Po dwóch porodach moje motto brzmi: lewatywa, znieczulenie, nacinanie! Przy pierwszym porodzie miałam znieczulenie i było to cudowne wybawienie od bólu i chwila wytchnienia. Oczywiście wiem że zdarzają się komplikacje, ale u mnie nie wystąpiły. Skurcze nie ustały (po prostu ich nie czułam), nic się raczj nie przedłużało, na fazę parcia czucie mi wróciło, dziecina zniosła dobrze. Przy drugim porodzie było podejrzenie, że maleństwu słabnie tętno, więc nie było szans na znieczulenie - nikt by nie podjął takiego ryzyka. Nie będę zrzędzić, bo i tak by nie zdążyli, jako że urodziłam ekspresowo. Ale nie wyobrażam sobie tego bólu przez kilka czy kilkanaście godzin, mimo że wiem że przecież wiele kobiet rodzi bez znieczulenia i dają radę.
|