Polozylam sie spac jak zwykle po polnocy w piatek 16.11.
jak zwykle budzilam sie co godzine na siusiu i jak zwykle po powrocie do lozka wystarczylo ze policze do 5
nadchodzil skurcz-straszak.
Tej nocy czulam ze sa silniejsze ale nie oczekiwalam przeciez ze bedzie coraz mniej bolalo
O 7 rano kolejne siusiu, wrocilam do lozka, kolejny skurcz, tym razem na tyle mocny ze pomyslalam
ze pomarudze Chrisowi to go szturcham i mowie:
''brzuch mnie boli''
Polezalam 5 minut i poczulam mokro, wiec pomyslalam ze zmienie wkladke.
W lazience zdejmuje spodnie i w sekunde cala podloga zalana krwią, leje mi sie po nogach jak z wiadra
Przestraszylam sie okropnie, od razu telefon do szpitala, rozkaz przyjazdu ze spakowanymi torbami.
Szybko wzielam prysznic i po 15 minutach wyjechalismy z domu.
W szpitalu bylam o 8 rano, od razu polozyli mnie na lozku na pojedynczej sali do porodow rodzinnych,
podlaczyli jakas kroplowke i ktg.
I tak juz zostalo do konca porodu - 12 godzin lezalam na plecach zalewajac sie krwia ktora plynela i plynela
bez konca.
Jedynym powodem dla ktorego nie zrobiono mi natychmiast cesarki byl fakt ze Szymek mial sie dobrze,
serduszko rowno mu bilo i krecil sie strasznie jak gdyby nigdy nic
Okolo 10 rano mialam juz 4 cm rozwarcia, skurcze bolesne ale w przerwach zartowalam sobie z Chrisem,
pisalam esy

i gadalam z Hania na telefonie
Co 15 minut przychodzila polozna, co godzine lekarz.
Pytali jak sobie radze z bolem i czy chce znieczulenie ale poki co nie mialam takiej potrzeby.
W koncu zapytali czy zgadzam sie na przebicie wod w celu przyspieszenia akcji bo skurcze nie chcialy
byc czestsze niz co 5 minut.
Pewnie ze sie zgodzilam.
No i sie zaczelo.
Jak mi lekarka wsadzila lape to myslalam ze to juz koniec - wygielo mnie z bolu na lozku, ktos wsadzil mi do buzi rurke i kazal oddychac -
to Chris podawal mi gaz do wdychania.
Ulge poczulam dopiero jak wody odeszly, chlusnelo cieplymi plynami po nogach i pomyslalam wtedy ze jeszcze jednak
bede zyla
Ten gaz zamiast pomoc to tylko pogorszyl moje samopoczucie na nastepne 10 minut bo krecilo mi sie w glowie i
bylo niedobrze, wiec mimo ze
do konca porodu jeszcze 100 razy mi go proponowali nie sorzystalam
Po godzinie od przebicia wod skurcze silniejsze ale nie czestsze -
mialam zdecydowac czy chce kroplowke na przyspieszenie - no pewnie ze chcialam
I od tamtej pory mialam jazde bez trzymanki.
nie dosc ze kazdy skurcz silniejszy od poprzedniego to przerwy coraz krotsze.
A najgorsze bylo ze z bolu tracilam oddech ktory przeciez tak wazny jest dla malenstwa,
no wiec Chris i polozna ciagle do mnie gadali ''oddychaj, oddychaj,, i
i oddychali razem ze mna - dobrze ze za rada Hanki mielismy mnostwo mineralki do picia bo oboje z Chrisem
mielismy sucho w buzi jak na saharze od tego oddychania
a miedzy skurczami przysypialam
nie pamietam dokladnie godziny w ktorej poczulam ze nie daje rady, nie radze sobie z bolem, do tego czulam
potrzebe parcia a ciagle nie mialam
pelnego rozwarcia, bo tylko 8cm....krzyczeli zebym nie parla tylko oddychala, a ja czulam ze zaraz mnie rozsadzi
jak granat
chcialam znieczulenie, jakiekolwiek zeby tylko przestalo bolec, ale skurcze mialam juz tak czesto ze zanim
powiedzialam poloznej ze
chce, zanim rzucila mi wyklad na temat tego co mam do wyboru to chyba 40 minut minelo.
a jak juz zdecydowalam ze chce petydyne w noge to powiedziala ze ok ale potem moze sie zdarzyc ze maly bedzie ospaly po porodzie
i zrezygnowalam...
do nastepnego skurcza - tak mnie wygielo z bolu ze tylko krzyknelam EPIDURAL
po pol godzinie przyszedl anestezjolog z calym osprzetem, bylo po 17.
zaczal wypytywac mnie o historie moich chorob, chorob w rodzinie, nic nie pamietam z tamtej rozmowy,
Chris mowi ze na kazde pytanie odpowiadalam
NIE.
Potem wymienial o skutkach ubocznych znieczulenia: wymioty, zawroty glowy, bole nog. Ale ja wiedzialam ze juz gorzej czuc sie nie moge.
Podpisalam jakis papier i kazali mi usiasc na lozku ze spuszczonymi nogami.
oparlam glowe o Chrisa, na kolanach mialam poduszke ktorej musialam kurczowo sie trzymac zeby opanowac drżenie rąk,
Wbijal mi sie miedzy kregi miedzy jednym a drugim skurczem.
I wtedy poczulam ze doslownie siedze na glowce malego.
Dostalam pierwsza dawke leku i powiedzialam ze musze sie polozyc.
Przy nastepnym skurczu zaczelam przec
Tu zaczyna sie najpiekniejszy moment porodu - przy kazdym skurczu parlam 3 razy na trzech krociutkich glebokich
wdechach.
Na poczatku Chris siedzial z boku na fotelu. Miedzy skurczmi usmiechalismy sie do siebie wiedzac ze to kwestia
minut a Szymek bedzie w naszych
ramionach
Pierwszy raz na kazdy skurcz czekalam jak na zbawienie, moglyby w ogole nie mijac, moglam przec bez konca.
Jak parlam to krzyczalam glosno bo krzyk dodawal mi sil. Ba, darłam sie ze pewnie dzieci na sasiednim poporodowym pobudzilam
I Chris tez sie darł i polozna sie darła

Tylko lekarka stała i usmiechala sie szeroko
Chris stanąl za polozna i lekarka i patrzył jak z każdym parciem powoli wysuwa sie łepek naszego synka,
przekrzykiwał mnie ze wcale sie nie cofa do tyłu
(bo bałam sie ze mimo parcia nie zechce wyjsc i potrzebne beda kleszcze, zreszta ja sobie wiele zlych rzeczy wyobrazalam

)
W koncu poczulam ze częsc głowki naprawde jest juz na zewnatrz, dotykałam jej, taka obślizgła łepetynka wystawała spomiedzy moich nog i bardzo pchała sie na swiat
Przy kolejnym skurczu URODZIŁAM !
Dostalam ataku placzu, Chris tez zalewał sie łzami a melenki Szymek darł sie w niebogłosy obwieszczajac wszem i
wobec ze oto przyszedl na swiat caly i zdrowy
Cała ciaze nekały mnie czarne mysli o dziecku uduszonym pepowiną - jedna z wielu rzeczy jakie mi polozna powiedziala bylo ze mialam bardzo dlugą pepowine i maly owiniety nią
był trzy razy.
Ale nic mu sie nie stalo, dostal 9 punktów w pierwszej minucie zycia, w 5 minucie - 10 punktów, jeden punkt zostal odjety za plamnki na skorze.
Caly czas widzialam jak polozne badaja i wycieraja moje malenstwo, Chris napierniczal fotki

, wysłałam esa mamie i teściowej i po chwili dostalam moje maleństwo do rąk !!
znowu zaczelismy plakac wszyscy troje
Chris na przemian całował to malego, to mnie, polozna pomagała przystawic mi malego do piersi i jak sie w koncu przyssał to ssał godzine moj maly głodomorek
Ja za to gadałam do niego jak najeta o tym jak na niego czekalismy, jak go kocha,, jaki jest piekny i moj i tatusia
W odwecie synio mnie obsiusiał
Poczułam sie taka wyjatkowa
Nie wiem kiedy, nie wiem jak, w kazdym badz razie w tym czasie kiedy karmilam po raz pierwszy urodzilam a moze mi wyjeli łożysko ktore niestety zaczelo sie odklejac
stad to obfite krwawienie przez caly porod i stad moje przymusowe przykucie do lozka.
ale czy to teraz wazne
W czasie jedzonka polozna zaszczepiła moje maleństwo. Poźniej tatus wział synka na rece i usiedli sobie w
bujanym fotelu poprzytulac sie pierwszy raz
Mnie poodlaczali od kroplowki, wyjeli z plecow te rurki czy igly od zzo i pomogli wstac.
Sama poszlam zrobic siusiu i dostalam zaproszenie na cieplą kąpiel lub prysznic do wyboru.
Zanurzylam sie w cieplej wodzie i poczulam jak odplywa ze mnie cale zmeczenie.
Odswiezona i z nowymi silami wrocilam do moich ukochanych chlopakow, tatus szeptal cos synkowi do ucha,po chwili dał mi malenstwo
a sam spakowal torby i przewiezli nas na poporodowa sale...
Caly porod choc kompletnie inny od tego ktory sobie wyobrazalam i planowalam, choc bardzo bolesny i niekrótki wspominam
jako najwspanialsze przyzycie pelne wzruszen i pozytywnych emocji.
Duza w tym zasluga nieocenionego Chrisa i poloznej ktorzy doslownie rodzili razem ze mna.
Tylko raz kazalam sie Chrisowi zamknac

jak zaczal mi gadac ze boli bo musi
tez mi filozofia
Pamietam ze przed porodem balam sie ze z nerwow, bolu i cierpienia zapomne jak gadac po angielsku a ja nawijalam jak
najeta jak cos chcialam hehe.
Wszystkim kobitkom ktore czeka porod radze zabrac ze soba jedzenie dla siebie i męża/partnera.
On jest obserwatorem i poloznikiem dwa w jednym potrzebuje jesc zeby miec sily na pomoc dla nas.
Rodzaca nie czuje głodu ale musi jesc zeby miec sily na parcie i na to by zajac sie malenstwem po porodzie.
Nie chcialambym przespac pierwszych godzin po porodzie bo to prawdziwie magiczne chwile dlatego wdzieczna jestem Chrisowi
ze wmuszal we mnie kanapki, biszopty i sznikersa
Dolna czesc mojego ciala i moje dziecko swietnie ze soba wspołgrały - w efekcie nie peklam ani nie zostalam nacieta
Polozna wspomniala o malej ranie zewnetrznej po prawej stronie, piekło mnie przy siusianiu tylko pierwszej nocy.
Wiec stan mojego podwozia naprawde mnie zadowala tym bardziej ze wygodniej nam z Szymonkiem jesc na siedzaco niz na leząco.
Opis mozliwe ze troche bez ładu i składu ale staralam sie napisac wszystko w miare szybko
Czasem jedna reką bo cycolilismy z malym, czasem dwiema ale z duchem na ramieniu czy zaraz nie dostane wezwania do pieluszowej awarii
wiec prosze o wyrozumialosc wzgledem mojego watpliwego talentu pisarkiego
