysilku, tyle bólu a to raptem ruszylo o opuszek palca.Mysle sobie ze ja to nigdy w zyciu nie urodze.W tym momencie byl to dla mnie najbardziej kryzysowy moment. Poddlam sie. Zaczelam blagac zeby zrobili mi cesarke.Wymoglam na mezu zeby przyprowadzil lekarza.Kobieta na mnei nakrzyczala czy sa jakies inne wskazania do cesarki oprócz bolu i braku postepu w rozwarciu.Mowie ze nie.No to ona ze nie zrobi cesarki. Nie mialam juz sily na chodzenie.Polozylam sie na worku sako i krecilam pupa .Powtarzalam sobie wszystko do obrony i zaczelam mowic cala konstytucje z pamieci.Mialam wrazenei ze jakos lepiej teraz znosze skurcze,Jak lerze to chyba jest mniejszy ból.W kazdym bądź razie jakos troszke bylo chyba lepiej.Czas biegl nagle bardzo szybko.Po 3 godzinach przychodzi polozna i sprawdza rozwarcie.7 cm .Poszlam sobie pod prysznic.Skurcze byly co kilka sekund wiec gozej sie wchodzilo do kabiny.Stwierdzilam ze nie ma co siedziec na krzeselku tylko trzeba teraz duzo sie ruszac.Juz jest 7 cm to juz nie wiele.Teraz musze sie postarac. Ledwo doczlapalam sie do pokoju, a gdzie tam chodzenei po korytarzu.Dobra bede skakala na pilce.W szkole rodzenia dokladnie nauczono mnie jak to robic + wlaczyc oddychanie.
Jakos szlo, ale skurcze byly juz tak zajbiscie przeokropnie mocne ze ledwo sie trzymalam meza.Biedaka tak sciskalam ze juz nie mial sily.Byl caly zielony i chyba nie mogl na mnie patrzec.Nie mogl zniesc mojego cierpienia.Wiedzialam to po nim, ale wiedzialam ze sama nie dam rady, spadne z tej pilki, musi mnie ktos trzymac za rece.Wzajemnie dodawalismy sobie otuchy.Skurcze byly juz takie ze nie wiedzialam kiedy sie konczy a kiedy zaczyna.Jeden przerazliwy okropny bol.Nie moglam juz mowic.Nie mialam sily.Teraz juz tylko zostalo mi kiwanie glowa.Polzona co jakis czas przechodzila niedaleko mnie i bylo juz bardzo duzo dziewczyn rodzacych.Mowila mi ze teraz jestem bardzo dzielna, ze super sobie radze, ze jeszcze troszke a bede miala kolo siebie synka.za oknem juz dzien, ptaszki cwierakja, zmiane poloznych tez mam juz za soba.a ja dalej skacze na tej pilce.Wymyslilam sobie super metode na to zeby mniej czuc skurcze,Gabilam sie w jedne punkt.Najpierw na kran a jak jzu dostawalam oczoplasow to zmienilam sobie obiket patrzenia na konkretna plytke na scianie.To naprawde pomagalo.Skupailam sie na czyms innym.Ale jednoczesnie staralam sie bardzo wsluchac w moje cialo zeby prawidlowo oddychac.Co rusz sie mnie polozne pytaja czy czuje skurcze party.Bardzo chcialam to czuc, ale niestety nic takiego nadal nie bylo.
Za mna juz 11 godzin porodu i wkoncu przyszly upragnione skurcze parte.Kazano mi sie polozyc juz na lozku porodowym.Rozwarcie na 9 cm.
Nagle krzyczy dziewczyna z pokoju obok ze ona tez ma skurcze parte.No to ida do niej ja zbadac.Ma 10 cm i rodzi.No a ja ? pytam sie co ze mna? musialam poczekac.W biegu polozna kazala mi dobrze oddychac.
Tamta dziewczyna rodzi.Po chwili podchodzi do mnei jakas taka asystentka chyba tej glownej poloznej z drugiej zmiany.10 cm pani juz rodzi. aaaaaaaaaaaaa wkoncu to juz.Musieli sie rodzielic.Teraz to juz byly nie malze zawody ktora pierwsza urodzi.Tamta miala fory bo ona miala znieczulenie zewnatrz oponowe. Mialam wrazenie ze ona rodzi malego kociaka a nie dziecko Confused Polozna pomogla mi sie bardzo wyciszyc , musialam poczuc roznice miedzy jednym skurczem a drugim zebym wiedziala kiedy przec. Poniewaz mialam bardzo dlugie skurcze to zadecydowano zebym probowala przec trzy razy na kazdym skurczu.
Maz stal kolo mnie, bardzo mnie wspieral, mowil do mnie, dodawal mi otuchy, moge powiedziec ze prawie parl razem ze mna. Byl bardzo dzielny.
Usta mialam ciagle suche i bylam juz bez sil kompletnie.Praktycznie na granicy przytomnosci.Mialam zjesc kostke czekolady, pic wode i maz zwilzal mi usta pomatka.Kazano mi przec jeszcze mocniej bo ledwo co sie dziecko przemieszcza.Chyba po mniej wiecej 9 parciu wkoncu bylo widac wloski.Polozna mowi ze ciemne i ze nawet troszke ich ma.Strasznie sie ucieszylam .Pyta sie meza czy chce zobaczyc.No to on ze jasne i odrazu polecial sobie ogladac hehe.
To mi dodalo duzo sily.Podeszla wtedy do mnie lekarka i kazala mi sie na skurczu zaprzec stopa.Faktycznie pomoglo. Dziewczynie obok urodzilo sie dziecko.Uslyszlam tylko jego placz.Nagle juz tak bardzo zapragnelam swojego dziecka ze zaczelam przeciez z calych sil jakie mi pozostaly.Nawet sama siebie zaskoczylam z kad ja jeszcze je wzielam.Myslam ze oczy doslownie z orbit mi wyjda tak mocno parlam.Lerkarka mowi ze juz prawie. Jeszcze jeden raz .Przychodzi skurcz, chyba z 6 osob mi kibicuje a ja prze.Udało sie.Wkoncu wychodzi.Czuje ulge.Wkoncu ustaly skurcze.Jak to moj MAteuszek musial mnei jeszcze zachaczyc stopa.Ale to juz nie istotne.Moje malenstwo.Odrazu sie pytam czy wszystko dobrze, wkoncu to wczesniak.Tak na ok jaka ma wage, bo wydaje mi sie malusienki , niemlze jak 1 kg cókru.Lekarka mówi ze to jest
bardzo zdrowy chlopczyk, ze jest faktycznie wczesniakiem bo ma bardzo duzo mazi na sobie , ale ze wage ma bardzo fajna.Tak na oko ze 3 kg.
Polozyli mi takie cieplutkie cialko na moim brzuchu, nie moglam sie na niego napatrzec.Matko taki malutki moj synek.Spytali sie meza czy chce przeciac pepowone.Oczywiscie zgodzil sie bez wachania.Uzgodnilismy jzu to oboje przed porodem.Polozna zazartowala zeby tylko nie ucial mu siusiaka przez przypadek. Wink Dziecko zabrali do drugiego pokoju gdzie byl mierzony, wazony itd.Byl juz z nim mój mązż.Ze mną zostala lekrarka.Musialam przec jeszcze lozysko.Ale to juz maly pikus.Nic nie boli, zwlaszcza jak tylko mysli sie juz o dziecku i to szczescie ogarniajace cale cialo i umysl.Nie da sie poprostu opisac. Lekarka szyla krocze a mi wszyscy zdawali relacje.Dziecko ma 10 punkt, 52 cm dlugi i wazy 3100.jak na wczesniaczka to niezle chlopisko Smile Strasznie chcialo mi sie pic, a nie mial kto mi podac wode.hihi wszyscy latali wokół dziecka.Mysle sobie ze juz przeboleje.a w ustach sachara.Zeby nie czuc szycia krocza to sobie jakies piosenki mruczalam pod nosem.Mialam jeszcze chwilke lezec na lozku zeby odpoczac bo jak wstane to moglabym odrazu zemdlec.Maz przyszedl z Mateuszkiem zawinietym w becik Very Happy
Nastepnie przeniesli mnie na lozko na korytarzu.Zreszta zrobilam to o wlasnych nogach Smile lezalam juz z dzieckiem ze dwie godziny, ale bylo mi to juz obojetne, Najwazniejsze ze byl kolo mnie.Maz sie probowal do wszystkich znajomych i rodziny dodzwonic zeby oznajmic radosna nowine.
Podsumowujac rodzilam od 10 wieczorem do 11:20 nastepnego dnia Smile Urodzilam 27 stycznia , 28 stycznia wyszlam ze szpitala na oborne.,Tak wiec dlugo sie nie nalezalam Smile

_________________
ObrazekObrazek
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 147 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 4, 5, 6, 7, 8

Forum ciąża

» Zdrowie Kobiety » Poród

Strefa czasowa UTC [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Antykoncepcja - Bezpłodność - Planowanie ciąży - Objawy ciąży - Test ciążowy - Ciąża - Ciąża bliźniacza - Termin porodu - Objawy porodu - Poród - Laktacja - Niemowlę - Karmienie niemowląt - Macierzyństwo - Psychologia - Przepisy kulinarne - Uroda
Friends Pliki cookies forra