Dzisiaj jest śr wrz 10, 2025 8:55 am


Forum ciąża

» Zdrowie Kobiety » Poród

Strefa czasowa UTC [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 147 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
Post: sob mar 01, 2008 10:40 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pn lip 02, 2007 9:43 pm
Posty: 423
Lokalizacja: Bath, UK
sitao nie martw sie, ja tez taka mialam jeszcze pare dni temu ze zero skurczy, mimo ze aktywna fizycznie i jak ty mialam termin na 25/02 dpeiro od 3 dni mam slady jakby czop mi wychodzil (chyba po akcji lozkowej) a od dzis powoli skurcze sie zaczely co prawda nieregularne ale juz sa... a do szpitala na wywolanie dopiero ide 10/03 ale w anglii inne sa zasady...

_________________
http://img6.imageshack.us/img6/6761/dsc005621k.jpg
ObrazekObrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 

 Tytuł:
Post: wt mar 04, 2008 7:41 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: wt wrz 04, 2007 9:18 am
Posty: 55
Lokalizacja: Radom
sitao;) a ja juz z maluszkiem w domku;) wiesz 27 lutego posprzątałam calutki domek, o 17 mieliśmy jechać z mężem na ostatnią moją pizze w ciąża tu chlast, po prasowaniu rzeczy pękł mi worek i wylały się wody (16.50)-ledwo zdążyłam do wc;) a w ciągu dnia miałam jakieś tam skurcze-jak przy okresie ,ale były różnie często więc nie wiedziałam czy liczyć odstępy czy nie....ale tak orientacyjnie to co jakieś 20-30 minutek.....
Więc dzwonię do męża, że dziś nie zdążymy na pizzę, bo musimy jechać do szpitala;) Przyjęli mnie o 18.45 z 3 cm rozwarciem. Wtedy to juz leżałam przebrana i podłączona pod ktg. Mieliśmy mieć poród rodzinny, ale dwie sale do tego przeznaczone były właśnie zajęte, więc "dostaliśmy" możliwość porodu rodzinnego na sali ogólnej-jeszcze 3 stanowiska "wolne" dla rodzących samotnie.....ale ja się nie wahałam, bo mąż to podstawa przy porodzie:)no i zbadał mnie lekarz, zaproponował kroplówkę dla przyspieszenia-więc ja na to jasne;) i jak mnie podłączyli, to skurcze (jak okresowe) silniejsze, ale oddech mi pomógł-na brzuch gdy nie było skurczy-dotlenienie dla maluszka, a na klatkę głębokie dla mnie przy skurczu.Za jakiś czas-przy końcu badania ktg dostałam czopki. A potem pokój intymności i rozwarcie już na 6cm;)jeszcze jakiś zastrzyk w tyłek i na salę porodową. Tam się okazało ,po kolejnym skurczu, że juz 9cm i na łóżko i rodzić. Mąż z jednej strony, położna z drugiej, przede mną 2 lekarzy, jakaś salowa i parcia. Na jednym skurczu około 3 parcia. Słuchałam położnej, więc było jakoś okey;)chyba za 4 parciem mały się urodził, nie wiem nie liczyłam, tylko słyszałam: no i teraz głęboki wdech, zatrzymujemy powietrze i przemy....oczy zamknięte, więc nie widziałam za wiele, ale słyszałam ludzi…dziwne uczucie…ale poszło;)
Faktycznie gdy zobaczysz już na świecie swojego maluszka wszystko inne mija;) tylko maluch się liczy;) no i płacz i położenie go na mojej klatce, żeby poczuł moje ciepło, bicie serduszka;) to niesamowite przeżycie i cieszę się, że był przy mnie Paweł;) bardzo mi pomógł, masował plecy, nogi, trzymał za rękę, to może niewiele, ale dla mnie BARDZO WIELE;)
p.s. najgorsze z całego porodu było zszywanie krocza…koszmar mimo znieczulenia!!!!!!!!!!!
No i ważenie, mierzenie i potem już leżał ze mną;) a po pół godzinie karmienie;) super sprawa, choć pokarmu miałam ciut…..

_________________
od 27 lutego Cyprianek z nami;)


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pt mar 07, 2008 8:25 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: ndz wrz 02, 2007 7:04 pm
Posty: 595
A u mnie wszystko zaczęło się od paczki :) . A było tak....Siostra męża wysłała miesiąc wcześniej paczkę dla naszego oczekiwanego maleństwa z m.in. karuzela huśtawką i ubrankami...śmiałam się do męża, że mały się nie urodzi do póki przesyłka nie dotrze :lol: .
I tak zastał nas 19 luty czyli termin porodu. Robert rano wstał i mówi do mnie że może bym urodziła bo na dzisiaj miałam termin a ja jak zwykle zażartowałam że dopiero jak paczka przyjdzie. Mąż wyszedł po zakupy ale za chwilkę wrócił z awizem i mówi że paczka przyszła i jedzie ją odebrać. No ok. Pojechał to była 13.00. O 13.30 dostałam pierwszych skurczy i dzwonie do niego że się zaczęło oczywiście śmiech że mały usłyszał o prezencie i wychodzi aby go zobaczyć.... :) Cały dzień chodziłam ze skurczami co 6-8 minut. Wiedziałam że się po kościach nie rozejdzie bo w krzyżu mnie łupało i miałam plamienie. Wieczorem skurcze były nie częstsze ale za to o wiele silniejsze...o 23.00 włączyliśmy sobie komedie polegliśmy na kanapie i oglądając czekaliśmy na moment kiedy skurcze będą częstsze i pojedziemy do szpitala. Cytując moją koleżankę „ jedź do szpitala dopiero wtedy jak będziesz wyła z bólu żebyś nie siedziała na porodówce 24 h”...i tak czekałam aż bóle będą nie do wytrzymania. Połozyliśmy się ok. 0.30. Leżałam a właściwie kręciłam się z boku na bok z zegarkiem w ręku liczą odstępy między skurczami. Były co 5 min. Po 1.00 wstałam bo z bólu nie mogłam już leżeć i zaczęłam sprzątać...chodziłam od kuchni do łazienki i z powrotem. O 4 rano stwierdziłam że skurcze mam co 3 min. I boli tak że czas już jechać. Wytrzymałam jeszcze do 4.45 (mąż wstał bo miał do pracy na 6.00) i powiedziałam do Roberta że musi mnie wieźć do szpitala bo nie wytrzymam do 14.00 aż wróci z pracy. O 5.50 byłam-byliśmy już na trakcie porodowym. Rozwarcie tylko na 3 cm a bolało jakby było co najmniej na 7 cm :twisted: Kolejne badanie o 9.00 nadal 3 cm ... :evil: 11.30 lekarz po badaniu stwierdza że no może na 3,5 cm żeby mnie pocieszyć i mówi że do 21.00 się uporam :evil: Skakanie na piłce i kręcenie biodrami nic nie pomagało i dostałam zastrzyk aby szyjka szybciej się rozwierała to było po 12.00. O 14.00 miałam już pełne rozwarcie, wody jeszcze nie odeszły. Moje Kochanie było wspaniałe pocieszało mnie że to już nie długo masowało plecy i polewało brzuszek wodą z prysznica żeby mniej bolało. O 15.00 lekarz przebił pęcherz...cieplutka woda wypłynęła i jakiś czas po tym zaczęła się jeszcze mocniejsze i częstsze skurcze Prosiłam o znieczulenie :roll: ale ciągle słyszałam że jeszcze nie za chwilę :? i tak zrobiła się 16.30 :? i w końcu mi je podali 8) Najpierw jeszcze badanko...przyszła taka mało delikatna lekarka i badała mnie na skurczu rozdarłam się jakbym rodziła ból okrutny :evil: Pomyślałam sadystka badać jak mam skurcza. No i dali mi znieczulenie :yea: ból w krzyżu minął co za ulga...za chwile zaczęły się parte i okazało się że główka jest za wysoko i się kręci, maluszek nie może się wstawić. Ponownie zaczełam skakać na piłce aby małemu ułatwić lecz chęć parcia była silniejsza. Połozna kazała wskoczyc na łóżko i przeć i parłam ale główki nadal nie było widać. Mąż od samego początku krzyczał że nie chce przecinać pepowiny i patrzeć na poród a tu połozna złapała go za fraki kazała stanąć z boku łóżka złapać moja stopę i postawic sobie na biodrze a ja miałam przeć. Na co Robert do niej że nie chce na to patrzeć a połozna w smiech że ona nie każe mu się patrzyć mi miedzy nogi niech się patrzy w oczy i mówi że mnie kocha :lol: :lol: Już wtedy lekarz z anestezjologiem wiedzieli że nie urodzę sama i przebąkiwali coś o cc. Zaraz przyszła „cudna” lekarka :g^^: od badania przy skurczu i wszyscy razem orzekli po badaniu że jadę na blok operacyjny. Połozna czekała już cewnikiem anestezjolog odmierzał dawkę znieczulenia a lekarz powiedział do mnie...pani Olu ostatnie trzy parcia i jedziemy, nie możemy czekać bo małemu troszke tętno spadło i trzeba szybko działać. I tak spiełam się jak mogłam łudziłam się że może dam radę ale nie dałam... :( chwile później jechałam na blok, to wszystko działo się tak szybko...odkażali mi brzuch i stawiali parawan i kilka minut póxniej czułam jak mi wyszarpują dzidzie z brzucha. Byłam otumaniona i płacz Mikołaja słyszałam jakby z daleka. Anestezjolog zdawał mi relację na bierząco, trzymał za rekę i mówił że za chwilke zobacze synka. Przystawili mi go przy twarzy, lekarz do mnie i co pani powie pani Olu a ja na to do małego - Groszek :!: – wszyscy w smiech :lol: :lol: :lol: , że podobno mały ma się nazywac Mikołaj a nie Groszek. A dla mnie zawsze to będzie Groszek...Załatali mnie i odwieźli do sali gdzie czekali na mnie moi dwaj mężczyźni ten duży i ten malutki. Byłam tak zmęczona, otumaniona i obolała ale gdy mąż położył obok mnie Groszka wszystko mineło. To była wielka mała nagroda za cały ból. Po 2 godzinach przewieźli nas na salę...małego na noc zabrały położne a ja jeszcze nie wierzyłam że mam już swojego upragnionego malutkiego Groszka :smo:
Wstawanie nastepnego dnia to był koszmar i zupełnie nie rozumiem kobiet które życzą sobie cesarki... :wo: W szpitalu przetrzymali nas z powodu mojej gorączki, miałam zapalenie układu moczowego (wpadli na to po trzech dniach jak miałam temperaturę że może mi zrobić badania moczu) a małego naswietlali z powodu żółtaczki. Przed wyjsciem ze szpitala miałam robione USG – dziwnie wyglądało nic tam w brzuszku nie miałam już się przyzwyczaiłam że tam w środku był malutki człowieczek.
Długo nie mogłam się pogodzic z tym że miałam cc...nigdy bym nie przypuszczała że tak się zakończy mój poród bo nic na to nie wskazywało. Najważniejsze, że Groszek jest cały zdrowy kochany i taki mój ....taki prezent ślubny od męża poczety w noc poslubną :D Po urodzeniu mierzył 56 cm, wazył 3640 i dostał 10 pkt. A dzisiaj ma już ponad 2 tygodnie.... :)

Mam nadzieję że Was nie zanudziłam :wink: :lol:


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: sob mar 08, 2008 2:47 pm 

Rejestracja: śr lip 25, 2007 11:30 am
Posty: 414
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Marcheweczko, bardzo mnie wzrusyzł Twój opis porodu. Miałam prawie identyczną sytuację. Poród siłami natury zakończył się cesarką. Też długo nie mogłam pogodzić się z tym, że miałam cesarkę. No, ale ważne, że dzidzia zdrowa i wszystko oki.:)

_________________
Obrazek
[URL=http://imageshack.us]Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: ndz mar 16, 2008 10:13 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pt maja 18, 2007 8:00 pm
Posty: 7158
Lokalizacja: z Polski :)
no to wreszcie ja opiszę mój wspaniały poród który chyba różnił się od standardowego porodu nie tylko długością (w szpitalu spędziłam 6 dni) ale i przebiegiem :)

15.02.2008 Dzień pierwszy… wielka nadzieja…
Tak jak było mi przykazane ok. 10 rano zgłosiłam się do szpitala celem wywołania porodu… co jak co byłam już ładnie przeterminowana…41 tyg+6 dni… zgłosiłam się na odpowiedni oddział gdzie pokazano mi moje łóżko (uffff… na szczęście to było to przy oknie :) ) i jak zwykle kazano czekać… poczekałam sobie z moim mężem dobrą godzinkę i po tym czasie naszym oczom ukazała się jakaś pani położna… zrobiono mi ktg które tak naprawdę niewiele wykazało… jakieś tam skurcze i tyle…
Po kolejnej godzinie ta sama pani położna stwierdziła że mnie zbada… chyba każda z nas wie jakie to przyjemne… okazało się że właściwie nie mam cały czas rozwarcia i zadecydowano o podaniu mi żelu który to rozwarcie „wypracuje”… 20 min później leżałam już z zaaplikowanym żelem i pod ktg
Właściwie od samego początku po podaniu mi tego magicznego żelu zaczęły się u mnie skurcze… na początku z odstępem ok. 1 min (dodam że od początku były bolesne) a potem i już do końca unormowały się z częstotliwością 3-4 min… nie było to przyjemne więc starałam się odwrócić swoją uwagę od bólu jak mogłam… w tym szpitalu w którym rodziłam nad łóżkiem każdej pacjentki jest taki opuszczany na wysięgniku telewizor LCD i jak kupisz sobie kartę za całe 3,5 funta to przez 24h możesz sobie TV oglądać oraz korzystać z Internetu (niestety ten Internet był tylko życzeniowy bo jego prędkość była tak mizerna że ani razu nie udało mi się wejść na forum :( a tak strasznie chciałam sobie z wami poklikać... :) )… jak można się domyślać wysłałam swojego J. po tą kartę i wszystkie te skurcze starałam się przecierpieć patrząc w ekran…
Ok. 15-16 bóle już były na tyle silne że ciężko mi było leżeć na łóżku więc poszłam wziąć sobie prysznic… chyba jestem jakimś odmieńcem bo mi prysznic ani kąpiel w wannie nie pomogły się zrelaksować na tyle aby ten ból był mniej odczuwalny… ok. 18 zaczęłam już łapać doła… doszły mnie myśli że ten ból już nigdy się nie skończy… ok. 19 przyszła położna zbadać moje rozwarcie… czekałam na ten moment z wypiekami na twarzy… zbadała i zonk… rozwarcie na 2-3cm :( … znaczy się niewiele ale powiedziała że pewnie za jakąś godzinę wezmą mnie na porodówkę no i że dziś w nocy zobaczę swojego synka…
Ok. godz. 20 następowała zmiana położnych… ok. 20.30 przyszła zobaczyć co się ze mną dzieje nowa położna i od razu mi oznajmiła że nie mam szans aby mnie wzięli na porodówkę bo po pierwsze miejsc nie ma a po drugie mam za małe rozwarcie (do dziś twierdzę że gdyby wtedy jednak wzięli mnie w obroty to może nie byłoby potrzebne cc…) załamało mnie to do końca… to ja się męczę cały dzień i mają być nici z tego!!?? Do tego ta położna oznajmiła że mój mąż o 22 musi opuścić oddział bo takie są przepisy… zaczęłam wpadać w panikę… skurcze bolały mnie jak diabli a tu jedyna osoba która dawała mi poczucie bezpieczeństwa ma mnie opuścić?? Zaczęłam najnormalniej ryczeć i popadać w histerię :( co zaowocowało tym że zostałam nafaszerowana jakimiś środkami przeciwbólowymi po których zaczęło kręcić mi się w głowie… mąż pojechał do domu a ja zostałam w szpitalu… ból zmalał do tego stopnia że udało mi się zasnąć ( no może nie do końca bo na sali ze mną leżała jakaś laska która całą noc kaszlała...)

16.02.2008 Dzień drugi… totalne przećpanie

Obudziłam się rano totalnie otumaniona… dawno nie czułam się tak podle… uczucie jak bym miała dobrego kaca po suto zakrapianej imprezie... cały czas kręciło mi się w głowie a do tego było mi niedobrze… o 8 przyjechał mój mąż… byłam tak skołowana po tych środkach przeciwbólowych że aby dojść do toalety musiałam trzymać się ściany…zjedzenie śniadania zajęło mi chyba godzinę... o nie ja dziś nie rodzę! Pomyślałam… nie dam rady… nie dziś!
Potem jak to każdego dnia zrobiono mi ktg (które wykazało że akcja porodowa zanikła) i oczywiście zapewniono że już za chwileczkę, już za momencik przeniosą mnie na porodówkę… mi tak naprawdę było wszystko jedno… niewiele pamiętam z tego dnia… chyba w większości go przespałam a mój mąż przez cały dzień siedział przy mnie oglądał TV bądź grał na konsoli :) … pod wieczór kiedy w końcu poczułam się lepiej i kiedy po raz dziesiąty usłyszałam że już zaraz wezmą mnie na porodówkę zaczęłam łapać doła… ile można siedzieć bez sensu w szpitalu i ile można czekać na swoją pociechę??? Przecież i tak już byłam dużo po terminie a oni wciąż każą mi czekać!!!!

17.02.2008 Dzień trzeci… zaczynam się irytować…
Rano kolejna zmiana położnych, kolejne ktg i kolejne obietnice że już zaraz wyląduję na porodówce i zobaczę swoje dzieciątko… dawno przestałam im wierzyć… opiekującej się mną położnej zaczęłam rozpaczać w rękaw że ja już dłużej nie wytrzymam, że to jest potwornie dla mnie stresujące i że ja już czekam od piątku a jest niedziela!! Kobietka obiecała że zrobi co w jej mocy i od rana zaczęła molestować personel na porodówce jednak przez cały dzień niewiele udało się jej wskórać… no oprócz jednego że dowiedziałam się że jestem pierwsza na liście… bez komentarza…
Ok. 20 jak zwykle następowała zmiana położnych… siedziałam już na tyle długo w tym szpitalu że pomału wszystkie położne robiły mi się znajome… również i jedna z tych która przyszła na nocny dyżur :) była to młodziutka ok. 25 letnia położna która jak zobaczyła mnie na oddziale to stanęła jak wryta…
-a co ty tu robisz?? - Spytała
-jak to co?? Czekam na miejsce na porodówce
-no nie! Tak być nie może! Poczekaj zaraz zacznę tam wydzwaniać i ich męczyć… postaram się abyś tej nocy wylądowała na porodówce
No zobaczymy… pomyślałam… już tyle obietnic tu słyszałam…
O 22 jak zwykle mój mąż pojechał do domu a ja zostałam w szpitalu… poszłam spać…

18.02.2008 Dzień czwarty… poród…

o 1.30 w nocy obudziła mnie ww. młoda położna i powiedziała: IZA PAKUJ SIĘ, DZWOŃ PO MĘŻA, JEDZIESZ NA PORODÓWKĘ… nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam… wreszcie się rozpakuję :) wreszcie przestanę być dinozaurem ciążowym :) hurrrrrra!!!!
Spacerkiem przez szpitalne korytarze udałam się na porodówkę…
Na porodówce powitała mnie jakaś pani położna (imienia nie pamiętam) i powiedziała ze będzie się mną opiekowała mniej więcej do godziny 7 rano… ok. 2 w nocy przyjechał mój mąż… wpadł na porodówkę z wypiekami na twarzy… wreszcie zacznie się coś dziać…
Po wykonaniu paru rutynowych badań położna zapytała się mnie czy chcę znieczulenie
-a będziecie podłączać mnie pod oxy?
-tak
-no to ja epidural poproszę :)
-dobry wybór... powiedziała owa położna… ale i tak na początek muszę zacząć od przebicia ci pęcherza…
-a bardzo to boli??
-nie bardzo ale jak się boisz to weź nawdychaj się gazu
Hmmmm… gaz… pomyślałam… podobno fajnie się człowiek po nim czuje… zastosowałam się bezgranicznie do zaleceń położnej :) nawet nie poczułam kiedy mi pęcherz przebiła… w tym czasie byłam we własnym świecie ha ha
Następnie przyszedł pan anestezjolog… zadał 100 pytań do: a czy nie jestem na coś uczulona, a czy nie mam problemów z krzepliwością, a czy to a czy tamto i po uzyskaniu satysfakcjonujących odpowiedzi przystąpił do działania… tutaj znowu gaz okazał się rewelacyjny :) nawet nie bardzo pamiętam kiedy mi założył dren do podawania epiduralu :)
Położyłam się na łóżku... z lewej kroplówka z oxy, pompa do epiduralu oraz mój mąż… po prawej położna… będzie dobrze.. pomyślałam :)
Okazało się że pod wpływem epiduralu nie tylko w ogóle nie czuję bólu ale również robię się bardzo śpiąca więc po godzinie sytuacja na sali porodowej wyglądała następująco: ja śpiąca na łóżku porodowym, mój mąż śpiący w fotelu obok i jedna czuwająca osoba: położna…
Ok. godziny 7 rano następowała zmiana położnych… moją dotychczasową położną zastąpiły dwie młode bardzo sympatyczne dziewczyny: jedna która uczyła się na położną i jedna która już nią była… ja cały czas byłam bardzo śpiąca i tak właściwie to non stop spałam budząc się co ok. 20 minut i pytając się czy coś się zmienia i czy wszystko jest w porządku (trochę krwawiłam więc bałam się że z tętnem dziecka może się coś zacząć dziać…)
O godzinie 8 położna sprawdziła mi rozwarcie… tylko 4 cm :( (zaznaczam że dzięki znieczuleniu badanie rozwarcia też właściwie mnie nie bolało)… kolejne badanie o 11… rozwarcie na 5 cm co oznaczało że akcja porodowa trochę za wolno się rozwija… zawołano jakiegoś doktora… ten miły straszy pan stwierdził że jeszcze możemy poczekać ze 4 godziny i za 4 godziny trzeba będzie podjąć decyzję co dalej… jeżeli rozwarcie nie pójdzie on będzie obstawał przy cc…
Ok. południa obudziłam się na jakąś godzinkę i zaczęłam sobie rozmawiać z jedną z moich położnych na temat jazdy na nartach :) wymieniłyśmy poglądy gdzie są najlepsze ośrodki narciarskie, jaki sprzęt jest najlepszy do jazdy i znowu poszłam spać…
O 15 położna znowu sprawdziła mi rozwarcie… 6 cm… czyli przez 4 godziny przybyło mi tylko 1 cm :( wiedziałam co to znaczy… znowu zawołano lekarza… ten sam co wcześniej starszy pan powiedział że jeżeli chcę to mogę jeszcze poczekać ale on by raczej wolał abym wyraziła zgodę na cc bo moje rozwieranie się szyjki macicy idzie zbyt wolno i najprawdopodobniej nie uda się to skończyć porodem SN… dodał że na chwilę obecną dziecko jest w dobrym stanie ale przez krwawienie które już jakby nie patrzeć trwa ok. 12 godzin stan dziecka może się nagle zmienić i oni wolą moją cesarkę przeprowadzać bez tzw. pośpiechu… nie pozostało mi nic innego jak zgodzić się na cc…
Odłączono mi oksy oraz epidural i nagle do mojego pokoju zaczęło się schodzić mnóstwo luda w niebieskich kitlach i zadawać mi stertę różnych pytań… między innymi przyszedł pan anestezjolog.. o rany jaki on przystojny był :) od razu przestałam bać się cesarki :) ha ha
Dalsze wydarzenia potoczyły się dość szybko... sala operacyjna, ja trzęsąca się jak galaretka, parawan, grzebanie mi w brzuchu i nagle ten płacz… ten najwspanialszy na świecie płacz :) operujący mnie lekarz trzymał w rękach mojego synka którego przed sekundą wydobył z mojego brzucha a ja się zastanawiałam do kogo to moje maleństwo jest podobne no i jeszcze że całkowicie inaczej go sobie wyobrażałam ale i tak jest najpiękniejszy na świecie :) … mój mąż który był przy mnie w czasie operacji biegał z aparatem i pstrykał zdjęcia a ja nie mogłam oderwać oczu od mojego szkrabka który w tym czasie znajdował się parę metrów ode mnie w rękach pań położnych (odsysanie itp.)… szczerze powiedziawszy to chyba byłam w lekkim szoku bo wszystkich szczegółów tamtych magicznych chwil nie mogę sobie przypomnieć ale pamiętam jedno: WIELKIE SZCZĘŚCIE i wielka ulga... że jest cały i zdrowy i tylko mój :)
Po cc przewieziono mnie na salę pooperacyjną gdzie wreszcie mogłam przystawić do piersi swojego synka… o rany co to było za uczucie… po raz pierwszy karmić piersią… nie zapomnę tego do końca życia… mały załapał od razu jak się ssie pierś i tak mu zostało do chwili obecnej… straszny z niego żarłok :)

dalszych moich perypetii szpitalnych już nie będę opowiadać bo i tak jak komuś udało się przebrnąć przez to całe moje wypracowanie to zuch człowiek :lol: dodam tylko że w pierwszą noc po cesarce, przykuta do łóżka (nie czułam nóg) musiałam sie użerać z bardzo niesympatyczną położną która w ogóle nie chciała mi pomóc w opiece nad synkiem a jak nad ranem dostałam gorączki to przylazła i ściągnęła ze mnie kołdrę bo "ja się muszę chłodzić a nie przegrzewać..." :evil: czubek a nie położna... :evil:
a w pierwszym dniu po cesarce udało mi się zemdleć pod prysznicem... dobrze że nim padłam zdążyłam nacisnąć przycisk alarmowy... :lol:

_________________
Obrazek Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: ndz mar 16, 2008 10:47 pm 

Rejestracja: pt lis 30, 2007 4:23 pm
Posty: 3103
Lokalizacja: Warszawa
iza suuuper opis!


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: ndz mar 16, 2008 11:19 pm 

Rejestracja: czw cze 07, 2007 1:38 pm
Posty: 11614
Lokalizacja: Poznań
czytając Wasze opisy aż mi sie rece spociły ... :roll: :D

_________________
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn mar 17, 2008 12:17 am 

Rejestracja: ndz maja 06, 2007 1:35 am
Posty: 9861
Lokalizacja: Toruń
Marcheweczka witam w klubie rodzących ns a zakończonych na końcówce cc :) wiem co czułaś bo też tak miałam, pełne rozwarcie skurcze parte i cc

iza byłam dzielna i przeczytałam :P


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn mar 17, 2008 2:06 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pt maja 18, 2007 8:00 pm
Posty: 7158
Lokalizacja: z Polski :)
agnese pisze:

iza byłam dzielna i przeczytałam :P

no to chyba medal ci się należy :lol: :wink:

wiesz co... ja w ogóle nie mam doła że urodziłam cc... nie mogłam inaczej i tyle... nie była to cesarka na żądanie okupiona wysoką łapówką więc nie mam wyrzutów sumienia... Angese nie zadręczaj się tym że urodziłaś cc :) przecież też nie miałaś wyboru... to przecież nie ma znaczenia jak nasze dzieci przyszły na świat... my nie mamy się sprawdzać jako wzorowe rodzące ale jako dobre matki :) główka do góry :!: :)

_________________
Obrazek Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn mar 17, 2008 4:37 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: wt sty 29, 2008 5:50 pm
Posty: 534
Lokalizacja: Częstochowa/UK
iza popieram, poprieram :D no bo jakie to ma znaczenie czy nasze dzieciaczki urodziły się sn czy przez cc? ważne, że są przez nas kochane, nie?
a! i świetny opis porodu :lol: miałaś to szczęście, że wiesz mniej więcej o której godzinie co się działo- na mojej sali porodowej nie było zegarka :evil: a leżałam tam prawie 14 godzin :roll:

_________________
Obrazek
Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: śr mar 19, 2008 2:03 pm 
#

Rejestracja: pt cze 01, 2007 7:12 am
Posty: 7321
Lokalizacja: Kiel - DE
iza - ja też przeczytałam. Medal, za wytrwałość! Tzn już jeden odebrałaś, w postaci Don Arturo!

_________________
ObrazekObrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: czw mar 20, 2008 12:00 am 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pt maja 18, 2007 8:00 pm
Posty: 7158
Lokalizacja: z Polski :)
trzykrotka rzeczywiście duuuuużo mnie to cierpliwości kosztowało...

_________________
Obrazek Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn mar 24, 2008 5:53 pm 

Rejestracja: sob cze 02, 2007 9:33 pm
Posty: 25757
Iza opis swietny...najlepsze byly te dni jak ciagle spalas ..ja tez chce tak kiedys!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :lol:
ps. opis czytalam z lampka wina a nie popcornem :wink:

_________________
Sophie Theresa 08.03.2010, godz.19.29
10 pkt Agpar:)
52 cm, 3380 gramm:)
Olenka 30+5tc, 1800 gram,43cm.
20.02.2014 9300 gram:)zaliczylismy pieknie testy rozwojowe w Dreznie!wszystko super!lobuz maly!:)


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pn mar 24, 2008 10:31 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pt maja 18, 2007 8:00 pm
Posty: 7158
Lokalizacja: z Polski :)
Minie z lampką :?: ja myślałam że to butelka będzie potrzebna :wink: :lol:
a co do tego spania to rzeczywiście rzadko komu zdarza się spać w najlepsze kiedy na ktg idą skurcze na 100 i to regularne :lol: ale życzę ci tego z całego serca :)

_________________
Obrazek Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: wt mar 25, 2008 8:53 am 

Rejestracja: sob cze 02, 2007 9:33 pm
Posty: 25757
dziekuje Izus:)

no ja jestem szybka dziewczyna;)

_________________
Sophie Theresa 08.03.2010, godz.19.29
10 pkt Agpar:)
52 cm, 3380 gramm:)
Olenka 30+5tc, 1800 gram,43cm.
20.02.2014 9300 gram:)zaliczylismy pieknie testy rozwojowe w Dreznie!wszystko super!lobuz maly!:)


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: pt kwie 04, 2008 11:08 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: ndz lip 22, 2007 11:43 am
Posty: 5159
Lokalizacja: Kraków
Cala ciaze była dosc aktywna, Często jeździłam po miescie, chodzilam na spacery, zakupy, nosilam rozne, czasem dosc ciezkie rzeczy i być może z tego powodu nastawialam się na to, że porod będzie dla mnie szokującym wydarzeniem i na pewno zaskoczy mnie w jakims miejscu publicznym….np spektakularnym odejściem wod w autobusie albo innymi takimi historiami. Okazalo się inaczej.

Termin porodu mialam wyznaczony na 12 lutego. Ja osobiście chciałam urodzic kolo 20 lutego wiec nie zrobilam wielkiego dramatu gdy 12.02 przeszedl niepostrzezenie bez nawet jednego skurczu. 13 lutego bylam w szpitalu na KTG i mialam mieć wizyte u swojego ginekologa. Rano pojechaliśmy z mezem na badanie KTG na 8.45. Cale badanie przeszlo bezproblemowo, Po badaniu przeszlam konsultacje ginekologiczna na ktorej pani doktor powiedziala ze co prawda szyjka wykazuje poczatek gotowości i rozwarcie jest 2 cm ale jej zdaniem to jeszcze spokojnie pojawie się za tydzień na kolejnym KTG. Kazala tez przekazac mojemu lekarzowi na wizycie ze wyniki badania sa jak najbardziej dobre i nie ma się czym martwic. Po tym pożegnałyśmy się, a ja z mezem pojechałam do domu bo bylam tak zmeczona, ze doszliśmy do wniosku, ze do lekarza pojedziemy nastepnego dnia. Gdy dotarliśmy do domu położyłam się zdrzemnąć. Wstalam około godziny 12 z dziwnym bolem kręgosłupa, a dokładniej krzyza, ktory promieniowal na boki. Nie wiem dlaczego, bo do tej pory nie mialam nawet skurczy przepowiadających oświadczyłam mezowi ze rodze. Ten popatrzyl na mnie zdziwiony i zapytal skad ten pomysl i czy sobie zartuje. Odpowiedzialam mu na to, ze absolutnie nie zartuje, opisałam mu bol który czulam. Gdy maz usłyszał mój opis zapytal co ile odczuwam takie cos. Ja zdezorientowana powiedziałam mu ze nie wiem i trzeba to zmierzyc. Gdy siedlismy z zegarkiem i zaczęliśmy liczyc okazalo się ze bol powtarza się co 10 minut i trwa około 20-30 sekund. Wprawilo nas to w lekkie zaskoczenie. Postanowilismy ze jeszcze mnie poobserwujemy bo nie chcieliśmy popelnic falstartu zbyt szybko jadac na porodowke. Ja tymczasem poszlam do drugiego pokoju dopakowywac torbe. Gdy okazalo się ze nie mieszcze się w ta która mam maz polecial do swojego taty pożyczyć jakas inna i przy okazji zapytal czy możemy na niego liczyc gdyby te skurcze okazaly się jednak porodowymi. Tesc odpowiedzial ze nie ma problemu i on czeka tylko na nasz znak, ale uwaza ze kobieta powinna wiedziec kiedy rodzi. Maz wrócił do mnie, przyniosl mi torbe w która się zapakowałam i zapytal jak jest teraz ze skurczami. Ponownie je zmierzyliśmy i jak się okazalo były już srednio co 7 minut i wydłużały się do jakis 40 sekund. Postanowilam ze wejde na chwile do wanny, kapiel jednak nie zniosła bolu. Do tej pory nigdy w zyciu nie mialam skurczy, a już na pewno nie porodowych wiec nie wiedzac co robic weszlam na forum lutowek i napisałam z prosba o rade. Dziewczyny zgodnie z moimi odczuciami wysłały mnie na porodowke, wiec zaczęliśmy się zbierac. Przed wyjsciem zadzwoniliśmy jednak na porodke szpitala w którym zamierzalam rodzic. Polozna poradzila mi bym weszla jeszcze na chwile pod prysznic i poobserwowala się jakies 20 minut. Pod prysznic weszlam ale 20 minut nie wytrzymalam i chwile po moim wyjsciu spod prysznica Piotrek dzwonil do teścia ze zbieramy się do szpitala.

Na izbe dotarliśmy około godziny 16.15. Polozna słysząc moje tłumaczenie, ze przyjechałam bo czuje jakies skurcze poprosila bym rozebrala się i położyła na kozetce. Zbadala mnie, posłuchała serduszka maluszka, poprosila o karte ciazy i zaczela wypełniać jakies dokumenty, a ja siedziałam chwile na kozetce po czym zapytalam czy już mogę się ubrac. Do dzis pamiętam moje zaskoczenie gdy usłyszałam w odpowiedzi „może się pani przebrac”. Spojrzalam na Piotrka oczami wielkimi jak spodki. On nie wyglądał w tamtej chwili lepiej ode mnie :P Przebralam się w koszule nocna, założyłam szlafrok i usiadlam obok biurka poloznej. Cale wypelnianie papierow trwalo do 17….musze przyznac ze polozna była dosc cierpliwa i znosila mnie nawet wtedy gdy na najprostsze pytania odpowiadalam ciurkiem „tak..nie…nie wiem” :D W pewnej chwili wyszla na chwile i usłyszałam jej rozmowe z lekarzem i zdanie „a pani ma tam jeszcze na izbie ta z rozwarciem 6 cm”. :shock:…nawet nie sadzilam ze tak szybko będę mieć takie rozwarcie. O 17 polozna poprosila mnie i Piotrka o przejscie na sale porodowa. W drodze do niej przypomniałam Piotrkowi o naszej umowie ze będzie obserwowal wszystko i patrzyl lekarzom na rece co robia mi i malemu…tak na wszelki wypadek. Polozna wyslala mnie jeszcze do toalety a nastepnie wskazala sale w ktorej Piotrek już czekal. Gdy weszlam do srodka zobaczylam materac, drabinki, pilke, krzeslo porodowe i duuuze lozko porodowe. Niewiele myśląc władowałam się na nie i tak już zostalam. Zakladalam ze w trakcie porodu będę jak najbardziej aktywna a tymczasem okazalo się ze caly porod przeleżałam :D….a raczej przespalam. Dobrze czytacie….miedzy skurczami najnormalniej w swiecie spalam. :D. Piotrek mowi ze w ktorejs chwili zaczelam po prostu chrapac. Co chwila dopraszalam się tez koldry bo było mi zimno. Pewnie spalabym tak w najlepsze jednak budzily mnie skurcze i polozna która co pewien czas sprawdzala bicie serca malucha. Caly czas leżałam na boku i gdy przychodzil skurcz nie pozwalam się w gruncie rzeczy dotknąć….dopiero gdy się rozchodzil i mijal pozwalam ze soba zrobic wszystko. Pisze ze pozwalalam ponieważ bylam tak nieprzytomna i zaspana ze nawet do badania tetna maluszka trzeba było mnie obracac na plecy bo sama nie bylam w stanie. Trafilam na bardzo wyrozumiala polozna która pozwalala mi przebolec skurcz po czym z Piotrkiem obracala mnie, badala i przykrywając obracala tak jak było mi wygodnie. W ktorejs chwili poprosilam ja o zzo które jak się okazalo jest niemożliwe mimo szerokiej reklamy ze jest bezpłatne i ogólnodostępne. Nie bylo anestezjologa ktory moglby je wykonac. Polozna obiecala mi jakis srodek przeciwbolowy jednak nie dostalam go….i w sumie to do dzis nie wiem czemu….poprostu go nie przyniosła. Przy ktoryms z koleji badaniu polozna stwierdzila ze „tutaj jest już ladne rozwarcie 8 cm” pochwalila mnie i stwierdzila ze gdybym odczuwala jakas potrzebe parcia mam absolutnie się temu nie poddawac. Latwo powiedziec…..myslalam ze oszaleje powstrzymując to parcie. Polozna znow przyszla do mnie z tym ze tym razem z najgorsza informacja jaka wtedy dostalam…czyli ze zmienia się personel i w tej chwili przejmie mnie ta i ta pani…która okazala się jak dla mnie po prostu straszna. Polozna zostawila tamtej informacje ze mam skurcze dobre, rozwarcie spore (z tego co pamiętam mialam wtedy 8 cm a była jakos 18.30) i wspolpracuje tez ladnie tylko trzeba mi dac przebolec skurcz a potem już można zrobic ze mna wszystko, pozegnala się i poszla, a my zostaliśmy z druga polozna. Minelo może jakies 10 minut gdy ta przyszla mnie zbadac. Pech chciał ze akurat mialam skurcz i poprosilam ja delikatnie żeby mi dala go przejść a potem będę współpracować…dostalam na to odpowiedz ze ona nie będzie czekac Az ja sobie laskawie zniose skurcz bo cos się stanie dziecku a ja ja potem podam ze mi dziecko uszkodzila (to SA dosłowne jej slowa). Stanela nade mna z czujnikiem od KTG i kategorycznie zażądała ode mnie żebym się natychmiast obróciła na plecy. Coz było robic….prawie wyjac z bolu obróciłam się na plecy, dalam zbadac, poczekalam az sobie pojdzie i obrocilam się powrotem. Katem oka spojrzałam na Piotrka, który z jednej strony czul się zalamany swoja bezsilnością w obliczu mojego bolu, a z drugiej strony caly się gotowal widzac jak traktuje mnie polozna. Była jakoś 19.10 gdy zapytalam polozna czy mogę wyjsc do toalety lub do wanny. W odpowiedzi usłyszałam ze nie, nie mogę bo rozwarcie jest już zbyt duze i nie może mi na to pozwolic. Znow wyszla by za chwile wrócić z pytaniem czy może mi podpiac kroplowke na przyspieszenie. Oczywiście nie powiedziala mi ze to na przyspieszenie…ujela to slowami „żebym szybciej urodzila”. Polprzytomna odpowiedziałam jej ze tak ale proszę o jakies 10-20 minut odpoczynku. Wyszla ciezko niezadowolona, po czym wróciła po tych 20 minutach z kroplowka w reku. Nie podpiela mi jej jednak . Nie pamiętam już o co poszlo ale polozna po raz kolejny wykazala się jakims nietaktem w efekcie którego na jej pytanie czy wkoncu laskawie (!) pozwole jej podpiac ta kroplowke (nie stawialam zadnego oporu…bylam na to za slaba) odpowiedziałam najgłośniej jak potrafilam ze nie, nie zgadzam się na żadna kroplowke. Ta odłożyła woreczek i postanowila zbadac mnie jeszcze raz nadając przy tym na wszystko na co się dalo….w ktorejs chwili mialam jej tak dosc ze najdelikatniej jak potrafilam zapytalam czy może zamilknąć. Ona nie zrozumiala co powiedziałam i stwierdzila żebym powtórzyła. Powtorzylam ale ona znow nie zrozumiala i znow chciala powtorzenia…..na to odpowiedzial jej Piotrek glosno i wyraznie tłumacząc co powiedziałam. Polozna oburzona zawołała ze ona może się w ogole nie odzywac po czym rozgadala się jeszcze bardziej :roll: W koncu wyszla i nie wróciła wiecej az do chwili gdy o 19.35 poczulam lekkie pykniecie oraz wilgoc i cieplo na udach. Z racji tego ze bylam jednak dosc nieprzytomna nie odezwalam się slowem choc wiedziałam co się wlasnie wydarzylo. Polezalam tak chwile i obróciłam się do Piotrka proszac by poinformowal polozna ze odeszly mi wody. Piotrek wstal, wezal polozna, która przyszla prawie natychmiast. Zbadala mnie, podeszla do drzwi i poprosila o wezwanie pediatry, neonatologa i ginekologa. Przyszli po jakiejs chwili w trakcie ktorej polozna zdarzyla już przekształcić lozo na którym leżałam. Ginekolog stanal obok lozka stwierdzając ze „widac już glowke” a neonatolog ze zdziwieniem stwierdzila ze mam maly brzuch jak na rodzaca. Ginekolog na te slowa zrobil najgenialniejsza rzecz jaka mogl czyli nacisnął mi mocno na brzuch stwierdzając ze „ale tu jest dluga”:/.Po ustawieniu wszystkiego powiedzieli mi ze gdy poczuje teraz potrzebe parcia mam złapać się rekoma poreczy obok lozka i mocno przec. Ja z koleji trzymalam się gornego brzegu lozka i się strasznie zezłościłam gdy lekarz prawie zmusil mnie do zlapania się poreczy. W miedzyczasie lekarz zdarzyl jeszcze pogonic Piotrka, który zgodnie z moim zyczeniem ustawil się tak, żeby widziec co robi polozna. Zaczelam przec…minela chwila po czym usłyszałam wymowke „gdyby pani się zgodzila na kroplowke byloby szybciej”…ja tam nie zaluje Po chwili parcia usłyszałam ze mam przestac i słuchać poloznej. Po chwili znow usłyszałam ze mam przec. Parlam. Poczulam leki bol (prawdopodobnie wlasnie wtedy peklam) wiec krzyknęłam i w tym samym momencie uslyszlam drugi krzyczacy glos. To był Maciek. Polozono mi go na brzuch, a Piotrka zapytano czy chce przeciac pępowinę…oczywiście ze chial  Otumaniona wyciagnelam do Macka reke i zaczelam przemawiac dotykając równocześnie jego klatki piersiowej. Czulam się dziwnie i niesamowicie. Jak gdybym to nie ja wydala wlasnie na swiat dziecko. Maciek lezal tak na moim brzuchu machając raczkami i placzac…caly był bialy od mazi. Polozna wziela Macka do badania a mnie zaczeto zszywac. :evil: …co chwila pokrzykiwalam bo polozna robila to tak delikatie ze czulam to mimo znieczulenia…ginekolog tez do najdelikatniejszych nie należał gdy lapal mnie za skore na brzuchu i machal nia żeby się macica obkurczyla Po zszyciu wszyscy wyszli a z nami zostala polozna. Zaproponowano mi podanie dziecka jednak ja tak bardzo balam się skrzywdzic ta mala istotke ze poprosilam żeby jeszcze chwile poleżał tam gdzie lezy. Caly czas był przy nim Piotrek robiąc zdjęcia, nagrywając krotki filmik Komorka całując mnie ze slowami jaka dzielna jestem i rozmawiając ze swoim synkiem. Polozna zostawila nas samych, a po dwoch godzinach zaprowadzila mnie na sale. Jeszcze chwile pozwolono nam posiedzi razem (była 22) po czym wygoniono Piotrka do domu, a mnie do spania.

Kurcze, nie sadzialam ze to tyle zajmie...mam nadzieje ze ktos to przetrwa :)

_________________
Obrazek
Cokolwiek umysl potrafil zrodzic, czlowiek potrafi osiagnac


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: sob kwie 05, 2008 10:23 am 
ZAKAZ HANDLU
ZAKAZ HANDLU

Rejestracja: wt sty 02, 2007 4:58 pm
Posty: 5721
Lokalizacja: Wielkopolska
MÓJ PORÓD:

Jak wiecie - albo i nie- Grześ na usg okazał sie potężnym facetem. A ja przed ciążą 45kg-mała, chuda kobietka.Wobec tego postanowiono, że będę miała cesarkę bo jego główka nie mieściła sie w kanał.... Ale niestety nie moge napisać, że pojechałam do szpitala, zrobili mi cc i już był Grześ....

:arrow: 25.02. poniedziałek - 10 dni po terminie - położono mnie do szpitala. Pan ordynator powiedział, że czas mamy do 29.02. bo wtedy mija 14 dzień po terminie. Że najlepiej, jeśli poród zacznie sie sam, a oni zrobią cc. No i tak sobie leżałam. Spuchałam jeszcze bardziej, nie mogłam wciągnąć na stopy za dużych kapci, nie mówiąc o klapkach pod prysznic. Oczywiście złapałam grzybicę stóp hehehe. Mój brzuc zrobił sie jeszcze bardziej gigantyczny,a nie miał mnie kto z boku na bok przewrócić....

:arrow: 26.02. wtorek - 11 dni po terminie - rano powiedzieli mi, że jutro postanowią czy cc bedzie 28 czy 29.02 - ale lepiej, żeby sie samo zaczęło (już miałam dosć tego ciągłego powtarzania "żeby sie samo zaczęło")
Wieczorem dostałam skurczy. Poszłam do połoznej - podłaczyła mnie pod ktg- nic sie nei zapisało. Dali mi relanium i jeszcze coś i kazali spać. No to spałam - pół godziny....

:arrow: noc z 26/27.02 - zaczęło sie 12 dzień po terminie - skurcze jeszcze większe. Idę do położnej. Ona znowu mnie pod ktg - a tam nic nie ma. Rozwarcie 1 cm, szyjka 3 cm.... Wracam do pokoju i płączę z bólu. Idę do tej baby w ciągu nocy chyba z 10 razy - ona, że nic sie nie zapisuje,a ja zdycham z bólu.....W końcu baba mówi mi, że ciekawe co będzie, jak zaczne rodzić. Bo przeciez teraz nie rodzę.... GÓWNO PRAWDA! Prawie ja zabiłam :twisted:

:arrow: 27.02. - ulitowali sie nade mną - zmieniły sie położne. Trafiła mi sie miła i przejęta pani Dorotka. Woła lekarkę, mówi że nic sie nie zapisuje i nic się nie dzieje, a ja umieram z bólu. Lekarka mówi, że RODZĘ - też mi odkrycie.....Dzwonie po mojego P., przenoszą mnie do innej sali. Idę pod prysznic - odchodząmi wody. Zielone jak jasny gwint-a jakie miały być, skoro Grześ to syn leśnika :twisted: Przyjeżdża P. - zabierają mnie na salę operacyją.....

:arrow: 27.02.2008r. godzina 11:06- rodzi się nasz Grześ! 4300g i 59 cm.
Leżę na stole operacyjnym i dostaje bóli partych... Wszyscy w panikę-rozwarcie na 1cm, szyjka na 3, głowa w kanał nie wejdzie.Cos mi podają i parte minęły. Dostaje znieczulenie w kręgosłup. Mowią mi co robią. I JEST GRZEŚ!Ale nie płacze -wystraszyłam się-pytam czyy oddycha. Oddycha-mówią mi,ale leniwy. Na to Grześ sie odezwal "Eeeee!". Przynoszą mi go i dotykaja jego policzkiem mojego policzka. Popłakałam sie-jest ciepły, milusi i tak pieknie pachnie! Potem Grzesia zabierają i przejmuje go już moj. P. a ja jeszcze spedzam na sali 30 minut. Potem już jesteśmy razem, w trójkę :)

:arrow: po cesarce - wstaje po 12h. Na drugi dzień juz kursuję jak blyskawica - szybko doszłam do siebie. Niestety jesteśmy dłuuuuużej w szpitalu, niż planowano - bo panuje jakiś wirus czy bakteria - oboje dostajemy gorączki i faszeruja nas antybiotykami....Wprowadzaja zakaz odwiedzin. Okazuje sie, że nie moge karmić piersią. łapię wielkiego doła i wypłakuję litry łez położnym w fartuchy. Są świetne, pocieszają, pomagaja. Ale nie ta, która powtarzała, ze nie rodzę. Przyszła mnie wyśmiać, że płaczę. Nie wytrzymuję- zmieszałam ja zbłotem, jak żul z ulicy i gdyby nie jedna, która mnie przytrzymała - złamałabym jej nos :twisted:

I tym optymistycznym akcentem kończę moj opis porodu :)

_________________
Obrazek
Obrazek
28.12.2006 [*], 17.12.2009 [*], 28.12.2010 [*]


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: sob kwie 05, 2008 12:53 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pt maja 18, 2007 8:00 pm
Posty: 7158
Lokalizacja: z Polski :)
Martita miyu4 przeczytałam wasze opisy :D dobrze dziewczyny że nie dałyście się jakimś wstrętnym opryskliwym położnym :okk: wkurza mnie takie podejscie do rzeczy... dla nich to może i jest rutyna ale dla każdej z nas to był strach, ból i przerażenie i jak czytam że w takim momencie jakaś jaśnie pani nie wykazywała minimum zrozumienia to mnie krew zalewa... jednak akcja "rodzić po ludzku" ma jeszcze dużo do zrobienia... :roll:
a tak swoja drogą to jak czytam opisy porodów sn to coraz bardziej się przekonuję do tego że dobrze że miałam cesarkę... ja się chyba na sn nie nadaję :lol:

_________________
Obrazek Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
 Tytuł:
Post: sob kwie 05, 2008 1:04 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: ndz lip 22, 2007 11:43 am
Posty: 5159
Lokalizacja: Kraków
iza ja rodzilam w szpitalu okrzyknietym ponoc jednym z najlepszych w Polsce.....i to wlasnie przez fundacje rodzic po ludzku :P
Jak widac slowa i nagrody to jedno...a personel i zycie to drugie. Nie wszyscy byli zli...ale coz...

_________________
Obrazek
Cokolwiek umysl potrafil zrodzic, czlowiek potrafi osiagnac


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 

 Tytuł:
Post: sob kwie 05, 2008 1:08 pm 
Awatar użytkownika

Rejestracja: pt maja 18, 2007 8:00 pm
Posty: 7158
Lokalizacja: z Polski :)
Miyu je nie mówię że wszyscy byli źli bo nigdy nie można generalizować ale przykro jest jak w tak ważnej chwili znajdzie się jakaś jedna położna która ma pretensje do nie wiadomo kogo że wykonuje zawód który wykonuje... :roll:
ja rodziłam w Anglii i na opiekę przy porodzie nie mogę narzekać i nie mogę powiedzieć ani jednego złego słowa natomiast po cc też trafiła mi się położna która była bardzo niemiła i bardzo niechętna do pomocy (chociaż przecież położne tu zarabiają całkiem dobrze)... doprowadziło to do tego że ja unieruchomiona w łóżku siedziałam i płakałam bo nie mogłam zająć się własnym dzieckiem... po co to komu było...?

_________________
Obrazek Obrazek


Na górę
Offline Wyświetl profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 147 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna

Forum ciąża

» Zdrowie Kobiety » Poród

Strefa czasowa UTC [letni]


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Antykoncepcja - Bezpłodność - Planowanie ciąży - Objawy ciąży - Test ciążowy - Ciąża - Ciąża bliźniacza - Termin porodu - Objawy porodu - Poród - Laktacja - Niemowlę - Karmienie niemowląt - Macierzyństwo - Psychologia - Przepisy kulinarne - Uroda
Friends Pliki cookies forra